Święty Florian odbiera cześć w Krakowie od ponad 800 lat. Jak przypomniał ks. prałat Grzegorz Szewczyk, w 1184 r. relikwie męczennika zostały sprowadzone do miasta na prośbę księcia Kazimierza Sprawiedliwego, syna Bolesława Krzywoustego. Każdego roku 4 maja strażacy, a także inni czciciele świętego, przybywają w to miejsce, aby polecić siebie i swoje rodziny opiece mężnego żołnierza. Tegoroczne obchody odbyły się w cieniu epidemii. W wydarzeniu wzięło udział zaledwie 50 osób, a nie kilkaset, jak to miało miejsce do tej pory.
W homilii bp Janusz Mastalski podjął temat czasu próby, który wszyscy przeżywamy. - Co powinniśmy zrobić, aby się nie poddać, aby wytrwać, aby nikomu nie wyrządzić krzywdy, bo nie radzimy sobie ze swoimi emocjami? Odpowiedź jest dość prosta, co pokazał nam św. Florian – to miłość – powiedział duchowny.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Ksiądz biskup przypomniał, że nie ma miłości bez ofiary, przebaczenia, przekroczenia siebie, swoich stanów emocjonalnych. Pytał: - Kto z nas nie miał w tym czasie huśtawek nastrojów - przez lęk i poczucie bezradności? Nawet jeśli jesteście strażakami, którzy lęk schowali gdzieś głęboko, to jesteście też ludźmi. Musieliście zadać sobie pytanie „co dalej?”.
Reklama
Biskup Mastalski zapewnił, że miłość jest całożyciowym powołaniem, a my mamy przynosić owoc - jako biskup, komendant, strażak, matka, syn.
Na koniec Eucharystii strażacy otrzymali kapłańskie błogosławieństwo. Uczestnicy liturgii w wyrazie wdzięczności za nieustającą opiekę Opatrzności odśpiewali „Boże, coś Polskę” i adorowali Pana Jezusa w Najświętszym Sakramencie.
Warto przybywać do bazyliki św. Floriana w Krakowie, aby oddać cześć znajdującym się w tym miejscu relikwiom świętego.