Reklama

Kanadyjskie refleksje (1)

Mam świadomość, że ośmiodniowy pobyt w Kraju Tysiąca Jezior, nie uprawnia do takiego tytułu, ale ponieważ ostatecznie mój krótki pobyt został zakwalifikowany jako redakcyjny, więc spełniam wolę zaproszeniodawców, z których pierwszym był bp Adam Szal. Od pięćdziesięciu lat kapłani polscy pracujący we wschodniej Kanadzie spotykają się w domu rekolekcyjnym ojców Oblatów na tzw. Konferencji. Trwa ona niespełna dwa dni i od dłuższego już czasu przewodniczy tym duszpasterskim godzinom zaproszony z Polski biskup. W tym roku los padł na bp. Adama, a ponieważ dotarcie do miejsca spotkania wiąże się z pewną wysokością, więc Rekolekcjonista postawił mi swoistego rodzaju propozycję, która miała zweryfikować moje zawierzenie Opatrzności.

Niedziela przemyska 21/2006

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Do czasu wszystko było radosne. Kiedy jednak przebrzmiały radosne śpiewy wielkanocnego Alleluja, trzeba było zmierzyć się z rzeczywistością dla wielu chyba tak frapującą jak jazda samochodem - dla mnie, a i nie tylko, trudnym wyzwaniem.
Tak więc we wtorek po niedzieli Zmartwychwstania wziął nas pod opiekę Jasiu Kobiałka i powiózł do Warszawy. W środę rano o 6.10 samolot holenderskich linii lotniczych uniósł nas w przestworza na dwie godziny.
To rzeczywiście wielkie doświadczenie. Uświadamia, jak bardzo otoczyliśmy się na ziemi ludzkimi zabezpieczeniami. Nie myślimy, że każdy kolejny krok, kilometr są darem Opatrzności. Kiedy człowiek poczuje przy starcie, że koła samolotu już nie dotykają pasa startowego ma się wrażenie, że człowiek umarł dla świata. Przesuwane ziarnka różańca każą zastanowić się, czy to modlitwa, czy próba kolejnego zabezpieczenia. Szum silników i wtłaczanego powietrza przy trwającej kilkanaście minut próbie nerwów zanim nie zapalą się światełka pozwalające na odpięcie pasów i nie rozpocznie się ruch obsługi lotu, są swoistego rodzaju modlitwą. Nie wszyscy przesuwają paciorki. Wielu ratuje się gadatliwością. Słychać ich szczególnie donośnie w tej ciszy.
Za kilkadziesiąt minut sytuacja się powtórzy. Szum w uszach, wrażenie głuchnięcia zwiastują, że maszyna wraca do znanej człowiekowi rzeczywistości. Trwa to kilka minut. Zawsze wtedy myślę o katastrofie w Lesie Kabackim. Zaledwie kilka minut dzieliło pasażerów od radosnego powitania. Na pomoście lotniska stali już bliscy i ich serca przepełniała radość. Udało się. I naraz rozpoczęła się wieczność. Te kilka minut rzeczywiście zdecydowało o wieczności pasażerów, i przybliżyło nieco abstrakcyjną prawdę do tych, którzy nie doczekali odwzajemnionego uśmiechu. Ciekawe ilu z nich znaleziono, jak Jantar, z różańcem w ręku.
Tym razem, jak wyszeptała jedna z pasażerek przed nami, kiedy koła dotknęły pasa startowego w Amsterdamie, jeszcze raz się udało.
Dla nas to napięcie się dopiero zaczęło. Po raz pierwszy mieliśmy przed sobą osiem godzin bycia sam na sam ze swoimi myślami, z naszym Bogiem, którego obraz i z którym relacje budujemy w dobrze nam znanym środowisku ziemi.
Zanim to jednak nastąpić miało oczarował nas ogrom lotniska. Dotarcie do wskazanego na bilecie miejsca zabrało blisko godzinę. Godzinę pośród tysięcy ludzi, którzy zmierzali do swoich miejsc odlotu. To wszystko pod jednym dachem w kontekście sklepów, kiosków, butików, barów. I ten ogromny tłum, jak w dolinie Jozafata. Wszelkie odcienie koloru skóry, dziesiątki języków.
A propos języka. Stwierdziliśmy, że jesteśmy ludźmi językowo straconymi. Któż z nas przypuszczał w seminaryjnych, a nawet późniejszych czasach, że przyjdzie taki dzień, kiedy holenderska stewardesa pochyli się nad nami i zapyta o rodzaj potrawy, którą chcielibyśmy zjeść. Pytała czy chcemy jedzenie jarskie, czy mięsne. Oczywiście, że chcieliśmy mięsne. Cóż, kiedy łatwiej było wskazać na to, co wymieniła w ostatniej ofercie. Więc jedliśmy jarskie.
W Amsterdamie czekaliśmy na swój odlot pięć i pół godziny. Przez szybę holu, w którym czekaliśmy na odprawę, obserwowaliśmy załadunek potężnego samolotu malezyjskich linii. Potężny Boening robił wrażenie nienasyconego potwora. W jego luki przez czterdzieści minut ładowano bagaże, jedzenie. - Nie ma szans, żeby to uniosło się w górę - to dominująca myśl tej obserwacji.
A potem zaczęła się odprawa. Najpierw piloci, stewardesy i pasażerowie. Setki. Już byłem pewny, że tego się do góry unieść nie da. Kiedy więc i my zaczęliśmy wchodzić do identycznego potwora byłem poważnie zaniepokojony. Dziesięć foteli w rzędzie: 3-4-3. Końca, a właściwie początku samolotu nie widać. Piloci na piętrze, przed oczami ze sześć szeregowo umieszczonych telewizorów. I ten szum wtłaczanego powietrza. Ruszamy. Samolot posuwa się wolno, czasem przyśpiesza, znowu zwalnia. W głowie kotłują się myśli, może zawraca, może się coś popsuło. Trwa to więcej niż kwadrans. Obsługa jeszcze chodzi w przejściach, zagląda, czy wszystko w porządku. Za chwilę kapitan nakaże także i im usiąść i zapiąć pasy. Szum rośnie, przeradza się w głośny jęk silników. Szybkość wtłacza w fotele. I nagle czuję, że przednie koła już nie tłuką się o beton lotniska. Dobitniej za to słychać te pod nami. I już koniec. Nie ma ziemi. Jest trwająca blisko pół godziny wspinaczka na owe dziesięć tysięcy metrów.
Osiem godzin. Pięćset ludzi. W pewnej chwili widzę pod nami trzy samoloty lecące w różnych kierunkach. Odnoszę wrażenie jak na filmach o życiu wielkich oceanów. Majestatycznie mijające się delfiny. I ta przerażająca powagą, spokojem, wprost obojętnością przestrzeń, przedzierana kłębiącymi się chmurami. Kiedy ich nie ma, w dole pojawia się płaska tafla morza, ale wygląda to jak asfalt, mieniący się odcieniami szarych kolorów. Wielka cisza ogromnej przestrzeni trzymającej nas gościnnie dzięki technice, ale przecież odrobina pyłu, kryształki lodu, cóż, można mnożyć powody, które mogą sprawić, że przestrzeń przestanie być gościnna i pozbędzie się intruza. Tak, nie ma tej mocy, dopóki Opatrzność rozkazuje - mają lecieć. Mają wrócić na ziemię, by stąpać po niej nieco inaczej.
To do lądowania za tydzień!

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

2006-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Z Czech przez Polskę do nieba

Niedziela Ogólnopolska 16/2018, str. 20-21

[ TEMATY ]

św. Wojciech

Tadeusz Jastrzębski

Św. Wojciech nauczający z  łodzi, malowidło ścienne. Chojnice, kościół pw. św. Jana Chrzciciela

Św. Wojciech nauczający z  łodzi, malowidło ścienne. Chojnice, kościół
pw. św. Jana Chrzciciela

Urodził się zaledwie 10 lat przed chrztem Polski. Śmierć męczeńską poniósł już jednak w czasach, kiedy nad Wisłą władcy zdawali sobie sprawę ze znaczenia świętych relikwii. Czy Polska byłaby dziś tym samym krajem, gdyby nie św. Wojciech, jego związki z naszym państwem oraz przyjaźń z cesarzem?

Św.Wojciech został biskupem Pragi jako 27-letni mężczyzna. Jak podają jego biografowie, do katedry miał wejść boso, co prawdopodobnie symbolizowało ewangeliczną prostotę przyszłego męczennika. Potwierdzeniem tej tezy są inne historyczne źródła, według których wiadomo dziś ponad wszelką wątpliwość, że Wojciech nie dysponował wielkim majątkiem. To, co posiadał, miało służyć sprawowaniu kultu, zaspokajaniu potrzeb miejscowego kleru oraz jego osobistemu utrzymaniu.

CZYTAJ DALEJ

Główny patron Polski

2024-04-16 14:14

Niedziela Ogólnopolska 16/2024, str. 20

[ TEMATY ]

św. Wojciech

commons.wikimedia.org

Św. Wojciech

Św. Wojciech

Stał się patronem ładu hierarchicznego Kościoła w Polsce.

Wojciech żył w drugiej połowie X stulecia. Był Czechem z pochodzenia, wywodził się z rodu Sławnikowiców. Utrzymywał dobre relacje z wielkimi tego świata – w kręgach zarówno świeckich, jak i kościelnych. Był benedyktynem.

CZYTAJ DALEJ

Papież Franciszek obchodzi dziś imieniny

2024-04-23 11:19

[ TEMATY ]

papież

papież Franciszek

PAP/EPA/MAURIZIO BRAMBATTI

Najgorętsze i najszczersze życzenia od narodu włoskiego, a także osobiste, wraz z serdecznymi życzeniami zdrowia i pomyślności przekazał Ojcu Świętemu z okazji dzisiejszym imienin prezydent Włoch, Sergio Mattarella.

Prezydent Republiki Włoskiej wyraził ubolewanie z powodu napiętej sytuacji w świecie, zwłaszcza na Bliskim Wschodzie, gdzie dochodzi do aktów przemocy, konfrontacji i zemsty. Podkreślił znaczenie nieustannych apeli Ojca Świętego o pielęgnowanie w rodzinie ludzkiej więzów braterstwa, stanowiących inspirację zarówno dla wierzących jak i niewierzących.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję