Reklama

Wielkanocna niedziela

„A pierwszego dnia po szabacie bardzo wczesnym rankiem, kiedy jeszcze było ciemno, Maria Magdalena udała się do grobu i zobaczyła kamień odsunięty od grobu” (J 20, 1).
Chrystusa już w nim nie było. Zmartwychwstał!

Niedziela legnicka 15/2004

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Kwestia daty

Największy to i najwspanialszy dzień od chwili, gdy Bóg stworzył świat. Cały rok liturgiczny jest przygotowaniem i wznoszeniem się do tego dnia. Już pierwsze pokolenia chrześcijan uroczyście czciły pamiątkę Zmartwychwstania swojego Boskiego Mistrza.
Wielkanoc jest świętem ruchomym. Wiadomo, że Chrystus powstał z grobu w nocy z soboty na niedzielę, ale nie można ustalić stałej daty. W przeszłości było to przyczyną licznych nieporozumień. Sprawą zajął się Sobór Nicejski w 325 r. Ustalił on, że odtąd Paschę chrześcijańską obchodzić się będzie w niedzielę przypadającą po pierwszej pełni księżyca, zaraz po zrównaniu wiosennym. Sobór zapomniał jednak podać obowiązującą datę zrównania wiosennego, co stało się powodem dalszych nieporozumień, przeciągających się aż po VII i VIII w. Jedni bowiem byli zwolennikami ustalenia jej na 18, inni na 21, a jeszcze inni na 25 marca. Wreszcie za sprawą św. Bedy Czcigodnego i Karola Wielkiego przyjęto ostateczną wersję - 21 marca.
Wielkanoc obchodzona jest więc od VII-VIII w. po dziś dzień w niedzielę po pierwszej wiosennej pełni księżyca; najwcześniejszy możliwy termin Wielkanocy przypada na 22 marca. Zdarzyło się to ostatnio w 1818 r., ponownie zdarzy się w 2285 r. Najpóźniejszy możliwy termin - 25 kwietnia, ostatnio w 1943 r., powtórzy się w 2038 r.

Rezurekcja

Godzina zmartwychwstania Chrystusa pozostaje Bożą tajemnicą. Na pamiątkę i ku czci tej osłoniętej nocą chwili na całej polskiej ziemi obchodzi się rezurekcję. Opis tej uroczystości w drugiej połowie XVIII w. daje nieoceniony ks. Kitowicz; „Rezurekcyja albo procesyja w Dzień Wielkanocny cum Sanctissimo z grobu wyjętego bywała taka, jaka jest i dzisiaj, trzy razy obchodząca dokoła po kościele wewnątrz albo dokoła kościoła po cmentarzu lub krużgankach kościelnych, według sposobności, jaka gdzie była. Zaczynała się ta procesyja w miastach wielkich zazwyczaj o godzinie północnej z soboty na niedziele. Gdzie atoli były katedry, zaczynała się w wieczór w sobotę o godzinie dziewiątej. Po wsiach i miasteczkach małych, do których parochij należały wsie, zaczynała się do dnia w niedzielę albo też na wschodzie słońca. Niemal wszędzie po wsiach i małych miasteczkach podczas tej uroczystości procesyi strzelano z moździerzów i z harmatek, 2 organków, tj. kilku lub kilkunastu rur w jedno łoże osadzonych, w jednym rzędzie żłobkowatym zapały mających, albo też z ręcznej strzelby, pod którą w niektórych miejscach stawali żołnierze, gdzie mieli konsystencyje [stali załogą], a gdzie nie było żołnierzy, mieszczankowie z różnych cechów lub na wsiach parobcy. A że ci ludzie wyćwiczeni w taktyce [mustrze wojskowej] częstokroć nie razem, lecz po jednemu lub po kilku wydali ognia, co się czasem i żołnierzom trafiało, przeto urosło przysłowie między myśliwymi kiedy w kniei gęsto do zwierza strzelano: strzelają jak na rezurekcyję”.
Po rezurekcji krewni, sąsiedzi, znajomi podchodzili do siebie, witając się słowami: „Chrystus zmartwychwstał”, a powitany odpowiadał: „Zmartwychwstał prawdziwie”. Składano sobie życzenia zdrowych, spokojnych świąt, tak jak dzisiaj. Tylko pszczelarze i bartnicy chyłkiem pomykali, aby nie być przez nikogo zagadniętym, bo: „W dzień Zmartwychwstania Pańskiego, ten kto się zajmuje pszczołami, powinien iść do spowiedzi i przyjąwszy komunię świętą, udać się z kościoła prosto do pszczelnika, przez drogę na nikogo nie patrząc i z nikim nie rozmawiając. Przyszedłszy na miejsce, trzeba natychmiast chuchnąć do każdego ula i do wylotu, obejść go wkoło do trzeciego razu, a tego roku pszczoły będą się roiły obficie”
Niechże i te pracowite stworzenia owionie łaska Zmartwychwstałego. Niech Jego błogosławieństwo spocznie na całym dobytku; po powrocie z kościoła gospodarz obchodził całą zagrodę, kropiąc ją wodą poświęconą w Wielką Sobotę.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Reklama

Wielkanocne śniadanie

Teraz można było zasiąść do wielkanocnego śniadania. Stół zasiano śnieżnobiałym obrusem. Od tego tła cudnie odbijały brązy wędlin i pieczywa, pstre mozaiki pisanek i głęboka zieleń bukszpanu czy modrookiego barwinka, który zdobił wszystko: zwój kiełbasy, nos pieczonego prosięcia, szynkę, nadziewany wątróbką brzuszek kapłona, kawałki korzeni chrzanu, baranki z masła, biało lukrowaną babę z rodzynkami, strucle z serem, kołacze z orzechami i paskę - wielkanocny pszenny chleb. Na ozdobnym talerzyku leżały pokrojone w ćwiartki jajka ze święconki. W ubogich domach stół nie był tak suto zastawiony, ale nawet w najbiedniejszych znajdowało się w tym dniu mięso, paska i kraszanki.
We wszystkich domach śniadanie rozpoczynano od dzielenia się poświęconym jajkiem, częstowania się nawzajem tym niezwykłym produktem, który zawiera w sobie zaklęte życie. Wierzono, że skorupka też ma nadzwyczajną moc; chroni przed szczurami i myszami, dlatego warto ją rozkruszyć i porozsypywać po kątach izby, komory i sieni. Gospodyni sypała też garstkę za płot, na rolę. Niechże żytko rośnie wysoko i dźwiga ciężkie kłosy. Resztę skorupek obnoszono w otwartej dłoni wszędzie tam, gdzie chadzały kury. Miało przydać im to zdrowia, a gospodyni jajek.
Także kości ze święconego mięsa nie mogły się zmarnować. Dawano je domowym kotom myszołapkom i psom - wiernym stróżom. Przez najbliższy rok wścieklizna nie będzie się ich imać.
Zgromadzona przy odświętnym stole rodzina z apetytem pałaszowała jadło, które gospodyni przygotowywała przez kilka dni. Roboty żadnej nie ma, tylko żywinę nakarmić, a i to zostało nagotowane poprzedniego dnia. Spokój, cisza. Za szybkami pola pokryły się zielonym kobiercem zbóż, drzewa obsypały pąkami nabrzmiałymi jak krople deszczu. Tylko patrzeć, jak zaczną pękać, odpadnie brązowa łuseczka, która lśni w słońcu, i ukaże się z początku tylko strzępek liścia, ale z każdym dniem będzie nabierał dojrzalszych kształtów.

Reklama

Malowane jajka

Gospodarz usiadł na przyzbie i pyka z fajeczki. Obok niego gospodyni położyła spracowane dłonie na kolanach, plecami wsparła się o ciepłą od słońca, wybieloną ścianę chałupy.
- Piękny ten świat Boży, kiedy po zimowej śmierci zmartwychwstaje nowy, czysty, nieskalany... Czy będzie rodzić? Czy pozwoli ludziom żyć w dostatku? - myśleli. I wydawało im się, że znają sposoby na to, by pobudzić moc rodzenia przyrody. Czyż święta te nie upływały pod znakiem jajek? A jajo to życie zaklęte. Powiadano też, że Chrystus Pan powstał z grobu jako pisklę z jaja. Tak i wiosna przebiła się przez skorupę lodu.
Zabawy z jajkami trwały przez całą Wielką Niedzielę. Po południu młodzież gromadziła się na tłuczenie jaj. O, to był prawdziwy hazard! Stukano pisanką o pisankę. Czyja wytrzymała i nie pękła, tej właściciel otrzymywał w nagrodę tę nie uszkodzoną kraszankę. Zawsze trafiło się jajko o wyjątkowo twardej skorupie. Takie przysporzyło temu, kto je trzymał w garści, całą kobiałkę jajek.
O tym, że jajko ma niezwykłą moc, wiedzieli ludzie już co najmniej pięć tysięcy lat temu, Właśnie tyle lat liczą najstarsze pisanki ze znaleziska w Asharah. Występowały one w kulturach starożytnych Persów, Chińczyków i Fenicjan. Na ziemiach polskich znaleziono pisanki, które pochodzą z X w., ale możliwe, że ludność słowiańska znała je wcześniej. Pierwotnie pisanki były przedmiotem magicznym, służącym do obrony domostwa przed złymi duchami. Zakopywano je u wejścia do chaty, pod progiem, aby broniły wstępu złym mocom. Utrwalone na skorupie motywy służyły właśnie temu celowi.
Malowanie jaj uważano za warunek istnienia świata i wierzono, że poniechanie tego zwyczaju sprowadzi katastrofę. Jednak w najbardziej powszechnym pojęciu jajko było symbolem cyklicznie odradzającego się życia, ukrytej siły witalnej, wielkich możliwości rozrodczych. Stąd głębokiej wymowy nabiera praktykowany w całej Polsce zwyczaj wzajemnego obdarowywania się kraszankami przez zakochanych. Czasem było i tak, że chłopak ofiarował dziewczynie pisankę, a ona mu dała własnoręcznie malowane jajko zawinięte w piękną chusteczkę, którą zawczasu umyślnie na tę okazję przygotowała.

Reklama

Zwyczaje ludowe

Spracowani ludzie odpoczywali na przyzbach. Teraz mieli czas, by przywitać wiosnę. Byli jej wdzięczni, że znowu przybyła, tak tęsknie wypatrywana przez całą długą zimę. W to niedzielne popołudnie dziewczęta przygotowały „nowe łatko”, zwane też „gaikiem” - symbol wiosny. Był to pęk zielonych gałązek albo drzewko bogato przystrojone wstążkami i kwiatami z bibułki. „Gaik” musiał być kolorowy jak majowa łąka, Szedł przez wieś korowód odświętnie wystrojonych dziewuch (to drużki panny wiosny), niósł „nowe łatko” i śpiewał zatrzymując się przed każdą chatą. Dawniej dziewczętom towarzyszyli chłopcy, którzy nieśli „kurka” - uosobienie męskich, ognistych zapładniających sił. Czasem był to żywy, a dla spokoju upojony alkoholem kogut, a częściej wyrzeźbiony z drewna lub ulepiony z gliny. Drewnianego albo glinianego wieziono na wózku pomalowanym na czerwono. „Kurek” objeżdżał całą wieś, szczególnie natarczywie dobijając się do tych chałup, w których były panny na wydaniu. Obwożeniu „kurka” towarzyszył śpiew:

A i wy, dziewuchy,
Złóżta po sześć groszy.
Puścimy koguta do jednej kokoszy.
Bo ten nasz kogucik
Nie na darmo skoczy,
Osiemnaście kurcząt od razu wypłoszy.
A i wy, mateczki,
Przykażcie swym córom,
Żeby nie właziły do stodoły dziurą.
Cielętom po siano,
Krowom po zguniny,
Dyngus ci to, dyngus, pani gospodyni.

Za taką śpiewkę dziewczęta dawały chłopcom pisanki. Pachnąca młodą zielenią Wielkanoc, czas radości, nowych nadziei i odpoczynku. A Chrystus Zmartwychwstały przebitą dłonią błogosławił strudzonym ludziom, pokornym zwierzętom i zapłodnionej glebie. Unosił rękę zupełnie tak jak na świętym obrazie w paradnej izbie.

2004-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Marcin Zieliński: Znam Kościół, który żyje

2024-04-24 07:11

[ TEMATY ]

książka

Marcin Zieliński

Materiał promocyjny

Marcin Zieliński to jeden z liderów grup charyzmatycznych w Polsce. Jego spotkania modlitewne gromadzą dziesiątki tysięcy osób. W rozmowie z Renatą Czerwicką Zieliński dzieli się wizją żywego Kościoła, w którym ważną rolę odgrywają świeccy. Opowiada o młodych ludziach, którzy są gotyowi do działania.

Renata Czerwicka: Dlaczego tak mocno skupiłeś się na modlitwie o uzdrowienie? Nie ma ważniejszych tematów w Kościele?

Marcin Zieliński: Jeśli mam głosić Pana Jezusa, który, jak czytam w Piśmie Świętym, jest taki sam wczoraj i dzisiaj, i zawsze, to muszę Go naśladować. Bo pojawia się pytanie, czemu ludzie szli za Jezusem. I jest prosta odpowiedź w Ewangelii, dwuskładnikowa, że szli za Nim, żeby, po pierwsze, słuchać słowa, bo mówił tak, że dotykało to ludzkich serc i przemieniało ich życie. Mówił tak, że rzeczy się działy, i jestem pewien, że ludzie wracali zupełnie odmienieni nauczaniem Jezusa. A po drugie, chodzili za Nim, żeby znaleźć uzdrowienie z chorób. Więc kiedy myślę dzisiaj o głoszeniu Ewangelii, te dwa czynniki muszą iść w parze.

Wielu ewangelizatorów w ogóle się tym nie zajmuje.

To prawda.

A Zieliński się uparł.

Uparł się, bo przeczytał Ewangelię i w nią wierzy. I uważa, że gdyby się na tym nie skupiał, to by nie był posłuszny Ewangelii. Jezus powiedział, że nie tylko On będzie działał cuda, ale że większe znaki będą czynić ci, którzy pójdą za Nim. Powiedział: „Idźcie i głoście Ewangelię”. I nigdy na tym nie skończył. Wielu kaznodziejów na tym kończy, na „głoście, nauczajcie”, ale Jezus zawsze, kiedy posyłał, mówił: „Róbcie to z mocą”. I w każdej z tych obietnic dodawał: „Uzdrawiajcie chorych, wskrzeszajcie umarłych, oczyszczajcie trędowatych” (por. Mt 10, 7–8). Zawsze to mówił.

Przecież inni czytali tę samą Ewangelię, skąd taka różnica w punktach skupienia?

To trzeba innych spytać. Ja jestem bardzo prosty. Mnie nie trzeba było jakiejś wielkiej teologii. Kiedy miałem piętnaście lat i po swoim nawróceniu przeczytałem Ewangelię, od razu stwierdziłem, że skoro Jezus tak powiedział, to trzeba za tym iść. Wiedziałem, że należy to robić, bo przecież przeczytałem o tym w Biblii. No i robiłem. Zacząłem się modlić za chorych, bez efektu na początku, ale po paru latach, po którejś swojej tysięcznej modlitwie nad kimś, kiedy położyłem na kogoś ręce, bo Pan Jezus mówi, żebyśmy kładli ręce na chorych w Jego imię, a oni odzyskają zdrowie, zobaczyłem, jak Pan Bóg uzdrowił w szkole panią woźną z jej problemów z kręgosłupem.

Wiem, że wiele razy o tym mówiłeś, ale opowiedz, jak to było, kiedy pierwszy raz po tylu latach w końcu zobaczyłeś owoce swojego działania.

To było frustrujące chodzić po ulicach i zaczepiać ludzi, zwłaszcza gdy się jest nieśmiałym chłopakiem, bo taki byłem. Wystąpienia publiczne to była najbardziej znienawidzona rzecz w moim życiu. Nie występowałem w szkole, nawet w teatrzykach, mimo że wszyscy występowali. Po tamtym spotkaniu z Panem Jezusem, tym pierwszym prawdziwym, miałem pragnienie, aby wszyscy tego doświadczyli. I otrzymałem odwagę, która nie była moją własną. Przeczytałem w Ewangelii o tym, że mamy głosić i uzdrawiać, więc zacząłem modlić się za chorych wszędzie, gdzie akurat byłem. To nie było tak, że ktoś mnie dokądś zapraszał, bo niby dokąd miał mnie ktoś zaprosić.

Na początku pewnie nikt nie wiedział, że jakiś chłopak chodzi po mieście i modli się za chorych…

Do tego dzieciak. Chodziłem więc po szpitalach i modliłem się, czasami na zakupach, kiedy widziałem, że ktoś kuleje, zaczepiałem go i mówiłem, że wierzę, że Pan Jezus może go uzdrowić, i pytałem, czy mogę się za niego pomodlić. Wiele osób mówiło mi, że to było niesamowite, iż mając te naście lat, robiłem to przez cztery czy nawet pięć lat bez efektu i mimo wszystko nie odpuszczałem. Też mi się dziś wydaje, że to jest dość niezwykłe, ale dla mnie to dowód, że to nie mogło wychodzić tylko ode mnie. Gdyby było ode mnie, dawno bym to zostawił.

FRAGMENT KSIĄŻKI "Znam Kościół, który żyje". CAŁOŚĆ DO KUPIENIA W NASZEJ KSIĘGARNI!

CZYTAJ DALEJ

Bp Miziński: bądźmy wierni dziedzictwu św. Wojciecha

– Dzisiaj musimy się zapytać, co uczyniliśmy z tym dziedzictwem, które przyniósł nam św. Wojciech – mówił w homilii bp Artur Miziński, Sekretarz Generalny Konferencji Episkopatu Polski, który 23 kwietnia w uroczystość św. Wojciecha, patrona Polski przewodniczył Mszy św. w kościele św. Wojciecha w Częstochowie.

– Zapewnienie Chrystusa zmartwychwstałego w słowach: „Gdy Duch Święty zstąpi na was, otrzymacie Jego moc i będziecie moimi świadkami w Jeruzalem i w całej Judei, i w Samarii, i aż po krańce ziemi” zrealizowało się nie tylko w życiu apostołów, ale także w życiu i posłudze ich następców. Św. Wojciech jest tego jasnym przykładem – podkreślił bp Miziński.

CZYTAJ DALEJ

W siedzibie MEN przedstawiono szokujący ranking szkół przyjaznych osobom LGBTQ+

2024-04-24 13:58

[ TEMATY ]

LGBT

PAP/Rafał Guz

„Bednarska" - I społeczne liceum ogólnokształcące im. Maharadży Jam Saheba Digvijay Sinhji w Warszawie zostało najwyżej ocenione w najnowszym rankingu szkół przyjaznych osobom LGBTQ+. Ranking przedstawiła Fundacja "GrowSpace" w siedzibie Ministerstwa Edukacji Narodowej.

Ranking w gmachu MEN został zaprezentowany po raz pierwszy.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję