„Miłością ożywieni służcie sobie wzajemnie” (Ga 5, 13). Wezwanie to winno wybrzmieć w uszach każdego chrześcijanina - wybrzmieć i zakorzenić w sercu. Bo przecież być chrześcijaninem,
to kochać.
Bardzo wyraźnie uczy takiej postawy Jezus w Ewangelii czytanej w tę niedzielę. Wraz z uczniami zmierza do Jerozolimy. Zmęczeni, pragną odpocząć w napotkanym miasteczku. Niestety, nie zostali przyjęci.
Dwaj z uczniów Jezusa, Jakub i Jan, synowie gromu, chcą odwetu: „Panie, czy chcesz, a powiemy, żeby ogień spadł z nieba i zniszczył ich?” (por. Łk 9, 54). Nienawiść nie jest jednak metodą
ewangelizacyjną. Nie można nikogo nawracać siłą. Przemoc rodzi przemoc; nienawiść rodzi nienawiść. Dlatego Jezus zabronił im.
Rozważając tę scenę ewangeliczną można wysnuć wniosek, że Jezus jest łagodny i miłosierny wobec grzeszników, a wymagający wobec swoich uczniów. Nie odwzajemnia nieżyczliwości mieszkańców miasteczka.
Zresztą tak postąpił również z celnikiem Zacheuszem, z Marią Magdaleną. „Bóg nie posłał swego Syna na świat po to, aby świat potępił, ale po to, by świat został przez Niego zbawiony” (J 3,
17). Wobec uczniów Pan jest jednak bardzo wymagający. Mają w jednym momencie zostawić przeszłość, rodzinę, wygodne życie. By być godnymi dźwigać krzyż Pana, by głoszona przez nich Ewangelia nawracała
ludzi, muszą dać z siebie wszystko - muszą dać siebie.
Patrząc na historię Kościoła przekonujemy się, że wyprawy krzyżowe (pozyskiwanie wyznawców poprzez wojnę i przemoc) nie nawróciły świata. Przeciwnie, rozniecały gniew i niechęć do Kościoła Chrystusowego.
Stosy, na których palono kiedyś heretyków, nie przysporzyły chrześcijaństwu ani jednego nowego wyznawcy; wielu natomiast odebrały wiarę. Ale przykład życia bezkompromisowo oddanego Bogu i bliźniemu nawracał
całe narody. I tak świadectwo męczenników pierwszych wieków spowodowało, że Kościół rozwijał się w ogromnym tempie. Już w I w. po Chrystusie Ewangelia objęła niemal całe imperium rzymskie. Na grobach
męczenników rosły wspaniałe świątynie, które gromadziły coraz większą liczbę chrześcijan.
Dziś świat jest spragniony Ewangelii. Ludzie noszą w swoim sercu potrzebę Boga, są spragnieni miłości. Zadaniem wierzących w Chrystusa jest dać światu to, czego tak bardzo potrzebuje. Jednak nie można
tego robić zbyt „nachalnie”. Potrzeba dużo delikatności i cierpliwości.
Rozmawiałem kiedyś z księdzem pracującym na misjach. Opowiadając o misyjnej pracy akcentował, jak bardzo ważna w pracy apostolskiej jest cierpliwość. Mówił o trzech rzeczach, które trzeba zabrać na
misje: 1) cierpliwość, 2) cierpliwość, 3) cierpliwość!
Zauważa się czasami, iż uczniowie Chrystusa, chcąc zmieniać świat, podsycają nienawiść, np. względem rządzących państwem, wytykają ich grzechy. Niczego pożytecznego w ten sposób nie osiągniemy. Przyczyniamy
się jedynie do jeszcze większych podziałów społecznych, a co najgorsze powodujemy niechęć do Kościoła.
Chrystus zabronił swoim uczniom takiej postawy. Zwrócił ich uwagę na stawianie sobie coraz większych wymagań, by przez świadectwo życia pociągnąć innych. Naszym zadaniem - wierzących w Chrystusa
- jest ewangelizować przez miłość. Pierwotna wspólnota chrześcijan rosła w liczbę tylko dzięki miłości. Więcej dobra wniesiemy, jeśli podejmiemy modlitwę za świat, za ludzi, niż krytykując i wywołując
spory.
Bł. Matka Teresa z Kalkuty, nawiązując do świadectwa pierwszych chrześcijan, mówiła: „Pierwsi chrześcijanie żyli dla Jezusa i oddawali swe życie za Niego, a ludzie rozpoznawali ich po tym, że
kochali się wzajemnie; świat nigdy nie potrzebował tak bardzo miłości jak dzisiaj”. Przypomina o tym również Jan Paweł II w słowach: „Współczesny świat nie potrzebuje głosicieli Słowa.
Potrzebuje głosicieli o tyle, o ile są świadkami”.
Spotykając się z młodzieżą na katechezie przekonałem się, że więcej dobra można wnieść w ich życie przez łagodność, życzliwe słowo, niż przez złość, krzyk, negatywną ocenę. Uczniowie są spragnieni
miłości. Chcą słuchać o Chrystusie, który pochyla się nad słabym, cierpiącym człowiekiem. Chcą w katechecie widzieć Chrystusa, który pochyla się nad każdą ludzką nędzą. Uczniowie „próbują”
swego katechetę, sprawdzają na początku jego wytrzymałość. Ważne, by nie dać się sprowokować. W pracy z młodzieżą również najważniejsze są trzy rzeczy: 1) cierpliwość, 2) cierpliwość, 3) cierpliwość!
W ten sposób można dotrzeć do wszystkich. Nawet do tych, których określa się w środowisku nauczycielskim mianem „beton odporny na wiedzę i na wychowanie”.
Na koniec jeszcze raz słowa św. Pawła: „Miłością ożywieni, służcie sobie wzajemnie” (Ga 5, 13). Jeśli staną się one treścią naszego życia, chrześcijaństwo ma szansę na rozwój. Bo miłość
jest jedyną drogą do Jezusa i jedyną drogą do zbawienia.
Pomóż w rozwoju naszego portalu