Reklama

Pochylajmy nasze sumienia przed Bogiem

Niedziela przemyska 10/2007

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Uplótłszy wieniec z ciernia włożyli Mu na głowę, a do prawej ręki dali Mu trzcinę. Potem przyklękali przed Nim i szydzili z Niego, mówiąc: „Witaj, Królu Żydowski!”
(Mt 27, 29)

Drodzy Bracia Kapłani, drodzy Klerycy
Bracia i Siostry.

W tych dniach obchodził swoje 85. urodziny wybitny Polak, Władysław Bartoszewski. Człowiek wielkich zasług. Harcerz, więzień Oświęcimia. Napisał bardzo ważną książkę pt.: „Ten jest z ojczyzny mojej”. Wydobył w niej piękną stronę mrocznej historii II wojny światowej. Wczoraj opublikowano w KAI wywiad z tym wybitnym świadkiem historii. W pewnym momencie tej obszernej rozmowy dziennikarz zapytał go, kiedy mu było miło a kiedy przykro w jego życiu. W odpowiedzi pan Władysław stwierdził, że jednym z najbardziej przykrych wydarzeń był dla niego czas obozu koncentracyjnego, potem kiedy ścigało go KGB, wreszcie powojenne uwięzienie na Mokotowie. Z trudem, ale starał się to rozumieć, tłumaczyć, lecz to, co ponad wszystko jest dla niego najbardziej przykre, czego do dziś nie może zrozumieć, to fakt, że w jego aktach, które posiada w swoim domu, jest świadectwo iż 418 mundurowych ludzi śledziło go a 56 tajnych współpracowników służb bezpieczeństwa też się nim zajmowało. Najbardziej bolesne jest to - stwierdza pan Bartoszewski - że teraz w czasach wolności, kiedy nikomu nic nie grozi, z tych prawie 500 ludzi, którzy mnie krzywdzili nikt nie zgłosił się, nikt nie wysłał listu z przeproszeniem, nie zadzwonił, aby powiedzieć słowo przepraszam i nie chciał naprawić krzywdy.
To jest dowód strasznej choroby tak wielu ludzi w naszej Ojczyźnie.

Drodzy Bracia i Siostry!

Zdaje sobie sprawę, że od naszego ostatniego modlitewnego spotkania przy ołtarzu Pana wydarzyły się sprawy, o których najbliżsi, jaką jest rodzina diecezjalna, mają prawo się dowiedzieć więcej.
Pragnę powiedzieć, że wydarzenia, które mnie dotknęły w ostatnich dniach, były trudnym dla mnie aktem odzierania wewnętrznego i upokorzenia w punkcie, który w moim życiu ludzkim, młodzieńczym, kapłańskim później biskupim, był, jest i pozostanie zawsze bardzo ważny. Byłem całe życie wrażliwy na to, co polskie, gdyż tak byłem wychowywany i bardzo tego strzegłem.
Zawsze miałem i mam świadomość grzeszności natury ludzkiej, a więc także i mojej, co wyznaję przy każdej systematycznie odprawianej spowiedzi. Dzięki wychowaniu i łasce Bożej nigdy nie musiałem się spowiadać z grzechów przeciw mojej Ojczyźnie, z braku wierności Polsce, także w okresie powojennego zniewolenia komunistycznym totalitaryzmem. Kochałem ją, bo była taka jaka była, nikt jej nie wybierał, taką ją nam dano. Chciałem i próbowałem ją poprawiać, nigdy nie poszedłem na żadną współpracę z żadnymi tajnymi organizacjami, broniłem się przed kontaktami zewnętrznymi z tymi ludźmi, których uważaliśmy za wewnętrznie sprzedanych i współczuliśmy im nawet, litując się nad stanem ich sumień.
A jednak chciano stworzyć takie wrażenie, że w latach mojej kapłańskiej młodości zdradzałem Kościół przez rzekomą współpracę z Jego wrogami. Kiedy dowiedziałem się o istnieniu tych zapisów zareagowałem zdecydowanie. Uważałem, że trzeba je natychmiast ujawnić. Okazało się, że w mojej teczce są tylko same rejestry. Nie ma żadnego dokumentu, w którym byłoby sprawozdanie z oszczerczo zarzuconej mi agenturalnej działalności.
To bolesne doświadczenie może być dobrą okazją, żeby sobie powiedzieć, że są momenty w życiu człowieka, kiedy trzeba znosić upokorzenia, odarcie zewnętrzne i wewnętrzne z tego, co drogie i trzeba w tym umieć się zachować. Życie nasze tworzą nie tylko nasze czyny, ale i opinia, jaką inni o nas wytworzą. I w tym miejscu nasuwa się refleksja, pytanie o odpowiedzialność za słowo o drugim człowieku: powiedziane, przekazywane, napisane. Jest i musi być za nie odpowiedzialność.
Polska choruje dzisiaj na wielką chorobę, jaką jest brak odpowiedzialności za słowo. Poeci, którzy mają intuicyjną wrażliwość na sprawy ważne, od kilkunastu już lat zwracają uwagę na to, że krąży zbyt dużo słów pustych, nic nie znaczących, że jest wiele słów kłamliwych i że to burzy relacje międzyludzkie, nie pozwala oddychać prawdą i to jest wielka tragedia zamierającej codziennie prawdy. Bezkarnie dzisiaj można siać kłamstwo. Cały system marksistowski przez dziesiątki lat był zbudowany na kłamstwie i to sprawiło, że dziś wielu ludzi nie rozumie słowa prawda, więcej, wielu uważa, że kłamstwo w małej sprawie nie jest dewaluacją słowa.
Dziś rozpoczynając Wielki Post musimy sobie uświadomić i głośno powiedzieć, że nie ma rzeczy małej wobec Boga. Bóg nie powiedział nie mów fałszywego świadectwa, w wielkich czy ważnych sprawach, ale: nigdy nie mów fałszywego świadectwa. Tak jak przykazanie nie zabijaj nie rozróżnia, że nie wolno zabijać słabego czy mocnego, ale po prostu: nie zabijaj! obejmuje ono wszystkich ludzi. Naród choruje dzisiaj na wielką chorobę nieszczerości, zakłamania i tchórzostwa. Obserwujemy, jak ludzie ukrywają swoją historię, jak krzywdzą nawet drugiego człowieka, by ukryć prawdę o sobie, o swojej zdradzie, zakłamaniu. Zanika honor danego słowa, a w związku z tym, poczucie godności. Brak szacunku do wypowiadanego słowa bardzo ściśle jest związany z brakiem szacunku do drugiego człowieka, którego obdarzamy fałszem a nie prawdą.
Te wszystkie refleksje należy wpisać w naszą relację z Bogiem, w to, co wierzymy. Powinniśmy sobie uświadomić, że nie zbudujemy poprawnej relacji z Bogiem, jeśli nie budujemy poprawnej relacji ze sobą, jeśli nie patrzymy w prawdzie na siebie. Dopiero wtedy będziemy mogli pomagać sobie nawzajem na drodze dochodzenia do prawdy.
Pokuta czasu Wielkiego Postu jest po to, żeby powiedzieć, że Bóg zaufał człowiekowi takiemu jaki jest - grzesznemu. Ale jednocześnie Bóg wezwał człowieka, aby stawał się dzieckiem Bożym, żeby się zjednoczył z Bogiem prawdy. On jest Drogą Prawdą i Życiem. Jeśli nie będziemy szli tą drogą, nie będziemy podejmowali wysiłku życia prawdą, to nie będziemy mieli życia Bożego w sobie już teraz, a kiedyś to życie Boże może się przed nami zamknąć na wieczność.
To wielki skarb - mieć w sobie życie Boże, umieć pokornie, ale wytrwale naprawiać mosty zerwane z Panem Bogiem i drugim człowiekiem.
Aby to było możliwe potrzeba wypełnić dwa warunki: szczerość i chęć przemiany, nawrócenia. Ewangelia Środy Popielcowej poucza: „strzeżcie się fałszu, prawda wyzwala, daje odwagę nowego życia” (por. Mt 6, 1-18). Nie bójmy się cierpienia, trudności, upokorzenia. Nauczycielem naszym i naszą mocą jest Bóg Prawdy o miłosierdziu i miłości.
Trzeba w tym miejscu przywołać naszego bł. ks. Jana Balickiego, który codziennie powtarzał: „Dobrze Panie, żeś mnie upokorzył”. To wielki nauczyciel odwagi w podjęciu trudu przyjmowania prawdy o nas samych.
Brak szczerości i dochodzenia do prawdy to wielkie zaniedbanie, a zatem i zadanie na ten Wielki Post, który niech będzie, w tym roku przypatrywania się powołaniu naszemu, okazją do rachunku sumienia. Nie róbmy go innym, ale sobie. Może skrzywdziliśmy osobę, która już dzisiaj nie żyje, może sprowokowaliśmy kogoś do grzechu. Módlmy się za nich.
Może nie broniliśmy innych, albo zaniedbali dobro, pomyślmy o tym, zastanówmy się i uczyńmy wszystko, aby ten czas był okresem szczególnego przygotowania się do spotkania z Bogiem prawdy i miłosierdzia.
Módlmy się też za tych, którzy nas oczerniali, prześladowali, gdyż to jest chrześcijańska reakcja i trzeba ją wprowadzać w życie. Chrześcijanin nie może chować zawiści w sercu, musi przebaczać. Taka jest nasza religia. Chrystus uczynił się grzechem, aby ten grzech zanieść na Krzyż, a umierając na Krzyżu, przebaczył każdemu. Naśladując Go w tym, z każdym dniem będziemy się czuć coraz głębiej złączonymi z Bogiem, Jezusem Chrystusem, naszym jedynym Panem i Nauczycielem.
Pochylając nasze głowy w geście oczekiwania na posypanie popiołem, pochylajmy także nasze sumienia przed Bogiem, który jest dawcą miłosierdzia, który chce przebaczać, chce nas w tym okresie Wielkiego Postu przeprowadzić przez modlitwę, umartwienie, przez wewnętrzne nawrócenie, żebyśmy sami odrodzeni mogli być przydatni w porządkowaniu dzisiejszego świata. Żebyśmy nie dołączali do ludzi, którzy idą łatwą drogą, drogą bez honoru, która prowadzi do hańby, do tego ostatecznego upokorzenia przed Bogiem. Warto sobie na tej drodze zjednoczenia, pokuty i nawrócenia do Chrystusa pomóc przez modlitwę. Amen.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

2007-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Marcin Zieliński: Znam Kościół, który żyje

2024-04-24 07:11

[ TEMATY ]

książka

Marcin Zieliński

Materiał promocyjny

Marcin Zieliński to jeden z liderów grup charyzmatycznych w Polsce. Jego spotkania modlitewne gromadzą dziesiątki tysięcy osób. W rozmowie z Renatą Czerwicką Zieliński dzieli się wizją żywego Kościoła, w którym ważną rolę odgrywają świeccy. Opowiada o młodych ludziach, którzy są gotyowi do działania.

Renata Czerwicka: Dlaczego tak mocno skupiłeś się na modlitwie o uzdrowienie? Nie ma ważniejszych tematów w Kościele?

Marcin Zieliński: Jeśli mam głosić Pana Jezusa, który, jak czytam w Piśmie Świętym, jest taki sam wczoraj i dzisiaj, i zawsze, to muszę Go naśladować. Bo pojawia się pytanie, czemu ludzie szli za Jezusem. I jest prosta odpowiedź w Ewangelii, dwuskładnikowa, że szli za Nim, żeby, po pierwsze, słuchać słowa, bo mówił tak, że dotykało to ludzkich serc i przemieniało ich życie. Mówił tak, że rzeczy się działy, i jestem pewien, że ludzie wracali zupełnie odmienieni nauczaniem Jezusa. A po drugie, chodzili za Nim, żeby znaleźć uzdrowienie z chorób. Więc kiedy myślę dzisiaj o głoszeniu Ewangelii, te dwa czynniki muszą iść w parze.

Wielu ewangelizatorów w ogóle się tym nie zajmuje.

To prawda.

A Zieliński się uparł.

Uparł się, bo przeczytał Ewangelię i w nią wierzy. I uważa, że gdyby się na tym nie skupiał, to by nie był posłuszny Ewangelii. Jezus powiedział, że nie tylko On będzie działał cuda, ale że większe znaki będą czynić ci, którzy pójdą za Nim. Powiedział: „Idźcie i głoście Ewangelię”. I nigdy na tym nie skończył. Wielu kaznodziejów na tym kończy, na „głoście, nauczajcie”, ale Jezus zawsze, kiedy posyłał, mówił: „Róbcie to z mocą”. I w każdej z tych obietnic dodawał: „Uzdrawiajcie chorych, wskrzeszajcie umarłych, oczyszczajcie trędowatych” (por. Mt 10, 7–8). Zawsze to mówił.

Przecież inni czytali tę samą Ewangelię, skąd taka różnica w punktach skupienia?

To trzeba innych spytać. Ja jestem bardzo prosty. Mnie nie trzeba było jakiejś wielkiej teologii. Kiedy miałem piętnaście lat i po swoim nawróceniu przeczytałem Ewangelię, od razu stwierdziłem, że skoro Jezus tak powiedział, to trzeba za tym iść. Wiedziałem, że należy to robić, bo przecież przeczytałem o tym w Biblii. No i robiłem. Zacząłem się modlić za chorych, bez efektu na początku, ale po paru latach, po którejś swojej tysięcznej modlitwie nad kimś, kiedy położyłem na kogoś ręce, bo Pan Jezus mówi, żebyśmy kładli ręce na chorych w Jego imię, a oni odzyskają zdrowie, zobaczyłem, jak Pan Bóg uzdrowił w szkole panią woźną z jej problemów z kręgosłupem.

Wiem, że wiele razy o tym mówiłeś, ale opowiedz, jak to było, kiedy pierwszy raz po tylu latach w końcu zobaczyłeś owoce swojego działania.

To było frustrujące chodzić po ulicach i zaczepiać ludzi, zwłaszcza gdy się jest nieśmiałym chłopakiem, bo taki byłem. Wystąpienia publiczne to była najbardziej znienawidzona rzecz w moim życiu. Nie występowałem w szkole, nawet w teatrzykach, mimo że wszyscy występowali. Po tamtym spotkaniu z Panem Jezusem, tym pierwszym prawdziwym, miałem pragnienie, aby wszyscy tego doświadczyli. I otrzymałem odwagę, która nie była moją własną. Przeczytałem w Ewangelii o tym, że mamy głosić i uzdrawiać, więc zacząłem modlić się za chorych wszędzie, gdzie akurat byłem. To nie było tak, że ktoś mnie dokądś zapraszał, bo niby dokąd miał mnie ktoś zaprosić.

Na początku pewnie nikt nie wiedział, że jakiś chłopak chodzi po mieście i modli się za chorych…

Do tego dzieciak. Chodziłem więc po szpitalach i modliłem się, czasami na zakupach, kiedy widziałem, że ktoś kuleje, zaczepiałem go i mówiłem, że wierzę, że Pan Jezus może go uzdrowić, i pytałem, czy mogę się za niego pomodlić. Wiele osób mówiło mi, że to było niesamowite, iż mając te naście lat, robiłem to przez cztery czy nawet pięć lat bez efektu i mimo wszystko nie odpuszczałem. Też mi się dziś wydaje, że to jest dość niezwykłe, ale dla mnie to dowód, że to nie mogło wychodzić tylko ode mnie. Gdyby było ode mnie, dawno bym to zostawił.

FRAGMENT KSIĄŻKI "Znam Kościół, który żyje". CAŁOŚĆ DO KUPIENIA W NASZEJ KSIĘGARNI!

CZYTAJ DALEJ

Ks. Ptasznik: nie patrzmy na Jana Pawła II sentymentalnie, wracajmy do jego nauczania

2024-04-25 12:59

[ TEMATY ]

Jan Paweł II

Krzysztof Tadej

Ks. prał. Paweł Ptasznik

Ks. prał. Paweł Ptasznik

„Powinniśmy starać się wracać przede wszystkim do nauczania Jana Pawła II, a odejść od jedynie sentymentalnego patrzenia na tamte lata" - podkreśla ks. prałat Paweł Ptasznik w rozmowie z Radiem Watykańskim - Vatican News przed 10. rocznicą kanonizacji Papieża Polaka. W sobotę, 27 kwietnia, w Bazylice św. Piotra w Watykanie z tej okazji będzie celebrowana uroczysta Msza Święta o godz. 17.00.

Organizatorem uroczystości jest Watykańska Fundacja Jana Pawła II, w której ksiądz Ptasznik pełni funkcję Przewodniczącego Rady Administracyjnej. Już w 2005 roku, podczas pogrzebu Papieża rozległy się okrzyki „santo subito". „Wszyscy mieliśmy to przekonanie o tym, że Jan Paweł II przez swoje życie, swoją działalność i nauczanie głosi Chrystusa, żyje Chrystusem i ta fama świętości pozostała po jego śmierci i została oficjalnie zatwierdzona przez akt kanonizacji" - podkreślił ksiądz Ptasznik. „Jako fundacja wystąpiliśmy z inicjatywą obchodów 10. rocznicy kanonizacji Jana Pawła II, wsparci autorytetem kardynała Stanisława Dziwisza i została ona bardzo dobrze przyjęta w środowiskach watykańskich, a błogosławieństwa dla inicjatywy udzielił Papież Franciszek" - dodał. Rozmówca Radia Watykańskiego - Vatican News zaznaczył, że fundacja zgodnie z wolą Jana Pawła II promuje kulturę chrześcijańską, wspiera studentów, a także decyzją jej władz dokumentuje pontyfikat i prowadzi studium nauczania Papieża Polaka. W Rzymie pod jej auspicjami działa też Dom Polski dla pielgrzymów.

CZYTAJ DALEJ

Nie tylko duchowa przestrzeń

2024-04-25 11:15

[ TEMATY ]

Kurs Alpha

Parafia Czerwieńsk

Archiwum parafii

24 kwietnia odbyło się czwarte spotkanie. Uczestniczyło w nim ponad 40 osób.

24 kwietnia odbyło się czwarte spotkanie. Uczestniczyło w nim ponad 40 osób.

W parafii pw. św. Wojciecha w Czerwieńsku trwa Kurs Alpha.

To cykl 11 spotkań prowadzący do poznania i przypomnienia podstawowych prawd wiary chrześcijańskiej podanych w ciekawej i dynamicznej formie. Na każde ze spotkań składają się wspólny posiłek, katecheza i rozmowa w małej grupie.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję