1. W Księdze Sędziów czytamy opis takiego oto wydarzenia: „I odszedł Samson, pochwycił trzysta lisów, wziął pochodnię a następnie powiązał ogony lisów tak, że zapaloną pochodnię mocował między
dwoma ogonami. Potem zapalił pochodnię i puścił lisy między dojrzewające zboża Filistynów. I w ten sposób spalił sterty i jeszcze nie zżęte zboże a także winnice i gaje oliwne” (15, 4 n).
Jest też powiedziane, dlaczego Samson to zrobił: „Kiedy Filistyni pytali, kto to zrobił, odpowiedziano: To Samson zięć Tymnity, dlatego, że zabrano mu jego żonę i dano jego towarzyszowi”
(15, 6).
Mamy tu do czynienia z klasycznym przykładem biblijnego terroryzmu. Dowiadujemy się również jak tego rodzaju działania próbowano zwalczać: „Poszli więc Filistyni i spalili tę kobietę oraz jej
ojca” (15, 6). Terroryzm zawsze miał jednak to do siebie, że nie udawało się go łatwo zwalczyć. Tak było zawsze. Samson też nie pozostał dłużny: „Zaczął ich wszystkich okrutnie bić po biodrach
i po goleniach” (15, 8). Natychmiast, jak to również jest w zwyczaju terrorystów, znikł z miejsca ostatnich działań: „Odszedł i ukrywał się w jaskini skalnej” (tamże).
Ale na tym nie skończyła się, rzecz jasna, ani działalność terrorystyczna Samsona ani wojna z jego atakami. Oto ciąg dalszy. Mieszkańcy Judy okupowanej przez Filistynów, z pewnością w obawie o własne
życie, podejmują próbę swoistego „spacyfikowania” Samsona. Przyszli do niego i powiedzieli: „Czy ty nie wiesz, że Filistyni teraz nami rządzą? Coś ty zrobił? A on odpowiedział: Postąpiłem
z nimi tak jak oni ze mną” (Sdz 15, 11). Warto jednak zauważyć, że mimo nienawiści, jaką żywił do Filistynów, Samson zdobył się na kompromis: zezwolił, żeby go wydano żywcem w ręce wrogów. Ale nie
dając wiary w żadne obietnice zachowania go przy życiu, gdy tylko nadarzyła się okazja „znalazłszy szczękę oślą, jeszcze świeżą, chwycił ją i zabił tysiące mężów” (Sdz 15, 15). Oczywiście
nie mogło mu tu ujść bezkarnie. Nieco później „pochwycili go Filistyni, wyłupali mu oczy i sprowadzili do Gazy, gdzie skrępowano go dwoma łańcuchami z brązu. Pozostając w więzieniu musiał obracać
żarna” (Sdz 16, 21). Koniec zaś tego terrorysty był taki: „Dom był w tym czasie pełen mężczyzn i kobiet. Byli tam wszyscy przywódcy filistyńscy a na dachu znajdowało się ponadto około trzech
tysięcy osób, mężczyzn i kobiet… I stojąc w środku między dwoma kolumnami, na których wspierał się cały dom, jedną z nich ujął [Samson] prawą ręką a drugą lewą ręką, i zawołał: Niech zginę razem
z Filistynami. Potem zatrząsł z całej siły obiema kolumnami, i zwalił się dom na przywódców filistyńskich i na wszystkich ludzi, którzy się tam znajdowali. Tych, którzy wtedy zginęli razem z Samsonem,
było więcej niż zabitych przez niego w ciągu całego jego życia” (Sdz 16, 27-30).
2. O strasznym terroryzmie naszych czasów media donoszą każdego dnia. Wiele elementów tego koszmarnego zjawiska społecznego sięga, jak widać, bardzo odległych czasów. Mówi się o tym zarówno w środowiskach
najprostszych ludzi, jak i na różnych konferencjach uczonych i władzę sprawujących w dzisiejszym świecie. Jeden z bardziej znanych polskich mężów stanu zapytany ostatnio, po wydarzeniach w Osetii Północnej,
co by doradził prezydentowi Rosji, żeby położyć wreszcie kres koszmarowi terroryzmu, oświadczył, że nie jest w stanie doradzić czegokolwiek. Wszystkie strony konfliktu - nie zawsze są tylko dwie
- mają jakieś swoje racje, ale porozumieć się nie potrafią. Żadna ze stron nie jest gotowa pójść na kompromis. Co robić? Do czego to doprowadzi?
A może by jednak wziąć bardziej pod uwagę to, że u źródeł działań terrorystycznych prawie zawsze znajduje się, ciągle żywa świadomość doznania jakiejś - czasem rzeczywistej, niekiedy wyolbrzymionej,
ale dotąd nienaprawionej - krzywdy. Owo poczucie krzywdy potęguje się jeszcze bardziej wskutek tego, że stosujący metody terrorystyczne są przeważnie ubożsi w środki przemocy niż ich przeciwnicy.
Terroryści na ogół nie mają samolotów, okrętów ani nawet czołgów czy samochodów opancerzonych. Terroryzm to sposób działania militarnie słabszych. Jeżeli jednak potrafią tak strasznie razić, to dzięki
najnowszym wynalazkom technicznym. Bez telefonii komórkowej, bez możności odpalania drogą radiową ładunków wybuchowych, terroryzm w dzisiejszej postaci byłby nie do pomyślenia.
Dochodzi do tego element jeszcze jeden, charakterystyczny dla terrorystów wyznających religię Mahometa: ich gotowość na śmierć w samobójczo-terrorystycznych atakach. I przed tym najtrudniej się bronić.
Chyba jednak musi dojść do kompromisu. Wydaje się, że kompromis ten powinien polegać na próbie naprawienia wspomnianego już poczucia krzywdy, chociaż tu rodzi się natychmiast mnóstwo pytań. Oto niektóre
z nich: Kto i jak, czyli w oparciu, o jakie kryteria miałby stwierdzić, że jedna ze stron rzeczywiście została pokrzywdzona? Jakie są rozmiary tej krzywdy i kto jest jej sprawcą? Jednak w końcu musi dojść
do kompromisu. Może właśnie, za cenę pewnych strat materialnych silniejszego, trzeba będzie jednak, i to w pierwszej kolejności, choć odrobinę zrezygnować z przesadnej nieraz troski o zachowanie dumy
narodowej, o tak zwany prestiż państwa a niekiedy o zwykłe rozgrywki partyjne. Na dalszą metę postawa kompromisu, także silniejszemu, chyba by się opłacała. Trzeba się zdecydować na straty materialne,
jeśli rzeczywiście chce się uratować tysiące istnień ludzkich.
Więc chyba koniecznie trzeba się zająć tym przekazywaniem z pokolenia na pokolenie poczuciem krzywdy i może jakoś tę krzywdę naprawić. Gdyby Samsonowi zwrócono zabraną mu podstępnie jego żonę…
Pomóż w rozwoju naszego portalu