Reklama

Kościół w dziejach Rzeszowa

Kościół w Przybyszówce

Niedziela rzeszowska 8/2005

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Po zachodniej stronie Rzeszowa, na terenie Przybyszówki (w 1977 r. włączonym do miasta) położony jest niezwykle oryginalny obiekt sakralny, powstały z połączenia dwóch świątyń: starej, barokowo-klasycystycznej i nowej, o nowoczesnej architekturze. Nosi on wezwanie św. Mikołaja. Nie jest to oczywiście pierwszy obiekt sakralny parafii w Przybyszówce. Wcześniej istniały tam dwa - drewniane. Pierwszy powstał wraz z utworzeniem parafii, zapewne w drugiej połowie XIV w. Spłonął podczas najazdu Tatarów w 1624 r. Wzniesiono wówczas drugi, który służył potrzebom wiernych przez blisko dwa stulecia. W kwietniu 1802 r. został on rozebrany, by zrobić miejsce nowej, murowanej świątyni.
Budową trzeciego kościoła, zaprojektowanego przez architekta Hauzana, zajął się proboszcz przybyszowski ks. Andrzej Pieczątkowski. Ofiarnie wsparli go parafianie oraz ziemianie z okolicy. Prace budowlane rozpoczęto w kwietniu 1802 r. Po wykonaniu fundamentów, (3 maja 1802 r.) odbyło się poświęcenie kamienia węgielnego. Po tym wydarzeniu prace nabrały większego tempa. Pozwoliło to, w ciągu kilku miesięcy, wznieść w stanie surowym nowy kościół. Choć nie był on jeszcze wykończony, to jednak potrzeby religijne wiernych wymusiły jego poświęcenie. Aktu tego dokonał (21 października 1802 r.) dziekan rzeszowski ks. Sebastian Pysiewicz z Tyczyna. Następne kilka lat zajęło urządzenie wystroju wnętrza i wyposażanie kościoła. Wreszcie, 13 czerwca 1807 r., uroczystej jego konsekracji dokonał ordynariusz przemyski, bp Antoni Gołaszewski.
Nowy kościół wybudowano w stylu barokowo-klasycystycznym. Jest on budowlą niewielką, jednonawową z prezbiterium zakończonym absydą. U szczytu prezbiterium znajduje się wysoka wieża - dzwonnica. Wnętrze świątyni ubogacono trzema barokowymi ołtarzami.
Kościół ten (niespełna 90 m2 powierzchni) z czasem okazał się zbyt mały, by w pełni sprostać potrzebom duszpasterstwa parafialnego. W związku z tym w 1954 r. ówczesny proboszcz, ks. Franciszek Haba, podjął starania o jego rozbudowę. Po kilku miesiącach zdobył stosowne pozwolenie władz administracyjnych na dobudowę kruchty i przedsionka do zakrystii, zaprojektowanych przez arch. Jana Hnatkiewicza. W następstwie tego, w latach 1954-1955, poszerzono kościół. Uzyskano w ten sposób dodatkowych 65 m2 powierzchni kościoła i 40 m2 powierzchni chóru.
Rozbudowa kościoła na pewien czas odsunęła konieczność budowy nowej świątyni. Problem powrócił na nowo pod koniec lat 70. XX w. Planowano wtedy poszerzenie istniejącej świątyni o nawy boczne. Jednak z czasem, pod wpływem wydarzeń sierpniowych, zaistniała możliwość uzyskania pozwolenia władz na budowę całkowicie nowego obiektu. W 1982 r. zaakceptowany został przez władze diecezjalne wstępny projekt rozbudowy, wykonany przez Stanisława Kokoszkę. Został on jednak odrzucony przez duszpasterzy. Nowy projekt sporządził inż. arch. Jan Rączy. 8 sierpnia 1984 r. zyskał on akceptację władz. Dwa dni później, na mocy uzyskanego pozwolenia, rozpoczęto prace budowlane. Prowadzono je systemem gospodarczym, pod kierunkiem inż. Rączego i przy współpracy inż. Stanisława Kawy. Nad całością inwestycji czuwał ks. Stanisław Sznajder, od 1977 r. wikariusz, a od 1985 r. proboszcz parafii. Dzięki zaangażowaniu tych ludzi i wsparciu parafian w ciągu siedmiu lat prace budowlane zostały zakończone. 26 maja 1991 r. poświęcił kościół bp Edward Białogłowski.
Wybudowana świątynia jest obiektem jednopoziomowym, osadzonym na planie prostokąta o wymiarach 25, 5 x 26, 8 m. Jej oś główną stanowi linia łącząca przeciwległe kąty prostokąta. W jednym z nich znajduje się wejście główne, w drugim prezbiterium z ołtarzem i nastawą ołtarzową. W trzecim narożniku znajduje się połączenie ze starym kościołem, w czwartym - miejsce dla wiernych, nad nim chór. Konstrukcja stropowa opiera się na ośmiu żelbetonowych filarach. Wystrój wewnętrzny świątyni, zaprojektowany przez Jana Rączego, nie został jeszcze w pełni wykonany. Z już istniejących jego elementów na uwagę zasługuje nastawa ołtarzowa z Chrystusem na krzyżu oraz rzeźbami Matki Bożej i św. Jana Apostoła, a także duży witraż nad głównym wejściem. Przedstawia on Ostatnią Wieczerzę z pejzażem Przybyszówki w tle.
Kościół pw. św. Mikołaja, łączący w sobie dwie różne tradycje architektoniczne, jest bez wątpienia ciekawym przykładem architektury sakralnej, ubogacającym pejzaż miasta. Niezależnie jednak od tego, spełnia on nade wszystko swe podstawowe zadanie - służy zaspokojeniu religijnych potrzeb wiernych.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

2005-12-31 00:00

Ocena: +1 -1

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Japonia: ok. 420 tys. rodzimych katolików i ponad pół miliona wiernych-imigrantów

2024-04-23 18:29

[ TEMATY ]

Japonia

Katolik

Karol Porwich/Niedziela

Trwająca obecnie wizyta "ad limina Apostolorum" biskupów japońskich w Watykanie stała się dla misyjnej agencji prasowej Fides okazją do przedstawienia dzisiejszego stanu Kościoła katolickiego w Kraju Kwitnącej Wiśni i krótkiego przypomnienia jego historii. Na koniec 2023 mieszkało tam, według danych oficjalnych, 419414 wiernych, co stanowiło ok. 0,34 proc. ludności kraju wynoszącej ok. 125 mln. Do liczby tej trzeba jeszcze dodać niespełna pół miliona katolików-imigrantów, pochodzących z innych państw azjatyckich, z Ameryki Łacińskiej a nawet z Europy.

Posługę duszpasterską wśród miejscowych wiernych pełni 459 kapłanów diecezjalnych i 761 zakonnych, wspieranych przez 135 braci i 4282 siostry zakonne, a do kapłaństwa przygotowuje się 35 seminarzystów. Kościół w Japonii dzieli się trzy prowincje (metropolie), w których skład wchodzi tyleż archidiecezji i 15 diecezji. Mimo swej niewielkiej liczebności prowadzi on 828 instytucji oświatowo-wychowawczych różnego szczebla (szkoły podstawowe, średnie i wyższe i inne placówki) oraz 653 instytucje dobroczynne. Liczba katolików niestety maleje, gdyż jeszcze 10 lat temu, w 2014, było ich tam ponad 20 tys. więcej (439725). Lekki wzrost odnotowały jedynie diecezje: Saitama, Naha i Nagoja.

CZYTAJ DALEJ

Pierwsza błogosławiona z Facebooka? Od 10 maja Helena Kmieć służebnicą Bożą

2024-04-22 14:01

[ TEMATY ]

święci

Helena Kmieć

Fundacja im. Heleny Kmieć

Helena Kmieć

Helena Kmieć

Dziś miałaby 33 lata - wiek chrystusowy. Teraz, siedem lat po tragicznej śmierci, jest kandydatką na ołtarze. Helena Kmieć, misjonarka świecka archidiecezji krakowskiej, będzie od 10 maja nosić tytuł służebnicy Bożej. Tego dnia ruszy bowiem jej proces beatyfikacyjny.

„W jednym z podań o wyjazd misyjny Helena napisała, że otrzymała Łaskę Bożą - czyli 5 razy D, Dar Darmo Dany Do Dawania, i że musi się tym darem dzielić” - wspomina w rozmowie z Radiem Watykańskim postulator, o. Paweł Wróbel SDS.

CZYTAJ DALEJ

Marcin Zieliński: Znam Kościół, który żyje

2024-04-24 07:11

[ TEMATY ]

książka

Marcin Zieliński

Materiał promocyjny

Marcin Zieliński to jeden z liderów grup charyzmatycznych w Polsce. Jego spotkania modlitewne gromadzą dziesiątki tysięcy osób. W rozmowie z Renatą Czerwicką Zieliński dzieli się wizją żywego Kościoła, w którym ważną rolę odgrywają świeccy. Opowiada o młodych ludziach, którzy są gotyowi do działania.

Renata Czerwicka: Dlaczego tak mocno skupiłeś się na modlitwie o uzdrowienie? Nie ma ważniejszych tematów w Kościele?

Marcin Zieliński: Jeśli mam głosić Pana Jezusa, który, jak czytam w Piśmie Świętym, jest taki sam wczoraj i dzisiaj, i zawsze, to muszę Go naśladować. Bo pojawia się pytanie, czemu ludzie szli za Jezusem. I jest prosta odpowiedź w Ewangelii, dwuskładnikowa, że szli za Nim, żeby, po pierwsze, słuchać słowa, bo mówił tak, że dotykało to ludzkich serc i przemieniało ich życie. Mówił tak, że rzeczy się działy, i jestem pewien, że ludzie wracali zupełnie odmienieni nauczaniem Jezusa. A po drugie, chodzili za Nim, żeby znaleźć uzdrowienie z chorób. Więc kiedy myślę dzisiaj o głoszeniu Ewangelii, te dwa czynniki muszą iść w parze.

Wielu ewangelizatorów w ogóle się tym nie zajmuje.

To prawda.

A Zieliński się uparł.

Uparł się, bo przeczytał Ewangelię i w nią wierzy. I uważa, że gdyby się na tym nie skupiał, to by nie był posłuszny Ewangelii. Jezus powiedział, że nie tylko On będzie działał cuda, ale że większe znaki będą czynić ci, którzy pójdą za Nim. Powiedział: „Idźcie i głoście Ewangelię”. I nigdy na tym nie skończył. Wielu kaznodziejów na tym kończy, na „głoście, nauczajcie”, ale Jezus zawsze, kiedy posyłał, mówił: „Róbcie to z mocą”. I w każdej z tych obietnic dodawał: „Uzdrawiajcie chorych, wskrzeszajcie umarłych, oczyszczajcie trędowatych” (por. Mt 10, 7–8). Zawsze to mówił.

Przecież inni czytali tę samą Ewangelię, skąd taka różnica w punktach skupienia?

To trzeba innych spytać. Ja jestem bardzo prosty. Mnie nie trzeba było jakiejś wielkiej teologii. Kiedy miałem piętnaście lat i po swoim nawróceniu przeczytałem Ewangelię, od razu stwierdziłem, że skoro Jezus tak powiedział, to trzeba za tym iść. Wiedziałem, że należy to robić, bo przecież przeczytałem o tym w Biblii. No i robiłem. Zacząłem się modlić za chorych, bez efektu na początku, ale po paru latach, po którejś swojej tysięcznej modlitwie nad kimś, kiedy położyłem na kogoś ręce, bo Pan Jezus mówi, żebyśmy kładli ręce na chorych w Jego imię, a oni odzyskają zdrowie, zobaczyłem, jak Pan Bóg uzdrowił w szkole panią woźną z jej problemów z kręgosłupem.

Wiem, że wiele razy o tym mówiłeś, ale opowiedz, jak to było, kiedy pierwszy raz po tylu latach w końcu zobaczyłeś owoce swojego działania.

To było frustrujące chodzić po ulicach i zaczepiać ludzi, zwłaszcza gdy się jest nieśmiałym chłopakiem, bo taki byłem. Wystąpienia publiczne to była najbardziej znienawidzona rzecz w moim życiu. Nie występowałem w szkole, nawet w teatrzykach, mimo że wszyscy występowali. Po tamtym spotkaniu z Panem Jezusem, tym pierwszym prawdziwym, miałem pragnienie, aby wszyscy tego doświadczyli. I otrzymałem odwagę, która nie była moją własną. Przeczytałem w Ewangelii o tym, że mamy głosić i uzdrawiać, więc zacząłem modlić się za chorych wszędzie, gdzie akurat byłem. To nie było tak, że ktoś mnie dokądś zapraszał, bo niby dokąd miał mnie ktoś zaprosić.

Na początku pewnie nikt nie wiedział, że jakiś chłopak chodzi po mieście i modli się za chorych…

Do tego dzieciak. Chodziłem więc po szpitalach i modliłem się, czasami na zakupach, kiedy widziałem, że ktoś kuleje, zaczepiałem go i mówiłem, że wierzę, że Pan Jezus może go uzdrowić, i pytałem, czy mogę się za niego pomodlić. Wiele osób mówiło mi, że to było niesamowite, iż mając te naście lat, robiłem to przez cztery czy nawet pięć lat bez efektu i mimo wszystko nie odpuszczałem. Też mi się dziś wydaje, że to jest dość niezwykłe, ale dla mnie to dowód, że to nie mogło wychodzić tylko ode mnie. Gdyby było ode mnie, dawno bym to zostawił.

FRAGMENT KSIĄŻKI "Znam Kościół, który żyje".

CZYTAJ DALEJ

Reklama

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję