Liturgię Niedzieli Palmowej na ogół wszyscy kojarzymy z uroczystym wjazdem Jezusa do Jerozolimy. Liście palmowe, zamienione w naszej polskiej tradycji w kolorowe palemki z rozwijającymi się wierzbowymi
baziami (których połknięcie ma podobno chronić od chorób gardła), zacierają w naszym myśleniu właściwą nazwę tego dnia: Niedziela Męki Pańskiej, i zmieniają ten obchód w radosne święto wiosny, taką małą
„przedwielkanoc”.
Tymczasem liturgia tego dnia pozwala nam zanurzyć się w rozważanie Męki Chrystusa. Radość tłumów wiwatujących na cześć przybywającego do Jerozolimy Mesjasza jest zaprawiona goryczą pamięci o tym,
co stanie się już niedługo, w ów dzień, kiedy te same wiwatujące teraz tłumy będą krzyczały: „Na krzyż z nim!” (Mt 27, 22). Odczytywany długi ewangeliczny opis Męki Zbawiciela (często
z podziałem na role, dla większego uplastycznienia opowiadania) i wymowne milczenie w postawie klęczącej, gdy czytający opiszą sam moment śmierci, pomaga nam odczuć tę gorycz i rozważyć w sercu, jak wysoką
cenę za nasze zbawienie zapłacił Bóg Człowiek.
Ta liturgia jest świadkiem tego, co w pobożności chrześcijan było obecne prawie od samego początku: chęci pobożnego rozważania Chrystusowej Męki. Myślę, że w kontekście dyskusji, jaką wywołał film
Mela Gibsona, próbujący pomóc odnaleźć się (chciałem napisać „widzom”, ale lepsze chyba w tym przypadku byłoby określenie „uczestnikom misterium”) w tłumie ludzi, uczestniczących
w krzyżowej drodze Jezusa, warto zastanowić się nad tym, jaki sens dla chrześcijanina ma rozważanie Męki Jezusa. Może nam w tym pomóc przypomnienie sobie historii takich znanych i praktykowanych do dziś
nabożeństw jak Droga Krzyżowa czy Gorzkie Żale. Rozważanie Męki Pańskiej bowiem to nie swojego rodzaju sadystyczne lubowanie się w opisach okrucieństwa bez żadnego wpływu na nasze życie. Rozważanie Męki
Pańskiej, przez wieki obecne w chrześcijańskiej pobożności, to raczej próba obecności przy ostatnich godzinach Tego, który powiedział, iż „nie ma większej miłości od tej, gdy ktoś życie swoje oddaje
za przyjaciół swoich” (J 15, 13). Żeby zrozumieć taką miłość, miłość do końca, trzeba przy niej być…
Reklama
Śladami Męki Zbawiciela
Choć już św. Paweł od początku głosił „Jezusa Chrystusa i to ukrzyżowanego” (1 Kor 1, 23. 2, 2), to jednak udokumentowana historia kultu pasyjnego sięga dopiero IV w., kiedy to cesarzowa Helena
odnalazła relikwie Krzyża Świętego. Cześć wobec relikwii Krzyża, „podzielonego na małe kawałki dla całej ziemi”, jak mówił w 348 r. św. Cyryl Jerozolimski, była już w tym czasie powszechna.
Wtedy też znacznie rozwinął się ruch pielgrzymów, pragnących dotknąć miejsc, które Zbawiciel skropił swoją krwią. Ten ruch odwiedzania miejsc związanych z Męką Chrystusa stał się praźródłem współczesnego
nabożeństwa Drogi Krzyżowej. W XI w., kiedy władzę nad Palestyną przejęli ponownie muzułmanie, zabronili oni w Jerozolimie publicznego kultu, dlatego nabożeństwa odbywały się jedynie na Kalwarii.
Nową falę zainteresowania Ziemią Świętą przyniósł okres wypraw krzyżowych. Krzyżowcy i przybywający do Jerozolimy pielgrzymi usiłowali zlokalizować miejsca święte i uczcić je odpowiednimi budowlami.
Nie wszyscy mogli pielgrzymować do Ziemi Świętej; tym, którzy nie mogli tam się udać, pomagały procesje „jerozolimskie” bractw Męki Pańskiej. Jedno z najbardziej znanych powstało w Krakowie
w 1595 r. W rozważaniu tajemnic Męki Pańskiej miały też pomagać świątynie i całe zespoły obiektów budowanych na wzór miejsc świętych w Jerozolimie. Zespoły takie, zwane kalwariami, pojawiły się na
Zachodzie w XV w.; w Polsce pierwsza świątynia najbardziej znanej Kalwarii Zebrzydowskiej powstała w 1600 r.
Nabożeństwo Drogi Krzyżowej pojawiło się w Polsce już w XVI w.
Kolejność i liczbę stacji jerozolimskich ustalono dopiero w XVIII stuleciu. W tym samym okresie zaczęto również w Polsce wprowadzać praktykowaną do dziś, czternastoetapową drogę krzyżową, umieszczając
stacje w świątyni, na dziedzińcu przykościelnym albo w korytarzach zabudowań klasztornych.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Reklama
„Przypatrz się, duszo, jak Cię Bóg miłuje”
Temat Męki Chrystusa podejmują również Gorzkie żale - nabożeństwo rdzennie polskie, powstałe w początkach XVIII w. Na powstanie Gorzkich żali w formie, którą znamy obecnie, w dużej mierze wpływ
miały trzy czynniki: pieśni kościelne o Męce Pańskiej, średniowieczne misteria i dialogi pasyjne oraz układ jutrzni brewiarzowej. Wydaje się, że decydujący wpływ na powstanie Gorzkich żali wywarły średniowieczne
misteria (miracula) i dialogi pasyjne. Misteria były czasem bardzo rozbudowane, np. pasja dominikańska składała się ze 108 scen i była grana aż przez 4 dni! Z biegiem czasu misteria pasyjne zaczęły przekształcać
się w pewien rodzaj nabożeństwa kościelnego, na wzór jutrzni brewiarzowej.
Autorem tekstu Gorzkich żali jest ks. Wawrzyniec Stanisław Benik ze Zgromadzenia Księży Misjonarzy św. Wincentego à Paulo. 2 stycznia 1707 r. zaproponowano ułożenie i wydanie nowego sposobu
odprawiania nabożeństwa pasyjnego, a już w lutym podano gotowy tekst do druku. Po raz pierwszy odśpiewano je w pierwszą niedzielę Wielkiego Postu 1707 r. W niedługim czasie uzyskały one także zatwierdzenie
Stolicy Apostolskiej. Dość szybko Gorzkie żale stały się nabożeństwem bardzo popularnym i chętnie celebrowanym. Misjonarze zaprowadzali je w swoich placówkach, a ponieważ w XVIII w. prowadzili 22 z 31
istniejących w Polsce seminariów, zaszczepili w wielu młodych kapłanach umiłowanie do tego nabożeństwa. W ten sposób Gorzkie żale odprawiano w całym kraju. O ich powodzeniu świadczy fakt, że w ciągu zaledwie
pół wieku ukazało się przynajmniej piętnaście wydań. Polscy misjonarze zawieźli to nabożeństwo również poza granice naszego kraju, między innymi do Chin. Pojawiły się tłumaczenia na język litewski (już
w 1750 r.), a także na niemiecki czy angielski.
* * *
Czy nabożeństwa pasyjne i rozważanie Męki Pańskiej w czasach „wychowania bezstresowego” i grubo lukrowanego hurraoptymistycznego chrześcijaństwa nie jest jakimś przeżytkiem? Czy współczesny
człowiek potrzebuje jeszcze rozważać mękę, skoro wydaje się ze wszystkich sił uciekać od wszelkiego wysiłku i cierpienia? Czy jesteśmy podobni do wielu chrześcijan w USA, gdzie - jak zauważyła Joanna
Petry-Mroczkowska („Tygodnik Powszechny”, 7 marca 2004) - „doszła do głosu ewangelia dobrobytu, […] newage’owskie wynaturzenie zaprawione elementami chrześcijańskimi”
i gdzie - powtarzając za protestanckim teologiem Richardem Niebuhrem (Królestwo Boże w Ameryce, 1937) - „głównym przesłaniem religii staje się wizja Boga, który «bez gniewu i bez
sądu prowadzi ludzi do królestwa za sprawą Chrystusa bez krzyża»”? Renesans Drogi Krzyżowej, również tej odprawianej coraz tłumniej na ulicach naszych miast i wiosek czy w plenerze podczas
rekolekcji oazowych, oraz ciągle żywe Gorzkie żale pokazują, że wciąż chcemy rozmyślać nad ceną naszego zbawienia.
Wraz z pokoleniami chrześcijan, którzy przez wieki kształtowali pobożność pasyjną „rozmyślajmy dziś, wierni chrześcijanie, jako Pan Chrystus za nas cierpiał rany”… Rozmyślajmy zwłaszcza
dziś, w Niedzielę Męki Pańskiej i w Wielki Piątek. Tak dokonała się tajemnica naszego zbawienia.