W Głoguszu, małej miejscowości koło Sulechowa, mieści się Zakład Organmistrzowski „Ars Organum”. Jedyna firma organmistrzowska na terenie naszej diecezji. - Jesteśmy firmą, która rzeczywiście zajmuje się tylko tym, nie jest to dla nas żadna praca dodatkowa, wykonywana gdzieś po godzinach - tłumaczy Adam Olejnik, szef zakładu i pierwszy dyplomowany organmistrz, którego wydała ziemia lubuska.
Zawód - pasja
- W Polsce nie ma żadnej szkoły organmistrzowskiej, to jest zawód typowo rzemieślniczy, którego można się nauczyć od majstra. Trzeba ciągle poszukiwać, nie można liczyć na to, że się wszystko wyczyta w książce. Trzeba nawiązywać kontakty, szukać ludzi, od których można się czegoś nauczyć w sposób konkretny, zwiedzać instrumenty, poznawać technikę, technologię wykonywania instrumentów dawnych. Sporo kontaktów nawiązałem z firmami niemieckimi, tam praktykowałem - opowiada p. Adam.
Organmistrzostwo to jeden z zawodów, którego nie da się dobrze wykonywać bez osobistego zaangażowania. - Organy to moja życiowa pasja, zawsze interesowałem się muzyką organową, sam jestem organistą, muzykiem z wykształcenia - tłumaczy. - Pochodzę z Drezdenka, tam jest piękny neogotycki kościół, a w nim organy firmy Sauer z 1902 r. Potęga ich brzmienia zawsze mnie fascynowała - wspomina.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
W samym centrum
- Zaczynałem od jednej walizki - tak p. Adam opisuje początki swojej firmy. - Potem była druga, czwarta, następnie piwnica, garaż, coś się wynajmowało, wszystko zaczęło się rozrastać w sprzęt, w materiały, w ludzi, w technologię… Od roku mieszkam i pracuję w Głoguszu.
Trochę może dziwić miejsce, które wybrano na siedzibę jedynego takiego zakładu na przestrzeni setek kilometrów. - Rzeczywiście dziwi, ale tak naprawdę to tutaj jest centrum województwa - mówi p. Adam. - Kiedy przyszło pierwsze profesjonalne zamówienie? Tak naprawdę każde jest profesjonalne, do każdej pracy, nawet najmniejszej, podchodzę z pełnym zaangażowaniem, staram się w odpowiedzialny sposób temu podołać - zapewnia.
Obecnie firma zajmuje się dwoma dużymi dziełami. Pracuje nad organami paradyskimi i instrumentem z Inowrocławia. - Oba instrumenty są niemieckiej firmy Sauer. Te tereny były dla niej rynkiem zbytu. Firma Sauer w okresie swojego szczytu produkowała ok. 40 instrumentów rocznie - tłumaczy.
Reklama
Potrzebna jest harmonia
Jeżdżąc po diecezji, Adam Olejnik ma świetną okazję do poznania znajdujących się na tym terenie instrumentów. - Niestety muszę powiedzieć, że w większości przypadków ten stan jest katastrofalny - uważa. - Od lat walczę z problemem muzyki organowej i budownictwa organowego, bo zależy mi na tworzeniu właściwego spojrzenia na tę sprawę. Muzyka w kościele jest rzeczą niezmiernie ważną, aczkolwiek bardzo po macoszemu traktowaną. To się już troszeczkę zmienia, ale jest jeszcze bardzo dużo do zrobienia.
Zmiany następują powoli, bo wymagają ogromnego wysiłku. - Potrzebna jest pełna harmonia: muzyka, profesjonalny organista i dobry instrument. Nie da się ukryć, że pełna harmonia tych rzeczy jest bardzo kosztowna, dobry instrument jest najkosztowniejszym wyposażeniem kościoła. Kształcenie dobrego organisty wymaga wielu lat - 10, a nawet 15. Zapłacić trzeba i temu, kto doprowadzi instrument do ładu i będzie się nim opiekował, i temu, kto będzie tę muzykę tworzył - wyjaśnia p. Adam. - Ale pamiętajmy, że raz sensownie wydane pieniądze na renowację sprawią, że instrument będzie sprawnie działał przez następne kilkadziesiąt lat.
Łatwiej budować od nowa…
„Ars Organum” zajmuje się głównie rekonstrukcją instrumentów. - Wbrew pozorom to nie jest taka prosta sprawa. Łatwiej rozpoczynać budowę od nowa, niż odbudować organy według dawnych wzorców z zachowaniem tamtego brzmienia i charakteru - mówi Olejnik. Te dawne wzorce trzeba odszukać, więc w praktyce wygląda to tak, że jeżeli instrument pozbawiony został jakiegoś elementu, szuka się instrumentu tej samej firmy, który powstał w podobnym okresie, a w którym się ten konkretny element zachował, i dokonuje się rekonstrukcji na tej podstawie. - Na każdą taką pracę musimy dostać zezwolenie konserwatora zabytków - dodaje p. Adam. Zauważa też, że w ostatnich czasach zwiększyło się zainteresowanie kwestią restauracji starych kościelnych instrumentów. - To jest tak, że wiele kościołów już w dużym stopniu odnowiono, zrobiono dachy, oświetlenie, ławki, ołtarze, ściany i został już tylko instrument, z którym też trzeba coś zrobić - tłumaczy. - Zmienia się podejście do muzyki, zobaczmy, ile teraz mamy koncertów organowych w kościołach.
Reklama
Firma bardzo rodzinna
Kazimierz, Piotr, Dawid i Paweł to pracownicy „Ars Organum”. Każdy z nich wypracował już jakąś swoją specjalizację, ale - zgodnie z założeniami firmy - w razie potrzeby jeden drugiego musi zastąpić, więc starają się być wszechstronni. - Tak naprawdę, żeby się tym zajmować, trzeba mieć „to coś” w rękach, bo większość pracy trzeba wykonać po prostu ręcznie - wyjaśnia p. Adam. - Podczas pracy wynajdujemy rozmaite rozwiązania, ułatwienia, bo niemal wszystko musimy zrobić sami, nawet sprzęt naprawiamy we własnym zakresie - opowiada.
- Na początku każdemu tłumaczę, że aby zbudować czy odrestaurować organy, trzeba mieć trzy rzeczy: drewno, metal i skórę. Potem oczywiście wchodzi się w szczegóły, bo drewno musi być w odpowiednim gatunku, potrzebny jest taki, a nie inny rodzaj metalu itd. Ale staram się zacząć od zupełnych podstaw i po jakimś czasie słyszę: „Panie Adamie, to naprawdę jest proste!” - opowiada Olejnik.
W firmie pracuje jeszcze p. Dominika zajmująca się biurem, pomaga również Marta Olejnik, żona p. Adama. - Dzięki temu firma ma taki rodzinny charakter i dbamy, żeby tego nie stracić - tłumaczą. - Każdemu mężowi życzę żony, przy której może realizować swoje pasje - dodaje Olejnik.
Pasja jest zaraźliwa
Ponieważ zakład organmistrzowski mieści się w domu państwa Olejników, dźwięki pracy przy organach stały się częścią życia ich dzieci, 5-letniej Weroniki i 4-miesięcznego Juliana, któremu żaden hałas nie przeszkadza w spaniu. - Jest do tego bardzo przyzwyczajony. Maszyny go usypiają. Kiedyś nie chciał zasnąć w ciszy i zrobiliśmy taki eksperyment - mąż włączył szlifierkę i pomogło - opowiada p. Marta.
Obojgu zależy na propagowaniu muzyki organowej i właściwego podejścia do instrumentów. Takim pomysłem jest zorganizowanie ścieżek organologicznych. - Jest bardzo wielu ludzi, którzy chcą zwiedzać organy, bez względu na ich stan - mówi Olejnik. - Marzy nam się też, żeby mogło tu powstać takie centrum, gdzie na bazie naszej firmy można będzie zorganizować konferencje naukowe, spotkania dla organistów czy organologów.
- Zapraszamy też dzieci i młodzież z pobliskich szkół. Mogą zobaczyć z bliska zakład i przyjrzeć się zawodowi, który już został wpisany do rejestru zawodów ginących - dodaje p. Marta.
- Poza tym w tej chwili poszukuję ucznia. Człowieka, który nie przyjdzie dlatego, że ktoś go zmusza, ale który będzie miał „to coś” w sobie - mówi Adam Olejnik.