Ks. Franciszek urodził się 24 czerwca 1947 r. w Zaczerniu w rodzinie Wincentego i Wiktorii z d. Mykała. Po zdaniu egzaminu dojrzałości w Liceum Ogólnokształcącym w Rzeszowie rozpoczął studia w Wyższym Seminarium Duchownym w Przemyślu. Po ich ukończeniu w 1967 r., z rąk bp. Stanisława Jakiela, otrzymał święcenia kapłańskie.
Sakrament kapłaństwa to wielki dar Boga dany człowiekowi, to nie tylko powołanie, ale szczególne zadanie. Zadanie do wypełniania od chwili święceń aż do śmierci. Kapłan jest pomostem wiodącym z ziemi do nieba. Jest przewoźnikiem i przewodnikiem, który musi cierpliwie przeprowadzać dusze na drugi brzeg do portu zbawienia.
Ks. Franciszek był jednym z tych mostów, który przez 37 lat kapłaństwa, a w tym przez 9 lat choroby, poprzez Słowo Boże, sakramenty św., modlitwę i ofiarę cierpienia przeprowadzał dusze na drugi brzeg życia wiecznego.
Pracę duszpasterską, jako wikariusz prowadził w parafiach: Leszczawa, Wola Zarczycka, Blizne, Krosno Polanka, Sanok - Posada, Bieliny, Słocina. W latach 1981-1995 pełnił funkcję proboszcza w parafii Wujskie. Na krótko był proboszczem w parafii Nozdrzec, ponieważ ze względu na chorobę musiał zrezygnować z tej placówki. Wrócił do parafii Wujskie i jako rezydent zamieszkał u jednej z rodzin w Załużu. Przed świętami Bożego Narodzenia ub.r. zamieszkał w Brzozowie na plebanii u kursowego kolegi, ks. Franciszka Rząsy.
Niektóre placówki duszpasterskie, w których pracował, od strony egzystencjalnej były bardzo trudne. Aby móc jako tako żyć musiał ciężko fizycznie pracować, prowadzić gospodarstwo rolne. Do trudu i hardości życia był przygotowany przez swoich rodziców. Tato uczył ks. Franciszka i jego rodzeństwo zasady: „gorzka praca, ale słodki posiłek”. Mama umacniała syna swoją gorącą modlitwą. Była dla niego jak Gwiazda Polarna, która wyznaczała kierunek, by nie zgubił drogi.
Przez 37 lat kapłaństwa stawał przy ołtarzu, aby Bogu składać ofiarę bezkrwawą. Ofiara jest wtedy prawdziwa, gdy boli. W każdej Mszy św. ks. Franciszek ofiarowywał Bogu swoje cierpienie, ponieważ ponad 40 razy kładł się na stole operacyjnym, a przez 9 lat trzy razy w tygodniu dializował swoją krew, bo Jego nerki nie pracowały.
Mimo tak licznych ran zabliźnionych i otwartych, które występowały na Jego ciele, cieszył się życiem, był zawsze pogodny, radosny i zawsze optymistycznie nastawiony do życia. Był człowiekiem, który umiał bardzo szybko nawiązywać kontakt z drugim, a do tego był prostolinijny. Przez pozytywne cechy zjednywał sobie ludzi i miał szerokie grono przyjaciół. Przyjaciele nie zapominali o Nim, przyjeżdżali do Niego, aby się spotkać, umocnić duchowo i aby Mu pomóc. Licznie przybyli też na ostatnie pożegnanie, jakie miało miejsce w kościele w Wujskim i w Zaczerniu. Po zakończonej Mszy św. pogrzebowej w pięknym kondukcie został zaprowadzony na cmentarz i spoczął w grobie przy swoich ukochanych rodzicach.
Od 1991 r. pełnił funkcję honorowego kapelana w Zawodowych Strażach Pożarnych, jak i OSP. Bardzo lubił tę pracę społeczną wśród strażaków, ale i bracia strażacy okazywali wdzięczność swojemu duchowemu przywódcy. Tę wdzięczność okazali Mu również i po śmierci, kiedy to na pogrzeb do kościoła w Wujskim i do Zaczernia przybyli bardzo licznie z różnych stron Podkarpacia, wraz ze sztandarami i orkiestrą.
Ks. Franciszek przez całe życie szedł wzdłuż strumienia, aż 1 lutego br. doszedł do samego Źródła Miłości i Źródła Wody dającej życie wieczne - Jezusa Chrystusa.
Pomóż w rozwoju naszego portalu