Po raz pierwszy osobiście ujrzałam Papieża Jana Pawła II, kiedy przebywał w Waszyngtonie. Był on człowiekiem z dalekiego kraju, nieoczekiwanie powołanym z Krakowa do Rzymu, by zasiadł na Piotrowym
tronie. W duchu wiedzieliśmy, że papież z Polski będzie z pewnością kimś niezwykłym.
Polska była odległym krajem, odciętym od nas nie tylko przez ocean jak cała Europa, ale znacznie gorzej - przez żelazną kurtynę, zawieszoną po to, aby trzymać w garści naród kierowany przez
rządy ateistów, które sprzeciwały się wszystkim prawom człowieka. W tym czasie uczęszczałam do szkoły średniej, myślałam o dorywczej pracy przy opiece nad dziećmi i marzyłam o mojej przyszłości. W październiku
1979 r. usłyszałam tłum zgromadzony przy budynkach Kapitolu, który skandował: „Kochamy cię, Janie Pawle II!”. W październiku 1990 r. miałam okazję być na prywatnej Mszy św.
i audiencji u Papieża w Watykanie. Zostałam przyjęta jako misjonarka Duszpasterstwa Europejskiego.
Lata 1979-91 były okresem niesłychanych zmian w Europie, zapoczątkowanych przez naród polski, a inspirowanych przez naszego rodaka Papieża. Wszystko także zmieniło się w moim życiu. W 1981 r.
ukończyłam szkołę średnią i przyłączyłam się do Katalickiego Instytutu Życia Konsekrowanego dla osób świeckich - Miles Jesu. Grupy takie jak nasza istnieją jako środek uświęcający laikat. Niektórzy
członkowie mieszkają wspólnie i składają przysięgi - życie nasze jest bardzo podobne do życia w zakonie. Członkowie „Domus” (domu wspólnotowego) mogą być osobami świeckimi lub księżmi.
Jest jeszcze inny rodzaj członkowstwa dla osób, które nie mają powołania do życia w celibacie, ale wciąż mogą być członkami np. osoby zamężne lub samotne żyjące w swoich domach. Członkowie są „Vinculum”,
czyli w związku z Rodziną Wierzących, taką jak nasza. Ta różnorodność członkowstwa świadczy o tym, że każda osoba jest powołana do świętości - nie ma znaczenia, jaki jest twój statut, wiek czy zawód.
Zostałam wysłana z mojej rodzinnej Virginii do Chicago, gdzie w 1982 r. założyliśmy wspólnotę. W połowie lat 80. nasz założyciel i ojciec generalny Alphonsus Maria Duran zaczął mówić o podróży
do Polski. Jeszcze przed powstaniem „Solidarności” czy „Glasnosti” jego marzenia odnośnie do tego kraju zaczęły zamieniać się w rzeczywiste plany.
Po złożeniu ślubów ubóstwa, czystości i posłuszeństwa w kościele św. Edmunda w Chicago w 1986 r. (przedmieścia Oak Park) o. Duran powiedział mi, abym przygotowała się na podróż do Polski. Zabrzmiało
to dla mnie jak jakaś bajka... W 1989 r. żelazna kurtyna opadła, w Polsce przeprowadzono wolne wybory, w Berlinie zburzono mur, a w Czechosłowacji miała miejsce „aksamitna rewolucja”.
Wiosną 1990 r. o. Duran wraz ze swoim pomocnikiem odbyli podróż po byłych krajach bloku radzieckiego i wrócili do Chicago na Wielkanoc. Opowiadali różne historie o państwach, które były odcięte od
świata aż do teraz. Otrzymali wiele zaproszeń od biskupów, aby sprowadzić Miles Jesu do tych krajów. Zastanawialiśmy się, ilu członków jesteśmy w stanie wysłać do nowych fundacji (czterech mężczyzn i
dwie kobiety; wystarczyło po dwie osoby do wspólnot męskich - jednej na Ukrainie i w Czechosłowacji i jednej dla kobiet w Polsce). W weekend Zielonych Świątek zadecydowaliśmy, kto powinien pojechać.
Każdy z nas był wolontariuszem. Wszyscy zdawaliśmy sobie sprawę, że nowe miejsce, nowa kultura oraz język będą następnym naszym wyzwaniem. Prawdziwy entuzjazm i radość z podróży można było dostrzec na
twarzach wszystkich przygotowujacych się do wyjazdu. Proces podejmowania decyzji łączy w sobie korzyści z demokracji z pięknem prawdziwego posłuszeństwa, tak też było w naszym przypadku. Każdy miał głos
w dyskusji, po czym spotykaliśmy się indywidualnie ze zwierzchnikami, aby omówić szczegóły. Rozważaliśmy wszystko, co zostało powiedziane, wyznaczaliśmy nowe zadania i modliliśmy się, pokładając wszelkie
nadzieje w Panu.
W niedzielę Zielonych Świątek 1990 r. byłam zaskoczona, a zarazem bardzo szczęśliwa. Dowiedziałam się bowiem o wyjeździe do Polski wraz z Jenny Staab. Miałyśmy po 27 i 28 lat, żadna z nas przedtem
nie mieszkała za granicą. Obie jesteśmy z pochodzenia Europejkami, ale niestety, nie z Polski. Pierwszą rzeczą, jaką zrobiłyśmy, to pojechałyśmy do polskiej dzielnicy w Chicago, aby znaleźć kogoś, kto
mógłby nauczyć nas języka polskiego. Z Ameryki wyleciałyśmy jesienią w święto Matki Bożej Różańcowej, zatrzymując się na kilka miesięcy w naszym Głównym Domu Wspólnotowym w Rzymie dostarczało wiele radości
(W tym w samym, w którym mieszkałyśmy, gdy byłyśmy na audiencji u Ojca Świętego). W styczniu 1991 r. znalazłyśmy się w Polsce, a dokładnie w Lublinie. Zanim otrzymałyśmy budynek na naszą siedzibę,
co miało miejsce 4 lata temu, musiałyśmy mieszkać w akademiku, wynajmować pokoje, a potem mieszkanie.
Nie znałyśmy tu nikogo, w języku polskim umiałyśmy jedynie powiedzieć, jak się nazywamy. Na szczęście ludzie byli bardzo przyjaźni i cierpliwi słuchali naszej łamanej polszczyzny. Małe dzieciaki na
przystankach autobusowych pytały nas o godzinę, wiedząc, że nasza odpowiedź zabrzmi zabawnie. Znalazłyśmy pracę, ucząc języka angielskiego, zapisałyśmy się również na kurs języka polskiego i kultury na
Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. W 1991r. wybrałyśmy się na pieszą pielgrzymkę z Lublina do Częstochowy na Światowy Dzień Młodzieży - jeszcze jedno spotkanie z Papieżem Janem Pawłem II, tym razem
w jego kraju, moim nowym kraju. Pielgrzymka była naprawdę świetną okazja do poznania Polski i Polaków. Nauczyłyśmy się, co znaczą wyrazy „lewo, wolno, bąble”. Przez wiele dni uczyłyśmy się
wymowy słowa „siostrzyczki”. Na pielgrzymce każdy jest bratem lub siostrą, dlatego nie musiałyśmy się zastanawiać, czy mamy zwracać się do kogoś „proszę pana/pani”.
Ludzie uwielbiają zadawać pytanie typu: „Dlaczego katolicka Polska potrzebuje «misjonarzy» z Ameryki?”. Odpowiedź otrzymaliśmy w 1989 r. Okazało się bowiem, że Europa
Wschodnia, otwierając swoje bramy, może przyciągnąć wiele złego z Zachodu. Mieszkam w Polsce już 9 lat i dostrzegam negatywne wpływy Zachodu: Hollywood, MTV, narkotyki, demoralizacja itd. Teraz to wszystko
jeszcze silniej oddziaływuje na polską kulturę, aniżeli kilka lat wstecz. Rozpowszechnia się materializm i bunt przeciwko Kościołowi. Ameryka jest krajem uczciwych, ciężko pracujących ludzi, którzy wierzą
w Boga, ale również jest krajem eksportującym wiele złego. Dlatego przeraża mnie myśl, że Polacy, szczególnie młodzi, uważają, że bycie Europejczykiem lub bycie „cool” oznacza pozbywanie się
polskich pięknych wartości. Polacy naprawdę lubią Zachód, szczególnie Amerykę, ale również są wystawiani na wszystko, co jest najgorsze na Zachodzie, szczególnie w Ameryce. Jesteśmy tutaj zatem, by przypomnieć
każdemu, że Kościół jest uniwersalny, że dobrze jest postawić Boga na pierwszym miejscu, nawet jeśli pochodzi się z bogatego kraju, i że postęp w Polsce nie oznacza naśladowania złych przykładów z Europy
czy Stanów Zjednoczonych.
Miles Jesu ma różne apostolstwa. W Polsce zawsze koncentrowaliśmy się na kształceniu młodych. Przez kilka lat wydawaliśmy polską edycję czasopisma dla nastolatków „YOU”. Ostatnio skupiliśmy
się na dotarciu do wiosek oraz na nawiązaniu bezpośrednich kontaków z ludźmi. Prowadzimy zajęcia z języka angielskiego, grupy formacyjne, kolonie letnie, rekolekcje itp. Tego lata zorganizowaliśmy np.
kurs angielskiego dla dzieci w wiosce odległej o 65 km. Aby dotrzeć tam, trzeba było jechać 3 km polną drogą. Jadąc do wioski, mijaliśmy stada pasącego się bydła, po czym spotykałyśmy dzieci biegnące
czy jadące na rowerach na zajęcia. Czasami rodzice, stojąc przed domami podnosili czapki, aby nas pozdrowić. Zajęcia były bardzo radosne, ponieważ dzieci bardzo chciały się uczyć. Kiedyś podzieliłam je
na dwie grupy: jedna miała narysować scenę wiejską, druga scenę z miasta. Dzieci, które miały przedstawić miasto, utknęły w punkcie, ponieważ nie wiedziały, co mają narysować! W zamian za naukę rodziny
zorganizowały zbiórkę, aby pomóc nam zapłacić za gaz. Przynosili nam świeżą żywność: jajka, ziemniaki, ogórki. To wszystko było tak odległe od mojego dzieciństwa na przedmieściach Waszyngtonu, wakacji
na plaży, zgiełku miasta zapisanego w mojej głowie. Oddaj swoje życie Bogu, a nigdy nie poczujesz się znudzony! Prawdziwą przygodą jest służenie Bogu. Chociaż nie zawsze jest to takie proste, ale to jest
prawadziwa droga do odnalezienia pełni szczęścia!
Z chwilą rozpoczęcia się nowego roku szkolnego zaplanowaliśmy utworzenie grup dziecięcych w czterech wioskach oraz rozdawanie żywności i odzieży dla rodzin wielodzietnych. Planujemy również zorganizowanie
rekolekcji dla młodych kobiet, a także rozszerzenie członkowstwa w „Vinculum” w całej Polsce. Nasza wspólnota w Lublinie również współpracuje ściśle z członkami na Ukrainie. Żyjemy wyłącznie
z ofiar. Bardzo potrzebujemy pomocy innych osób, takich jak Wy, mieszkający za granicą. Obecnie Polska jest w złej sytuacji ekonomicznej - ludzie potrzebują każdego rodzaju pomocy. Prośmy Boga,
abyśmy byli szczodrzy. Miles Jesu jest biedną organizacją, ale za to bardzo aktywną w wielu miejscach na całym świecie. Chętnie opuszczamy swoje domy, aby pracować gdziekolwiek się udajemy. Ale to wszystko
zależy również od ludzi takich jak Wy, którzy chcą pomóc i wspierać nas duchowo przez modlitwę, a także ofiarę.
Reklama
Organizacja Miles Jesu została założona w Stanach Zjednoczonych w 1964 r. przez ojca generała Alphonsusa Marię Durana. Filarami naszej duchowości są nabożeństwa eucharystyczne i do Maryi oraz
całkowita lojalność wobec Ojca Świętego i Kościoła.
Obecnie mamy 25 wspólnot w 15 krajach i wiele apostolatów pomagających innym, takich jak: szkoły, sierocińce, centra rekolekcji i formacji, letnie obozy, parafie, publikacje w 10 językach, kliniki
oraz podróżujące zespoły medyczne. Organizujemy też konferencję „Path to Rome”.
Miles Jesu organizuje corocznie konferencję noszącą nazwę „Path to Rome”, która w tym roku odbędzie się w dniach 5-7 listopada w Phoenix w Arizonie. Na konferencję zapraszani są znani konwertyci na wiarę katolicką, m.in.: dr Bernard Nathanson, prof. Peter Kreeft czy John Gummer - obecny przewodniczący konferencji. Uczestnicy dzielą się swoimi przeżyciami i drogą swojego życia, którą przeszli. Dlatego konferencja ta nazywa się „Droga do Rzymu”. Miles Jesu w ten sposób podkreśla swoją głęboką więź ze Stolicą Apostolską. W obecnej konferencji udział biorą znani kardynałowie i biskupi: kard. Dario Castrillon Hoyos, kard. Alfonso Lopez Trujillo, bp Thomas J. Olmsted i bp John Mulagada.
Jeśli chciałbyś dowiedzieć się więcej o Miles Jesu lub chciałbyś nam pomóc (ofiarę można odpisać od podatku), możesz skontaktować się z nami w Chicago lub w Lublinie:
Miles Jesu
1126 West Morse Ave. Chicago, Il 60626
tel. 773-262-0861
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Reklama
Miles Jesu
ul. Dudzińskiego 7, 20-815 Lublin, Poland
tel. 0048-81-746-71-00
Jeśli chciałbyś przekazać ofiarę, możesz wysłać czek na ww. adresy lub na konto w Lublinie:
„Dom Stowarzyszenia Miles Jesu”
nr 64 12401503 1111 0010 0104 1485