Suche liście należą go kategorii rzeczy czytanych jednym tchem, i to przez reprezentantów różnych pokoleń (sprawdziłam: na mamie, mężu, córce). Michał Płoski, znany skądinąd kielczanom z różnych dziedzin życia artystycznego, przede wszystkim jako twórca ikon, udowodnił ponownie, że potrafi, ma o czym i wie, co należy opowiedzieć. Zazwyczaj rodzinne historie sprzed lat czy nawet sprzed stuleci, wpisane w obyczajowo-historyczne tło miasta i kraju, są prawie zawsze cenne i szacowne, ale niekoniecznie pasjonujące. Natomiast Michał Płoski umiejętnie wyłuskuje cenne okruchy z wielkiej historii, ze zdarzeń codziennych, zaprawia je humoreskami, opowiadanymi bardzo zwyczajnie, tak po prostu.
„O ile ojciec udowadniał, że zasadniczym motywem działania była pomoc sierotom, o tyle oskarżyciel z naciskiem podkreślał niskie pobudki czynu: chęć zysku. Apfelbaum milczał przez cały proces. Przeżył w swym życiu wiele i pewnie wiedział, iż roztropniej jest milczeć. Na koniec postępowania sędzia poinformował go o prawie do ostatniego słowa. Tym razem Apfelbaum wstał i przemówił: - Pan prokurator zarzuca mi, że kierowałem się chęcią zysku. Czy ja miałem kierować się chęcią straty?! Wszyscy myśleli, że powie coś jeszcze. On jednak milczał.
Suche liście roją się od przejrzyście posegregowanych wspomnień o ojcu, matce, dziadkach i pradziadkach po mieczu i po kądzieli oraz o dalszych członkach zasłużonego i znanego w Kielcach rodu. Z tych wspomnień wyłaniają się Kielce, jakich już nie ma: środowisko sądownicze, dziennikarskie - skupione wokół Gazety Kieleckiej, artystyczne, wreszcie kielczan wyznania mojżeszowego.
Autor operuje klarownym, czystym stylem, a harmonia wynikająca z prostoty nieudziwnionych zdań decyduje o lekkości Suchych liści. Znający Michała Płoskiego zgodzą się zapewne z opinią, że jest on człowiekiem wewnętrznie spójnym, ma uszeregowane priorytety, a przy tym wszystkim cechuje go wielka wrażliwość na urodę świata. Pozbierane przez niego „suche liście” rodzinnych wspomnień i zapisków, nie mogą być pozbawione tych cech. Wszystko to jest dla mnie czytelne w narracji. Specyficznego liryzmu dodają wątki muzyczne, chopinowskie. Pewną inspiracją dla tych szkiców były etiudy Chopina op. 10, a także Noc listopadowa Stanisława Wyspiańskiego w reżyserii Andrzeja Wajdy. Autor wyznaje: - Pamiętam przedstawienie Nocy listopadowej Wyspiańskiego w reżyserii Wajdy. Byłem na nim prawie 30 lat temu, a poszczególne obrazy ciągle wracają do mnie: bogowie greccy nad walczącymi, szturm w błyskach wystrzałów, polegli odchodzący do łodzi Charona i scena, dla mnie najpiękniejsza, jesienna - Demeter żegnająca się z Korą... Na koniec padają sarkastyczne słowa wielkiego księcia Konstantego, które cytuję z pamięci: - Co to się stało? Co to się zdarzyło? Suche liście z drzew spadły.
Jednak te liście, zbierane przez matkę autora podczas jesiennych spacerów i odnalezione po latach w zeszycie z nutami, opatrzonym napisem Chopin, nie rozwiały się po świecie, nie poszły w zapomnienie, nie uschły... Autor pozbierał je pieczołowicie, ułożył z nich ciekawą opowieść. Nadał jej też wymiar etyczny - stworzył rodzaj promocji dla budowania rodzinnej tradycji. Pokazał siłę rodziny, związków rodzinnych i ciągłość rodu, budowaną w oparciu o przekazywaną pamięć o jego członkach. Dramaty ludzkich egzystencji są tutaj czynnikami kształtującymi losy małych ojczyzn, kraju. Te liście nie są bynajmniej synonimem przemijania. Z nich płynie otucha wiosny, nadchodzącej po każdej zimie. Michał Płoski zwrócił moją uwagę na analogię czasu promocji jego książki z liturgicznym okresem Zmartwychwstania. I nie chodzi tu o branie wysokich tonów, chodzi o przypomnienie: czym jest silna rodzina - dla jednostki, dla narodu.
* * *
Śliczne ilustracje Andrzeja Płoskiego, brata Michała, z przeważającym motywem dożywających swych dni liści, stanowią i samodzielną część wspomnień, i szkic do portretów rodzinnych, i dopowiedzenie narracji. Andrzej, absolwent krakowskiej Akademii Sztuk Pięknych, od 30 lat mieszka w Szwecji, gdzie jest znanym i cenionym grafikiem i ilustratorem. Rysunki, powstałe daleko od
Kielc jesienią 2004 r., są odpowiednikiem kieleckich historii brata. Benefis Michała Płoskiego połączony był z wernisażem prac Andrzeja. Można je było podziwiać w Galerii Winda KCK oraz nabywać - jako cegiełkę w zbiórce funduszy na nowy fortepian dla kieleckiej szkoły muzycznej. Podczas Benefisu M. Płoski sam rozpoczął kwestę za pomocą zabawnej skarbonki lokomotywy. Każdy, kto wrzucił do lokomotywy swój datek, mógł z kapelusza ojca braci Płoskich wybrać sobie wiersz z rysunkiem - ich wspólne dzieło. W Benefisie uczestniczył także trzeci z braci Płoskich, Arkadiusz, który jest cenionym profesorem matematyki oraz wielu przyjaciół rodziny.
Sam Autor, zgodnie z tradycją rodzinną ukończył prawo, ale - jak podkreśla „w swoim życiu podejmował się wielu zajęć”. Michał Płoski, człowiek skromny i stroniący od rozgłosu, był miło zaskoczony licznym zgromadzeniem gości na Benefisie i sympatycznym odbiorem jego książki. Bo w końcu rodzinne, suche liście nie rozproszyły się zupełnie po świecie, tylko wciąż wirują w bliskości macierzystych drzew.
Pomóż w rozwoju naszego portalu