Reklama

Historia na święta

„Górol” z Krajna

Ludwik Grzegorczyk urodził się i życie - prawie całe - przeżył tu w Krajnie, w Górach Świętokrzyskich. Tutaj była szkoła, sympatie i nauka patriotyzmu, wreszcie lekcja odpowiedzialności za swoich i ojczyznę - w lasach, z „Barabaszem”, z „Wybranieckimi”. Leśni ludzie zwali go „Zamek”, „Dunaj”. Urodził się i pozostał rolnikiem. „Mam metrykę czarnego chleba” - mawia. Nadal mieszka tutaj z żoną Wandą, a pięciu synów nigdzie indziej nie wyobraża sobie świąt wielkanocnych, jak w domu, w Krajnie Wymyślona.

Niedziela kielecka 16/2006

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Dobre, radosne, trudne - czyli moje święta

- Któregoś roku na mnie wypadła kolejka pójścia do kościoła ze święconym. Wtedy post to był post, traktowany rygorystycznie - o kiełbasie tylko się marzyło. Była Wielka Sobota, cieplutko, słonko... Wracam z tym święconym i wprost nie mogę wytrzymać, tak mi ta kiełbasa pachnie (a wtedy kiełbasa miała zapach!). Przysiadam w polu wśród wysokich zeszłorocznych traw i znalezionym szkiełkiem odkrawam kawałek tej kiełbasy. Równiutko, żeby mama nie spostrzegła. Zajadam i patrzę w niebo, na obłoki. Rozmyślam, jak wielki jest świat...
- W domu był zwyczaj przestrzegania ciszy Wielkiego Tygodnia. Mama w wolnych chwilach wyrabiała papierowe kwiatki do dekorowania domów (słynęła z tego w okolicy), ale denerwowało ją nasze - dzieci - wiercenie się. - „Pociągi stoją, a wy się ruszota”, nawoływała do ciszy.
- A w naszych okolicach ludzie bardzo wierzyli w dobroczynność kąpieli w źródełku w Krajnie, u stóp Góry Kamiennej. W Wielki Piątek trzeba było się zanurzyć w tej lodowatej wodzie i trzy razy obiec źródełko. Chętnych nie brakowało, taki to był silny zabobon.
- W tradycji lanego poniedziałku obowiązywała ta zasada, że im ładniejsza dziewczyna, tym więcej wody się na nią wylewało.
Inne święta. Obóz pracy, Brzeziny Śląskie, 1954 r., kopalnia „Andaluzja”. Po całonocnej ciężkiej pracy z Wielkiej Soboty na Wielką Niedzielę więźniów (politycznych, skazanych za próby obalenia ustroju komunistycznego) orzeźwił głos rezurekcyjnych dzwonów. Zrewidowani na koniec zmiany, przystanęli pod swoimi blokami, łzy leciały po twarzy, a myśl ku pozostawionym rodzinom i miejscom. Czuł się znowu tam, w swoim kościele w Krajnie, na tę jedną chwilę udało się zapomnieć o więziennym losie.
W 1955 r. po raz pierwszy bracia Grzegorczykowie znowu zjechali się w Krajnie i znowu była to Wielkanoc. Trzech z czterech braci było w więzieniu za przynależność do organizacji Służba Podziemna, powstałej w 1951 r. jako przeciwstawienie się systemowi totalitarnemu. Wesoły nam dziś dzień nastał, wreszcie mogli razem, jak przed laty, zaśpiewać w kościele.

Reklama

A dzisiaj?

Grzegorczykowie mieszkają na swojej ojcowiźnie, z pomnikiem uznanych poetów ludowych, Rozalii i Wojciecha Grzegorczyków, ustawionym naprzeciw posesji. Mają 5 synów, 10 wnuków. Pan Ludwik jest nadal czynnym członkiem Światowego Związku Żołnierzy AK w Kielcach. Jego osoba, wspomnienia (także te ujęte w broszurkę) są nośnikiem treści historycznych, regionalnych, patriotycznych. Pan Ludwik jest skromny, trzeba go namawiać do tej opowieści o sobie. - Obym nie zgrzeszył w imię Boga i historii pokusą wspominania siebie jako bohatera - zaznacza.
Jak wielu mieszkańców tej ziemi, L. Grzegorczyk czerpie siłę z ożywczego klimatu i krajobrazu Gór Świętokrzyskich, urody Doliny Wilkowskiej, Łysicy, Radostowej, sanktuarium na Świętym Krzyżu, legend. Czym innym mógłby bowiem żyć „górol” z Krajna?

Żołnierzem jest się zawsze

W 1939 r. Ludwik Grzegorczyk kończy 7-klasową szkołę w Krajnie, w której niezapomniani nauczyciele Ignacy i Florentyna Krogulcowie „kładli w proste chłopskie głowy wiedzę o świecie i Polsce”. Wkrótce wybucha wojna. Sieć konspiracji w Krajnie rozwija się szybko, a dom Grzegorczyków bywa miejscem wielu spotkań, a także tajnej skrzynki pocztowej. Kwaterują w nim miejscowi dowódcy AK, m.in. „Wyrwa”, „Wierny”, „Barabasz”, „Mietek”, „Andrzej”. Bracia Grzegorczykowie, siostry, mama kolejno włączają się w konspirację.
Kilku mieszkańców Krajna pełniło wtedy znaczące funkcje u „Ponurego”, w 4. Pułku Legionów AK, w ZWZ.
W 1944 r. Ludwik został skierowany na konspiracyjny kurs podoficerski, zakończony pomyślnie egzaminem i stopniem kaprala. Przeżył pacyfikację Krajna, która zebrała krwawe żniwo 28 ofiar. Latem 1944 r. został przyjęty jako pierwszy amunicyjny do 2. Plutonu w II Kompanii i stał się jednym z „leśnych” oddziału Wybranieckich dowodzonym przez „Barabasza”. Brał udział w potyczkach i bitwie pod Antoniowem, po odniesieniu urazu zoperowano go w polowym szpitaliku w Grzymałkowie. Stan był ciężki - wówczas otrzymał ostatnie namaszczenie. Po wielu dramatycznych przygodach, ciężko kulejąc, wrócił do rodzinnego domu, który niegdyś opuścił potajemnie, aby wstąpić do oddziału. Jego leczeniem zajął się nieoceniony ks. Wł. Kostrzewski i siostry zakonne ze Świętej Katarzyny (klasztor i proboszcz przez całą wojnę skutecznie pomagali potrzebującym).
Ojciec Ludwika zmarł w 1942 r., starszy brat nadal ukrywał się w lesie, na nim spoczęły więc obowiązki gospodarskie i opieka nad matką i rodzeństwem, co m.in. udaremniło plany dalszej nauki.
W 1946 r. został aresztowany i na krótko umieszczony w areszcie KBW na Stadionie. W 1951 r. do domu przyjechał brat Antoni z pięcioma kolegami, którzy pod przykrywką pracy w Skarżysku tworzyli bojówkę tajnej organizacji o nazwie Służba Podziemna. Powstała ona w 1951 r. w obrębie pięciu województw, z inicjatywy byłych członków NSZ, AK i młodych ludzi, którzy chcieli przeciwstawić się komunistycznemu reżimowi, m.in. kolektywizacji. Dwaj bracia Grzegorczykowie zwerbowali do bojówki ok. 20 mieszkańców Krajna, spośród których jeden okazał się zdrajcą. Ludwik został aresztowany wraz z 17 członkami organizacji. „Opuściłem dom, patrząc na zawieszone w nim święte obrazy, przy płaczu mojej matki, żony i dwóch malutkich synków. Przekraczając próg przeżegnałem się, co rozwścieczyło ubowców, którzy zaczęli mnie bić kolbami na oczach rodziny” - wspomina.
Przed śledztwem zdołał ukryć pod stopą medalik z Jasnogórską Panią. Rozpoczęły się brutalne przesłuchania: „Obskurny pokój, taboret i olbrzymia lampa, która świeciła prosto w oczy tak mocno, jak reflektor samochodu ciężarowego. Każą siąść na rogu drewnianego taboretu, a nogi wyciągnąć prosto przed siebie (jeszcze nie wiem, po co taka pozycja). Gdy opowiadam swój życiorys, śledczy - Żyd o szpetnym wyglądzie i wulgarnym słownictwie, ryczy coś na mnie i wykopuje taboret, na którym siedzę. Zwalam się na betonową posadzkę, otrzymuję parę kopniaków i powrót na taboret, lampa świeci tak mocno, że oczy bolą i gdy chcę nieco odchylić głowę, otrzymuję silne uderzenie w twarz i znowu ryk: patrz prosto. I tak jeszcze parę razy: wykopywanie taboretu, bicie, kopanie i do karceru. Karcer to betonowa piwnica bez wentylacji (...), zaduch i błoto na posadzce, ślady, że kiedyś były tu sienniki. A na ścianach wyryte, chyba paznokciami napisy: nazwisko, imię i KS (kara śmierci), czasem tylko pseudonim. Dużo, dużo tych napisów. I tak przez trzy tygodnie: nocne przesłuchania z biciem, kopaniem, miażdżeniem palców rąk w szczelinie drzwi, karcer i znowu to samo. Naprawdę łatwiej było żyć i wytrzymać wśród kul, czołgając się z ciężką skrzynką amunicyjną” - pisze w swoich wspomnieniach.
Kolejne więzienia: cela nr 34 przy ul. Zamkowej w Kielcach, pada oskarżenie m.in. o udział w pogromie Żydów. Wtedy to z zachowanego medalika i pudełka po zapałkach zrobił maleńki ołtarzyk, przy którym modliła się cala cela. Wyrok: 9 lat więzienia, 10 lat pozbawienia praw publicznych i obywatelskich. W 1953 r. przewieziono go do ciężkiego więzienia w Płocku („pluskwy żarły nas żywcem”), zamienionego wkrótce na kopalnię węgla „Andaluzja” w Brzezinach Śląskich. Pracował w chodniku o wysokości 90-100 cm, przenosząc w rękach żelazne stemple i kliny do obudowy chodnika, potem ostre blachy. Doświadczał szykan ze strony zatrudnionych tu ubowców, były też liczne „urozmaicenia” w postaci pogadanek politycznych. Schorowanemu i zmaltretowanemu, po dwóch i pół roku zwrócono z depozytu książeczkę do nabożeństwa. Przemycał ją potem jako kanapkę na dół do kopalni. Dotąd wierzy, że to właśnie książeczka i spisane w niej modlitwy przyczyniły się do cudu, którym dla niego było wcześniejsze zwolnienie. Wreszcie powrót do Krajna; to nic, że w letnim ubraniu, srogą zimą. Nigdy nie zapomni, jak wiosną 1955 r. klęczał w polu przy pługu, dziękując Bogu za to ocalenie.
Płynęły lata. Pozbawionemu praw publicznych w ogóle nie było łatwo, w tym choćby zorganizować niezbędną opiekę nad chorą matką. ZBoWiD-u długo unikał jak ognia. W 1978 r. niósł z innymi trumnę zmarłego ks. Kostrzewskiego. W latach 80. zainicjował z bratem i grupą przyjaciół uroczyste zjazdy byłych AK-owców w Krajnie. Był sekretarzem NSZZ „Solidarność” w gminie Górno.
Także i dzisiaj, choć zmieniła się Polska, nie wszystko podoba się staremu żołnierzowi, a gdy tak się dzieje, jak prawdziwy „górol” z Krajna, rąbie prosto z mostu. „Górol” z Krajna, krewki, w maciejówce z orzełkiem i kotwicą Polski Walczącej. Zawsze ten sam.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

2006-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Za mały mój rozum na tę Tajemnicę, milknę, by kontemplować

2024-03-29 06:20

[ TEMATY ]

Wielki Piątek

rozważanie

Adobe. Stock

W czasie Wielkiego Postu warto zatroszczyć się o szczególny czas z Panem Bogiem. Rozważania, które proponujemy na ten okres pomogą Ci znaleźć chwilę na refleksję w codziennym zabieganiu. To doskonała inspiracja i pomoc w przeżywaniu szczególnego czasu przechodzenia razem z Chrystusem ze śmierci do życia.

Dzisiaj nie ma Mszy św. w kościele, ale adorując krzyż, rozważamy miłość Boga posuniętą do ofiary Bożego Syna. Izajasz opisuje Jego cierpienie i nagrodę za podjęcie go (Iz 52, 13 – 53, 12). To cierpienie, poczynając od krwi ogrodu Oliwnego do śmierci na krzyżu, miało swoich świadków, choć żaden z nich nie miał pojęcia, że w tym momencie dzieją się rzeczy większe niż to, co widzą. „Podobnie, jak wielu patrzyło na niego ze zgrozą – tak zniekształcony, niepodobny do człowieka był jego wygląd i jego postać niepodobna do ludzi – tak też wprawi w zdumienie wiele narodów. Królowie zamkną przed nim swoje usta, bo ujrzą coś, o czym im nie mówiono, i zrozumieją coś, o czym nigdy nie słyszeli” (Iz 52, 14n). Krew Jezusa płynie jeszcze po Jego śmierci – z przebitego boku wylewa się zdrój miłosierdzia na cały świat. Za mały mój rozum na tę Tajemnicę, milknę, by kontemplować.

CZYTAJ DALEJ

Całun Turyński – badania naukowe potwierdzają, że nie został wyprodukowany

2024-03-28 22:00

[ TEMATY ]

całun turyński

Adobe.Stock

Całun Turyński

Całun Turyński

W Turynie we Włoszech zachowało się prześcieradło, w które według tradycji owinięto ciało zmarłego Jezusa - Święty Całun. W ostatnich latach tkanina ta została poddana licznym, nowym badaniom naukowym. Rozmawialiśmy o tym z prof. Emanuelą Marinelli, autorką wielu książek na temat Całunu - niedawno we Włoszech ukazała się publikacja „Via Sindonis” (Wydawnictwo Ares), napisana wspólnie z teologiem ks. Domenico Repice.

- Czy może pani profesor wyjaśnić tytuł swojej nowej książki „Via Sindonis”?

CZYTAJ DALEJ

Biskup Zaporoża: Wielki Piątek trwa u nas każdego dnia

2024-03-29 16:27

[ TEMATY ]

biskup

Ukraina

Wielki Piątek

Vatican News

Bp Jan Sobiło na linii frontu

Bp Jan Sobiło na linii frontu

„Pod krzyżem Jezusa modlę się za wszystkich okaleczonych żołnierzy i tych, którzy oddali swe życie za wolność Ukrainy” – mówi Radiu Watykańskiemu bp Jan Sobiło. Wyznaje, iż Zaporoże, gdzie posługuje, jest w ostatnich dniach masowo ostrzeliwane. „Wiemy, że ten Wielki Tydzień może być ostatnim w naszym życiu i od tego będzie zależeć cała wieczność, stąd staramy się zacieśniać relację z Jezusem, by być gotowym nawet na ewentualną śmierć” – mówi hierarcha, prosząc o usilną modlitwę za Ukrainę.


Podziel się cytatem

Bp Jan Sobiło: Tak, to już trzeci Wielki Piątek w czasie pełnoskalowej wojny. Z jednej strony przyzwyczailiśmy się do tego krzyża wojennego, a z drugiej jest on coraz bardziej bolesny. Tak jak rana, którą długo już nosisz, ale jednocześnie nie widzisz, że może się zagoić w najbliższym czasie. I sama świadomość tego, że ta wojna trwa i nie wiadomo jeszcze, jak długo potrwa, jest bardzo bolesna. Jednocześnie widzę, że ludzie przyzwyczaili się już do wystrzałów i do tego, że ktoś zginął, że przywożą rannych żołnierzy. Muszą po prostu żyć i wiedzą, iż nawet w czasie wojny trzeba funkcjonować, trzeba pójść po chleb, trzeba się pomodlić. Na początku wojny niektórzy mieli problem z modlitwą, a teraz widzę, że nauczyli się organizować sobie czas i miejsce dla modlitwy, bo odczuwają, iż bez niej tego długiego czasu wojennego nie da się przeżyć.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję