Biskup Józef Sebastian Pelczar pragnął, aby w Kościele dokonywała się powolna, ale systematyczna transformacja, polegająca na coraz większym zaangażowaniu ludzi świeckich w ewangelizację świata. Najpierw
należało jednak wypracować właściwe relacje Kościoła do świata, gdyż te dwie rzeczywistości istniejące razem, przenikały się i nie można było jednej uważać za świętą, a drugiej za grzeszną. Ludzie świeccy,
stanowiący w Kościele zdecydowaną większość, byli z racji swojego powołania, jak gdyby z konieczności zmuszeni bardziej od kapłanów partycypować w sprawach doczesnych niż w duchowych. Dlatego, zdaniem
Ordynariusza przemyskiego, musiała nastąpić zdecydowana zmiana w stosunku katolików do spraw doczesnych i to na płaszczyźnie religijnej. Należało powoli, ale systematycznie zasypywać przepaść, jaka przez
wieki powstała między sprawami Bożymi a doczesnymi. Przecież zarówno rzeczywistość duchowa, jak i materialna były dziełem jednego Stwórcy. Nie mogły więc one pozostawać w stanie wykluczającego się przeciwstawienia.
Bp Pelczar przypominał, że Kościół „chociaż zdaje się troszczyć jedynie o rzeczy duchowe i niebieskie, nie pomija atoli i ziemskich, wszystkiemu, co dobre, dając swe błogosławieństwo”.
Duchowni musieli pamiętać, że nie tylko sprawy religijne, lecz także doczesne powinny stawać się płaszczyzną współdziałania z laikatem. Kapłani byli zobowiązani, zdaniem Biskupa, wyjść do swojego
ludu, często zagubionego i poranionego trudem życiowych doświadczeń, aby wspólnie z nim realizować apostolską posługę Kościoła w świecie. Dlatego zarówno duchowni, jak i świeccy powinni objąć swoją troską
całą rzeczywistość ziemską, a więc wszystkie sprawy społeczne, polityczne, ekonomiczne i kulturalne, które stanowiły podstawę i bazę ludzkiej egzystencji na ziemi: «Dziś nie wolno nam zamknąć się
w kościele, ale trzeba wychodzić na różne pola życia religijnego i społecznego i w różny sposób ciągnąć ludzi do Boga. Czynów zbożnych dziś trzeba, bo czyny więcej ważą niż słowa, a sam ruch społeczny
w naszych czasach, ogarniający szerokie dziedziny nędzy moralnej i materialnej, zmusza nas do pracy intensywniejszej».
Biskup Pelczar zwracając się do duchownych i świeckich, porównywał Kościół do troskliwej matki. Podkreślał w ten sposób jego opiekuńczy i wspólnotowy charakter, a także ukazywał, że było w nim miejsce
dla wszystkich, którzy pragnęli służyć Chrystusowi, tworząc jedną rodzinę Ludu Bożego. Proponowana przez Ordynariusza przemyskiego wizja Kościoła, odbiegała zasadniczo od tradycyjnego oraz instytucjonalnego
ujęcia, stanowiącego pozostałość józefinizmu i przesuwała akcent na wspólnotowość rodzinną: „Ten Kościół, jako matka płodna, zrodził nas na życie wiary, a teraz nas uczy, karmi, odziewa, strzeże,
cieszy i do szczęścia wiecznego prowadzi. Jakże tedy nie czcić, nie miłować, nie słuchać tej matki, jak nie wołać z Psalmistą: «Jeżeli cię zapomnę Jeruzalem - Kościele katolicki - niech
zapomnianą będzie prawica moja. Niechaj przyschnie język mój, jeślibym na cię nie pomniał» (por. Ps 137, 5-6)”.
Pasterz diecezji był przekonany, iż dzięki poświęceniu oraz ciężkiej pracy całych rzesz osób duchownych i świeckich, prawda Ewangelii przemieniała ludzkie życie oraz kształtowała chrześcijańską świadomość.
Dlatego wszelka działalność w sferze spraw doczesnych miała bazować na wartościach chrześcijańskich. Zdaniem Ordynariusza przemyskiego, do obowiązku szerzenia wiary katolickiej oraz do jej obrony powinni
poczuwać się wszyscy wyznawcy Jezusa, solidarnie zjednoczeni w jednej wspólnocie Kościoła. „Dzisiaj nie brak złych ludzi, którzy wypowiedziawszy wojnę Panu Bogu i Kościołowi Jego, jawnie lub skrycie
godzą na waszą wiarę: przeto jako w czasie najazdu nieprzyjacielskiego wszyscy zdolni do broni stawają w szeregach, by odeprzeć wrogów, tak i wy w obronie swej wiary jako też czci i praw Kościoła utwórzcie
pod wodzą waszych pasterzy jeden hufiec dobrze uzbrojony, jeden obóz mocno zwarty, którego by żadna siła przełamać nie zdołała”. Bp Pelczar pragnął, aby każdy katolik, bez różnicy stanu, czuł się
współodpowiedzialny za Kościół, aktywnie uczestnicząc w jego apostolskiej działalności. W swoim życiu powinien więc odznaczać się „głęboką pobożnością, gorącem przywiązaniem do Kościoła św. i Stolicy
Apostolskiej, niezłomną wiernością w zachowywaniu wszystkich przykazań i nieustraszoną odwagą a zarazem gorliwością apostolską w obronie i krzewieniu zasad i dążności katolickich”, gdyż to stanowiło
rękojmię „prawdziwego szczęścia nie tylko jednostek i rodzin, ale także całego społeczeństwa”.
Niegodnym naśladowania przykładem była, według Biskupa, pewna grupa duchowieństwa i katolików świeckich, szczególnie liczna w krajach Europy Zachodniej. Ludzie ci za mało zdecydowanie stawali w obronie
czystości wiary i dobrych obyczajów, przejawiając w walce ze złem niewiele męstwa, energii i ofiarności. Największe obawy Ordynariusza wzbudzała uległość wobec liberalizmu moralnego, a także pojawiające
się w tamtych wspólnotach kościelnych podziały, prowadzące do rozbicia katolików na zwalczające się obozy i stronnictwa. Niebezpieczne stawało się również niewolnicze wręcz podporządkowanie się wielu
wiernych wrogim Kościołowi rządom, w których zdecydowaną większość stanowili socjaliści i masoni. Postawa taka prowadziła, zdaniem bp. Pelczara, do niegodnego i poniżającego paktowania ze złymi ideologiami,
wśród których przodował modernizm, nazwany przez papieża Piusa X „zlepkiem wszelkich herezyj (omnium haereseon collectum)”.
Pomóż w rozwoju naszego portalu