„Nie znajdzie żadna dusza usprawiedliwienia dopóki się nie zwróci z ufnością do miłosierdzia Mojego, i dlatego pierwsza niedziela po Wielkanocy ma być świętem Miłosierdzia, a kapłani mają w tym dniu mówić o tym wielkim i niezgłębionym miłosierdziu Moim” (por. Dz 299). Pragnienie to spełnił Jan Paweł II ustanawiając II niedzielę Paschalną Niedzielą Miłosierdzia Bożego.
Jest to Niedziela Miłości miłosiernej. Św. s. Faustyna zapisała w swym Dzienniczku takie słowa: „Palą mnie płomienie miłosierdzia, pragnę je wylewać na dusze ludzkie. O, jaki mi ból sprawiają, kiedy ich przyjąć nie chcą. Powiedz córko moja, że jestem miłością i miłosierdziem samym. Kiedy dusza zbliża się do mnie z ufnością, napełniam ją takim ogromem łaski, że sama w sobie tej łaski pomieścić nie może, ale promieniuje na inne dusze”.
W Ewangelii dziś czytanej Zmartwychwstały Chrystus staje w gronie Apostołów, by dać im władzę odpuszczania grzechów: „«Weźmijcie Ducha Świętego!» Którym odpuścicie grzechy, są im odpuszczone, a którym zatrzymacie, są im zatrzymane” (J 20, 22-23). Bóg kocha człowieka, dlatego daje mu deskę ratunku, jaką jest sakrament pokuty i pojednania. Bóg wychodzi do człowieka. Bóg szuka człowieka, jak Dobry Pasterz zagubionych owiec. Bierze na ramiona i przynosi do owczarni.
Jaka jest nasza postawa wobec niepojętej miłości Boga? Czy nasza wiara jest zdolna przyjąć dar przebaczenia, jaki daje Bóg w sakramencie pokuty? Odpowiedź na to pytanie jest bardzo ważna. Jeśli uwierzymy w przebaczenie, które daje nam Bóg, w naszym życiu dużo może się zmienić. Przede wszystkim zaakceptujemy siebie jako słabych, grzesznych i uznamy, że potrzebujemy Boga i drugiego człowieka.
Dzisiejsze słowo Boże pyta o wiarę? Pyta o wiarę najpierw Apostoła Tomasza, który nie miał szczęścia spotkać się ze Zmartwychwstałym? Taką odpowiedź daje Tomasz: „Jeżeli na rękach Jego nie zobaczę śladu gwoździ, i nie włożę palca mego w miejsce gwoździ, i ręki mojej nie włożę w bok Jego, nie uwierzę” (J 20, 25). Dobrze, że miał odwagę tak powiedzieć, bo pragnienie prawdy dało mu możliwość przekonania się o prawdzie. Z wątpliwości w bardzo krótkim czasie przeszedł długą drogę do wielkiego wyznania wiary: „Pan mój i Bóg mój!” (J 20, 28).
Ewangelista nazwał Tomasza niewierzącym. Spróbuję się z nim nie zgodzić i podejmę się próby obrony. Po pierwsze, prawda o zmartwychwstaniu była nowością. Dla Żyda śmierć była końcem, unicestwieniem, dusza błąkała się w szeolu. Zmartwychwstanie ciała przerosło ich wiarę i rozum. Dla wszystkich Apostołów prawda o zmartwychwstaniu stanowiła dużą trudność. Każdy z nich chce zobaczyć Jezusa, chce Go dotknąć. O prawdziwości faktu zmartwychwstania chce przekonać się Piotr i umiłowany uczeń Jan. Niedowierzają niewiastom, które przyniosły radosną nowinę o pustym grobie. Biegną oni obaj do grobu, by zobaczyć, by dotknąć i stwierdzić, że to prawda. Ośmielam się stwierdzić, że gdyby kogokolwiek z Apostołów zabrakło, w czasie pierwszego spotkania z Jezusem, powiedziałby: chcę dotknąć i zobaczyć, inaczej nie uwierzę.
Dlaczego więc Ewangelista Jan stawia w tak negatywnym świetle Tomasza Apostoła? Przede wszystkim chce podkreślić doskonałość wiary tych, którzy nie widzieli, a uwierzyli. Chce podkreślić doskonałość naszej wiary. Czy rzeczywiście zasługujemy na pochwałę Jezusa: „Błogosławieni, którzy nie widzieli, a uwierzyli” (J 20, 29)?
Naszym podstawowym błędem jest to, że boimy się stanąć w prawdzie. Wmawiamy sobie wiarę, której nie posiadamy. Okłamujemy siebie, rodzinę, sąsiadów. Wystarczy się przyjrzeć naszym relacjom w rodzinach: kłótnie, wyzwiska, gniew, nienawiść, nieuczciwość, zdrada. Gdzie wiara, której owocem ma być wzajemna miłość? Jak daleko odeszliśmy od ideału, jakim żyła pierwotna wspólnota wierzących: „Trwali oni w nauce Apostołów i we wspólnocie, w łamaniu chleba i w modlitwach. Bojaźń ogarniała każdego, gdyż Apostołowie czynili wiele znaków i cudów. Ci wszyscy, co uwierzyli, przebywali razem i wszystko mieli wspólne. Sprzedawali majątki i dobra i rozdzielali je każdemu według potrzeby” (Dz 2, 42-45).
Jeśli nie zdaliśmy egzaminu z miłości względem braci, potrzeba dokonać rewizji wiary, postawić pytanie, w kogo naprawdę wierzymy? W żywą osobę Jezusa Chrystusa, który jest miłością i uczy miłości? A może w samą wiarę, za którą stoi pustka? Jeśli rzeczywiście przeżywamy kryzys wiary, powinniśmy wraz z Tomaszem Apostołem przyznać się: „Jeżeli na rękach Jego nie zobaczę śladu gwoździ i nie włożę ręki mojej do boku Jego, nie uwierzę” (por. J 20, 25), po to, by rozpocząć intensywne szukanie Jezusa. Kto szuka Go, ten Go odnajdzie i wyzna wraz z Tomaszem: „Pan mój i Bóg mój” (J 20, 28). Jest to wyznanie wiary w Boga, który jest nam bliski i życzliwy, który kocha pomimo...
Matka Teresa z Kalkuty w ten sposób wyraziła swą wiarę w troskę Boga o człowieka: „Ten sam nieskończenie dobry i miłosierny Bóg, który opiekuje się tobą dzisiaj, będzie się tobą opiekował także jutro i każdego następnego dnia. Albo odwróci od ciebie cierpienie, albo da ci siłę do jego zniesienia. Dlatego zachowaj spokój i odrzuć od siebie cały strach, bojaźń, niepokój, który podpowiada ci twoja wyobraźnia. Uwierz w Niego!”.
Niech nasze rozważanie zakończy wyznanie Jana Pawła II wypowiedziane w czasie poświęcenia kościoła w Łagiewnikach: „O niepojęte i niezgłębione Miłosierdzie Boże, kto Cię godnie uwielbić i wysławić może, największy przymiocie Boga Wszechmocnego, Tyś słodka nadzieja dla człowieka grzesznego”.
Pomóż w rozwoju naszego portalu