W dniu swoich 52. urodzin, 9 lutego, zmarł ks. kan. Jacek Bartecki, proboszcz parafii pw. Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny w Klesztowie. Mimo młodego wieku, dojrzał do spotkania z Chrystusem w niebie.
Uroczystości pogrzebowe kapłana, którego śmierć napełniła smutkiem serca rodziny i parafian, miały dwie stacje. 12 lutego w kościele parafialnym w Klesztowie, pod przewodnictwem bp Mieczysława Cisło, za współbrata modliło się ponad 80 księży oraz wierni parafii, której ofiarnie służył jako proboszcz niemal 7 lat, następnie Msza św. pogrzebowa i złożenie ciała do grobu miały miejsce na rodzinnej ziemi w Tomaszowie Lubelskim, w parafii pw. Najświętszego Serca Pana Jezusa. - Wszyscy go kochali. Dał się lubić poprzez swoją osobowość i przyjazną postawę wobec każdego człowieka. Dziękujemy Bogu za dar śp. ks. Jacka, który przedwcześnie odszedł do Pana. Chrystus uznał go za dojrzałego, by mógł wejść do domu Ojca - mówił bp M. Cisło, wychowawca ks. Barteckiego w latach jego formacji seminaryjnej.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Zawsze gotowy
Ks. Jacek Bartecki urodził się 9 lutego 1968 r. w Tomaszowie Lubelskim. Przyszedł na świat w rodzinie, która zawsze była i jest blisko Boga i Kościoła. Otrzymując religijne wychowanie, jako młody człowiek przez wiele lat służył wspólnocie parafialnej jako ministrant i lektor. W opinii duszpasterzy pracujących w Tomaszowie był młodzieńcem gorliwym w pełnieniu obowiązków, zaangażowanym w życie Kościoła, skromnym, serdecznym, uczynnym, pogodnym, dającym swoim rówieśnikom dobry przykład. Po ukończeniu nauki w liceum ekonomicznym podjął decyzję o wstąpieniu do seminarium.
Jak wspominał bp Mieczysław Cisło, śp. ks. Jacek rozpoczął formację w seminarium w 1987 r., tuż po pamiętnej pielgrzymce św. Jana Pawła II do Ojczyzny. W czerwcu tamtego roku Ojciec Święty, wobec milionowej rzeszy wiernych zgromadzonych w Lublinie, udzielił sakramentu kapłaństwa 50 diakonom. W sercach wielu młodych ludzi zaszczepił wówczas pytanie, czy Chrystus nie wzywa ich na drogi kapłańskiego powołania. W rezultacie aż 112 mężczyzn zapukało do seminaryjnej furty; był to najliczniejszy rocznik w historii diecezji. - Decyzja ks. Jacka była nie tyle efektem entuzjazmu ze spotkania z Ojcem Świętym, co odczytaniem woli Bożej i dojrzałą decyzją oddania życia Chrystusowi w kapłaństwie. Oddał Jezusowi swój największy skarb: młodość, marzenia, plany. Poszedł za Mistrzem, chociaż sytuacja w Ojczyźnie i Kościele była niepewna - mówił Ksiądz Biskup. Po przyjęciu święceń kapłańskich w maju 1993 r. ks. Jacek pracował jako wikariusz w parafiach w Dysie, Milejowie, Siedliszczu, Krasnymstawie i Nałęczowie. W uzdrowisku był najdłużej; tam pełnił też funkcję dekanalnego duszpasterza strażaków i zaskarbił serca druhów niosących pomoc bliźnim.
Reklama
Zawsze blisko
W lipcu 2013 r. śp. ks. Jacek Bartecki rozpoczął pracę w Klesztowie. W rozległej i niezbyt zamożnej parafii na chełmskiej ziemi wierni serdecznie przyjęli nowego proboszcza. Szybko pokochali kapłana, który zawsze miał dla niech serdeczny uśmiech i czas na rozmowę. Wraz z nim podejmowali liczne prace remontowe w kościele parafialnym, w kaplicy dojazdowej i na plebanii. Wraz z proboszczem cieszyli się, że na stulecie parafii, które przypada w tym roku, będą mieli odnowioną świątynię. - Ks. Jacek znalazł zrozumienie wśród parafian; dobrze się wśród nich czuł. Każdy dom w Klesztowie był jego drugim domem - mówił bp Cisło. Potwierdzeniem słów pasterza były świadectwa składane przez wiernych. Zarówno członkowie rady parafialnej, jak i wójt gminy Żmudź, podkreślali życzliwą współpracę, serdeczność, szczerą przyjaźń, zrozumienie w rozwiązywaniu wspólnych trosk. - Ks. Jan Twardowski powiedział: można odejść na zawsze, by stale być blisko. Z nami będzie blisko ks. Jacek, który przez swoje zaangażowanie i troskę o parafię pozostawił świadectwo dobrego gospodarza, życzliwego człowieka i zacnego kapłana. Wdzięczność za wszystko, czego doświadczyliśmy, będziemy wyrażali naszą modlitwą - zapewniała pani wójt.
Przed laty, w testamencie, śp. ks. Jacek Bartecki zapisał słowa: „Dni człowieka są policzone; zawsze trzeba być gotowym na wezwanie Stwórcy”. Zapewne nie przypuszczał, że tak szybko Chrystus wezwie go do siebie…