Ksiądz Boguś - tak większość nas, kapłanów, mówiła o śp. ks. prał. Bogdanie Górskim, proboszczu parafii św. Antoniego w Toruniu. Choć tak wypowiadane zdrobniale imię mogło
wzbudzać zdziwienie, gdy stawało się naprzeciw człowieka o tak masywnej posturze, to jednak po krótkim kontakcie z osobą Księdza Prałata określenie to stawało się adekwatne do jego
osobowości. „Niech w Waszych serduszkach będzie pokój, a na buziach uśmiech” - takich i podobnych zdrobniałych określeń często używał, dlatego mimo dojrzałego
już wieku i zacności pozostawał nadal Księdzem Bogusiem. I z tym określeniem czuł się chyba najlepiej.
Dobroć i pokój charakteryzowały tego Pasterza, który przewodził wspólnocie św. Antoniego - duchowego syna Biedaczyny z Asyżu. Ten charyzmat franciszkański emanował z Proboszcza
na Wrzosach. I to było główną przyczyną integracji wiernych przy Panu Bogu i przy kościele. Tak pięknie i dynamicznie realizowano budowę kościoła - wspólnoty i świątyni
Pańskiej. Kto z parafian nie pamięta pospolitego ruszenia przy budowie domu parafialnego i kościoła? Na początku lata 1988 r. około godz. 21.00 po raz pierwszy miałem okazję
być na placu budowy, na którym ponad 40 osób z wielkim zaangażowaniem trudziło się przy budowie domu parafialnego i kaplicy. Ten widok napełniał podziwem wszystkich odwiedzających
nowego Proboszcza, natomiast jemu samemu dawał wielką radość i satysfakcję. Z poczuciem zdrowej dumy mówił o swoich parafianach, chlubiąc się nimi wobec swoich współbraci.
Od samego początku wielu wiedziało, że ich Proboszcz nie cieszy się pełnym zdrowiem, ale Ksiądz Boguś dyskretnie ukrywał to pod swoim serdecznym uśmiechem. Krzyż cierpienia Duszpasterza na Wrzosach
był wpisany w jego pracę pasterską, stając się fundamentem budowy świątyni i kształtowania ludzkich sumień. Każda niedyspozycja zdrowotna, która eliminowała Księdza Bogdana z udziału
w czynnym życiu duszpasterskim, była przeżywana z wielkim bólem i smutkiem, powierzanym Miłosierdziu Bożemu. Wszyscy jednak wiedzieli, że ich Proboszcz choć nieobecny,
towarzyszy im w sposób duchowy. Dowodem tego może być fakt ostatniej wizyty duszpasterskiej, czyli kolędy w parafii. Myślą i sercem towarzyszył swoim współpracownikom,
księżom: Jackowi, Andrzejowi i Piotrowi, którzy z błogosławieństwem Bożym nawiedzali parafian. Żywo do samego końca interesował się życiem powierzonych sobie wiernych. Była to w pewnym
stopniu duchowa pielgrzymka gasnącego już Proboszcza.
Można było zauważyć, że swoje życie traktował jako pielgrzymowanie. Korzystał z różnych możliwości, by nawiedzać miejsca święte. Pielgrzymowanie było mocno wpisane w jego biografię.
Wielu wspomina wspólne, pełne radości pielgrzymowanie do Ziemi Świętej, Rzymu, Fatimy, a zwłaszcza do grobu św. Antoniego w Padwie. Z tej formy duszpasterzowania, a jednocześnie
wykorzystywania czasu wolnego czerpał Ksiądz Prałat nowe siły, dynamizm i optymizm w swojej pracy kapłańskiej. Było to prawdziwe „ładowanie akumulatorów”. Dawał temu
wyraz w wielkiej wdzięczności wobec Pana Boga i swoich przełożonych, bardzo cenił każde dostrzeżenie swojego zaangażowania i poświęcenia. Obdarowanie godnościami przez
Ojca Świętego i biskupa toruńskiego Andrzeja Suskiego były źródłem jego radości, co wyraźnie odczuwało całe jego otoczenie.
Wierny Sługa Winnicy Pańskiej, po 32 latach pracy kapłańskiej, z których połowę spędził na toruńskich Wrzosach, odszedł do wieczności w piątkowy wieczór 30 stycznia 2004 r.,
w obecności swoich bliskich i przyjaciół, z zapaloną świecą (światłem wiary), przy odmawianej Koronce do Miłosierdzia Bożego.
Dziękujemy Księże Bogusiu, że byłeś z nami, że stanąłeś na naszej drodze życiowej, że dzięki Tobie mogliśmy stawać się lepsi. I bardziej ufać Jezusowi.
Żegnamy się tak, jak napisałeś w swoim testamencie: „Do zobaczenia w niebie”. Twój optymizm i radość zostaną w naszych sercach, niech Bóg sprawi,
by zaowocowały w naszym życiu.
Z przyjacielskiego serca, z wielką wdzięcznością - Ks. Stanisław Majewski
Pomóż w rozwoju naszego portalu