Film ten w pełni zasługuje na miano wielkiego dzieła. O wartości każdego filmu decyduje w dużej mierze scenariusz. W przypadku Pasji jego fundament stanowi niezwykła książka Anny Katarzyny Emmerich Żywot
i Bolesna Męka Pana naszego Jezusa Chrystusa i Najświętszej Matki Jego Maryji wraz z tajemnicami Starego Przymierza (w polskim wydaniu książka nosi tytuł Pasja). W maju 1987 r. Ojciec Święty wypowiedział
słowa, które warto w tym miejscu przypomnieć: „Sługa Boża Anna Katarzyna Emmerich poprzez szczególne powołanie mistyczne ukazywała światu ogromną wartość ofiary i współcierpienia z ukrzyżowanym
Panem Jezusem”.
Pasja Gibsona - co podkreśla wielu biblistów, w tym ks. prof. Chrostowski - jest zgodna z Prawdą przekazaną przez Ewangelię, co w przypadku takiego filmu jest bardzo ważne. Oczywiście
nie oznacza to, że reżyser nie miał prawa do dodania - wykraczając poza obszar Ewangelii - elementów (mających najczęściej charakter symboli), które ubogaciły treść filmu, podkreślając jego
główne przesłanie. Do takich scen zaliczam jakże głęboką w swojej treści scenę pokazującą spadającą z niebios na ziemię łzę w momencie, kiedy Chrystus zakończył na krzyżu swoje ziemskie życie. Jakże piękna
jest też scena otwierająca film, przedstawiająca Chrystusa rozmawiającego z Ojcem w Ogrodzie Oliwnym. Nie sposób nie podkreślić wspaniałych ról kobiecych (Maja Morgenstern, Monica Bellucci) i wysokiego
poziomu aktorskiego, który zaprezentował Jim Caviezel grając samego Chrystusa.
Co należy jednak z całym naciskiem podkreślić - nie poziom artystyczny filmu Gibsona jest najważniejszy. Najbardziej istotne jest to, że za jego sprawą miliony ludzi na całym świecie (w Polsce
ponad 3 miliony) mogło - patrząc na ekran oczyma wiary - w taki niezwykły i jakże głęboki sposób „uczestniczyć” w drodze krzyżowej Jezusa Chrystusa. Dzięki temu filmowi wielu ludzi
poznało Chrystusa. Wreszcie ten film przyczynił się do umocnienia wiary wielu chrześcijan i na pewien sposób zmusił ich do postawienia sobie wielu fundamentalnych pytań.
Kiedy patrzyłem na scenę biczowania Chrystusa, do mojego wnętrza docierał głos: ja także za to cierpienie Chrystusa jestem odpowiedzialny. To także za moje grzechy przypięte na końcu bicza haczyki
rozdzierały Jego ciało.
Ten film - i za to w sposób szczególny jestem wdzięczny Gibsonowi - pozwolił mi lepiej zrozumieć moje krzyże. Kiedy mam przed oczyma np. scenę przedstawiającą leżącego po biczowaniu Chrystusa
i cieknącą po Jego twarzy krew, to wówczas potrafię łatwiej dostrzec sens moich krzyży. O wiele łatwiej jest mi wówczas odpowiedzieć sobie na pytanie: dlaczego?
To nieprawda, że w filmie tym nie ma miejsca - a często się słyszy taki zarzut - dla miłości. Towarzyszy ona cierpieniu przez cały film. Czy oczy Chrystusa i oczy ocierającej chustą Jego
twarz Weroniki nie są napełnione miłością? Albo czy wiszący na krzyżu Chrystus nie kieruje w stronę swoich oprawców słów przebaczenia? Nawet samego arcykapłana przeraziły te słowa.
To prawda, że w filmie jest dużo krwi. I bardzo dobrze, że tak jest (nie zamykałem oczu na jej widok). Bowiem my chrześcijanie patrzymy na krew Chrystusa nie tylko przez wymiar fizyczny. Dlatego Jej
obecność w filmie Gibsona jest tak bardzo ważna i tak bardzo wymowna. Widzimy przecież Maryję, która z miłością i czcią pochyla się niemal nad każdą kroplą krwi, która spłynęła z umęczonego ciała Jej
Syna. Maryja ma świadomość tego, że krew Chrystusa ma w sobie zbawczą moc.
Nie można chrześcijaństwa (a tak by wielu chciało) sprowadzić jedynie do obrazów, figurek, szopek, choinek czy koszyka z święconką. Tak jak i nie można chrześcijaństwa uczynić modnym i nowoczesnym.
Nie można z chrześcijaństwa usunąć krzyża, ani sprowadzić ten krzyż na margines (a tego domaga się konsumpcyjny i nihilistyczny świat). A krzyż to m.in. ból fizyczny, upokorzenie, poniżenie i samotność.
Dlatego nie można stać się w pełni chrześcijaninem nie odkrywając tej wielkiej tajemnicy zawartej w krzyżu Chrystusa, a także zawartej w krzyżu, którego ciężar czuje się na swoich ludzkich „ramionach”.
Film, co było do przewidzenia, spotkał się z ostrą krytyką ze strony niektórych - należy z całym naciskiem podkreślić: niektórych - środowisk żydowskich i nie tylko. Biorący udział w debacie
telewizyjnej przedstawiciel związku gmin wyznaniowych żydowskich w Polsce P. Kadlcik określił go mianem koszmarnej bajki” (!). O wiele bardziej zadziwiająca była opinia sekretarza redakcji Tygodnika
Powszechnego - rzekomo katolickiego - P. Mucharskiego, który film Gibsona nazwał „poronionym dziełem”. Wspomagał go Adam Hanuszkiewicz, który do znudzenia powtarzał jedno słowo:
„kicz”. Jeżeli jestem przy Tygodniku Powszechnym (jakże ta gazeta była mi droga w latach 80.) to warto zacytować opinię Agnieszki Holand wygłoszoną podczas debaty zorganizowanej przez redaktora
naczelnego ks. Bonieckiego na temat Pasji, która wyznała, że oglądając film Gibsona widziała na ekranie tylko (!) „potwornie skrwawiony pulpet” (!). To co najmniej żenująca wypowiedź. Szkoda
że p. Holand trafiła za sprawą tej wypowiedzi na łamy wielu gazet, a nie stało się to sprawą zrobionego przez nią filmu, który spotkałby się z uznaniem widzów i krytyków. To prawda, że każdy ma prawo
do swojej oceny. Tylko że są słowa, których nie powinno się używać do formułowania swoich ocen czy opinii. Tym bardziej, kiedy dotyczą one - choćby w sposób tylko pośredni - takiego wydarzenia
jak to, które miało miejsce 2000 lat temu na Golgocie.
Tych, którzy nie widzieli jeszcze Pasji Mela Gibsona z całego serca do tego zachęcam.
Pomóż w rozwoju naszego portalu