W 1970 r. Józef Ratzinger, wówczas jeszcze ksiądz i teolog, starał się odpowiedzieć na pytanie, jak będzie wyglądał Kościół w drugim tysiącleciu. To niezmiernie ciekawe czytać ten tekst z perspektywy, kiedy już dobrze weszliśmy w drugie tysiąclecie i kiedy wraz z jego autorem możemy oglądać, na ile spełniły się te przewidywania. Zresztą sam Ratzinger, w czasie słynnego wywiadu, który ukazał się jako książka pt. Sól ziemi, został o to zapytany i przyznał, że nie wszystko dziś wygląda tak, jak wtedy przypuszczał. Na początku lat 70. mówił między innymi o tym, że być może Kościół stanie się wyraźnie mniejszy liczebnie, że straci przywileje w społeczeństwie i pozna nowe formy posługi kapłańskiej dopuszczając do święceń tzw. viri probati.
Po latach, kiedy rozmówca - wówczas już kardynał Ratzinger - powrócił do tamtego tekstu opublikowanego pt. Wiara i przyszłość, było jasne, że Kościół liczebnie nie zmniejszył się tak bardzo. Zasadniczo Kościół nie stracił też pewnego rodzaju powagi i szacownego miejsca w społeczeństwach - nawet tych dotkniętych mocniej sekularyzmem. Co nie znaczy jednak, że Ratzinger pomylił się bardzo. Choć może przewidywał coś, do czego ostatecznie nie doszło, w tym przewidywaniu kryła się jednak intuicja co do samych procesów i ich kierunku. Bo chyba także z dzisiejszej perspektywy można przyznać, iż Kościół w obrębie zachodniego chrześcijaństwa przeżywa pewien „kryzys” związany z liczebnością wiernych, że pojawia się pytanie o dopuszczanie do święceń nie tylko tych, którzy wstąpili do seminariów, ponieważ brakuje takich powołań, że rytm życia dzisiejszych społeczeństw wcale nie jest już regulowany dźwiękiem dzwonów kościelnych…
Jednak to nie te przewidywania stanowiły sedno rozważań Ratzingera napisanych trzydzieści kilka lat temu. Część, w której obecny Papież starał się podać konkretne przewidywania, poprzedził tekst poświęcony temu, jakie miejsce w teologii mogą zajmować dywagacje na temat przyszłości. Pisał niemiecki teolog, że w tej dziedzinie wiedzy trzeba umieć wystrzegać się kalkulacji i futurologii. Teologia musi być ostrożna w wypowiadaniu prognoz z dwóch powodów. Najpierw dlatego, że człowiek - i tu Ratzinger przywoływał myśl św. Augustyna - jest niezbadaną głębią. A potem dlatego, że jeszcze bardziej głębią nieogarnioną i nieskończoną jest sam Bóg. Stąd dzieje Kościoła - wspólnoty ludzi zwróconej ku Bogu - nie dadzą się zamknąć w ciasnym kręgu przewidywań. historia jest tu zawsze otwarta i zawsze gotowa przynieść niespodziankę wyrastającą tam, gdzie przemówi głębia Boga i człowieka. Przeszłość wielokrotnie o tym świadczyła.
Warto te treści przypomnieć sobie u progu wizyty obecnego papieża Benedykta XVI w Polsce. Zastanawiamy się, jaka ona będzie. Próbujemy wychwycić dokładnie to, czym żyje obecnie przeciętny Polak i Kościół w Polsce i na tej podstawie przewidzieć to, co będziemy przeżywać. Chcemy już teraz dostrzec, co będzie naszym udziałem. Może jednak najwłaściwszą postawą jest postawa otwarcia na tę podwójną głębię, która przynosi ze sobą nieprzewidywalne - głębię człowieka i głębię Boga, który przez człowieka i do człowieka przemawia? Może właśnie poza wszelkimi ludzkimi kalkulacjami, poza wyciąganiem wniosku z ułożonego programu czy z tego, jaką osobowość ma Benedykt XVI, poza stawianiem pytań o to, jak dotąd się poruszał i jaki ma język oraz jakie są najważniejsze aspekty jego nauczania, należałoby być otwartym na to „nieprzewidywalne”?
Swój tekst na temat przyszłości Kościoła z roku 1970 Ratzinger kończył tymi słowami: „(Przyszłość Kościoła zbudują) ludzie, których zdolność percepcji przekracza zwykłe rozumienie wypowiedzianego zdania… Ta przyszłość przyjdzie dzięki ludziom, którzy potrafią widzieć dalej niż inni, ponieważ ich życie obejmuje obszary o wiele większe”. Chyba to jest najważniejsze podczas tych dni papieskiej wizyty w Polsce - dotknąć głębi człowieka i głębi Boga.
Pomóż w rozwoju naszego portalu