Dzień VIII
Bóg jest jak rzeźbiarz. Formuje każdego z nas byśmy byli tacy jak On tego pragnie. Kształtuje nas przez wydarzenia, czasem wielką rolę w rozwoju odgrywa spotkana przez nas osoba, czasem jest to lektura,
która trafi prosto w serce i pozostawi w nim ślad. Tego dnia Bóg chciał coś Siostrzyczce pokazać. Ostatni postój, nocleg. Z ręcznikiem przewieszonym przez szyję, przyborami toaletowymi w ręku Siostrzyczka
ruszyła w poszukiwaniu miejsca, w którym mogłaby się umyć. W końcu wraz z dwoma towarzyszkami „wyprawy” znalazła się u pewnej kobiety w średnim wieku. Przed domem biegał mały chłopiec i dziewczynka.
Siostrzyczka, wraz z przyjaciółkami i gospodynią usiadły w cieniu na ławce. W pierwszym momencie kobieta wydała się siostrzyczce troszkę nerwowa, krzykliwa, przewrażliwiona. Po jakimś czasie, spędzonym
na piciu pysznego kompotu i jedzeniu kanapek, siostrzyczka miała odkryć źródło takich, a nie innych, reakcji kobiety. Gospodyni mówiła gościom o swoich dwóch córkach. W końcu powiedziała i o tym, że starsza
z nich zginęła w wypadku. Wyjęła jej zdjęcie, które miała przy sobie. Bardzo mocno ją kochała. Powiedziała też pewne zdanie, które dało Siostrzyczce do myślenia. „Dlatego teraz tak bardzo pilnuję
tej.” Przechyliła głowę w stronę biegnącej opodal ślicznej, małej dziewczynki. To uświadomiło Siostrzyczce, jak bardzo ta kobieta cierpiała. W sumie to w żaden sposób nie była w stanie jej pomóc,
nie mogła jej pocieszyć, tak naprawdę Siostrzyczka nawet nie rozumiała jej do końca. Nie potrafiła wyobrazić sobie ogromu jej cierpienia. Chyba tak to już jest, że tak naprawdę rozumiemy to, czego sami
doświadczyliśmy. Im więcej doświadczeń własnych mamy w pamięci, tym więcej doświadczeń cudzych rozumiemy i tym mniej dziwimy się ludzkim zachowaniom. Tym więcej w nas spokoju i wyrozumiałości. Tak mi
się wydaje. Siostrzyczka nie odezwała się wtedy. Milczała i słuchała. Rozumiała, że ciężko było kobiecie unieść ten krzyż. Ciężko było zatrzymać to cierpienie dla siebie. Ta kobieta chciała się tym podzielić,
chciała o tym opowiedzieć. I Siostrzyczka nie przerywała jej. Ludzie mówią o tym, co ich boli, szukają zrozumienia, pocieszenia, wsparcia w drugim człowieku. Bóg chciał coś siostrzyczce pokazać przez
to wszystko. Chciał ją na coś uwrażliwić. Mimo że trudno powiedzieć, czego dokładnie się wtedy nauczyła, to w sercu czuła, że coś pojęła, coś się w niej zmieniło. Boga bardzo trudno zrozumieć. Bardzo
trudno przeniknąć Jego plany. Często jest tak, że żyjemy, doświadczamy najróżniejszych rzeczy i nie widzimy związków między nimi. Gubimy się w tym wszystkim wokół nas. A po jakimś czasie doświadczamy
czegoś na kształt iluminacji. Nagle, w jednym momencie, wszystkie elementy układanki łączą się ze sobą i tworzą razem obraz. Nagle, wszystkie te doświadczenia stają się czymś więcej, dostrzegamy niespodziewanie
fakt, że żadne z nich, nie było przypadkowe. Wszystkie były częścią misternego, Bożego planu względem nas. Wielkie szczęście towarzyszy tej chwili. Bo doświadczamy wtedy tak bardzo wyraźnie obecności
Boga w naszej codzienności. Jakoś tak bardziej zgłębiamy wtedy tą Jego doskonałość, mądrość. Z czasem z tych doświadczeń rodzi się ufność. Zaczynamy wierzyć, jak dzieci. I przychodzi taki czas, że zawsze
jesteśmy spokojni, nosimy w sobie radość, bo wiemy, że to, co się dzieje jest wolą Bożą i dobre owoce przyniesie.
Tego dnia krajobrazy były wyjątkowe. Wiał lekki wiatr. Głaskał po twarzy, przynosząc ulgę. W łagodnych zagłębieniach terenu, pośród pięknych, bardzo starych drzew były śliczne, małe jeziorka. Otaczały
je długie, zielone trawy rosnące kępami. Woda była ciemna. Pływały na niej lilie wodne. Rósł tu też tatarak. Słychać było kumkanie żab. Gałęzie dębów przeglądały się w taflach jeziorek. Na dodatek do
uszu Siostrzyczki dobiegał delikatny, zalotny śpiew ptaków. Tuż koło niej przeleciał kolorowy motylek. Siostrzyczka podniosła głowę w stronę nieba. Właśnie zaczynało przechodzić fascynującą metamorfozę.
Jasny, delikatny błękit przeradzał się powoli, stopniowo w czerwień i pomarańcz. Cieplutki, przyjemny kolor obejmujący nieboskłon otulił też całą ziemię. Ognista kula wydawała się dzisiaj bardzo ogromna,
niesamowita. Siostrzyczka patrzyła jak powoli, coraz bardziej skrywa się za linią czarnego lasu. Kiedy patrzy się na przyrodę to jakoś tak jest, jakby się spotkało Boga twarzą w twarz. Ogarnia nas wtedy
takie wzruszenie wewnętrzne. Czujemy Go wtedy tak wyraźnie. Nie znam tyle słów, by wyrazić to, co rodzi się w sercu, gdy próbuje się zgłębić przyrodę. Gdy próbuje się pojąć całe to szaleństwo Boga w akcie
stworzenia. Jedyne, co przychodzi na myśl to werset z Psalmu 8.
„O Panie nasz Boże, jak przedziwne Twe imię po wszystkiej ziemi”.
No właśnie. O Panie, Nasz Boże. Jak przedziwne... Twe Imie, po wszystkiej ziemi.
Pomóż w rozwoju naszego portalu