Michał należał do tych młodych ludzi, którzy nauczyli się mówić "
tak" Chrystusowi i "nie" Kościołowi. Do Pana Boga się przyznawał,
ale Kościół uważał za instytucję z lekka zacofaną i przebrzmiałą
w obliczu skoku cywilizacyjnego. Szczególnie drażniła go postawa
Kościoła wobec spraw związanych z seksem. Sam mieszkał od kilku miesięcy
ze swoją dziewczyną w akademiku, spędzali ze sobą wiele wspólnych
nocy i nie widział w tym nic złego, gdyż wszystko działo się w obrębie
jednego związku, za zgodą obu stron i przy naprawdę wielkim uczuciu.
Ania była w nim tak zakochana, że nie umiała sobie wyobrazić życia
bez Michała. Byli przekonani o swojej miłości. Największe dowody
tego uczucia wyrażali oczywiście przez współżycie. "Skoro już teraz
jest nam tak dobrze ze sobą to z pewnością będzie tak przez całe
życie" - deklarował Michał nie mając już żadnych kompleksów związanych
z ich nieczystością przedmałżeńską. Taka sytuacja oczywiście utwierdzała
go w przekonaniu o bezzasadności kościelnych wymagań.
Przełom w ich związku nastąpił jesienią, kiedy Ania nagle
zaczęła unikać wspólnego sypiania i jakichkolwiek zbliżeń. Michał
wytrzymał tak kilka dni, ale potem zaczął robić się niezwykle nerwowy,
a czasem nawet wpadał we wściekłość na Ankę, że nie umie zrozumieć
jego męskich odczuć. W takiej sytuacji trzeba było stanąć w prawdzie.
Któregoś wieczoru Ania przygotowała lepszą kolację niż zwykle, zapaliła
świece i czekała na swojego chłopaka. Michał początkowo myślał, że
jest to początek powrotu do dawnego życia. "Michał, muszę ci powiedzieć
coś bardzo ważnego - Ania zrobiła jakiś wzniosły wstęp chowając swoją
twarz w półmroku - kilka dni temu byłam u lekarza i dziś już wiem
na pewno, że jestem chora i nie mogę przez dłuższy czas pozwolić
sobie na współżycie. Lekarz mówi, że mogę z tego wyjść, ale to wymaga
długiego czasu i cierpliwej kuracji". Michał przyjął to bardzo spokojnie.
Jeszcze raz wyznał Ani miłość i zapewnił, że i bez tego będzie ją
kochał. Rzeczywistość z dnia na dzień okazywała się jednak inna.
Ciągle byli razem, ale zaczynali tworzyć dwa odrębne światy. Początkowo
te dwa światy umiały przynajmniej mijać się spokojnie, ale wkrótce
zaczęło zgrzytać. Michał miał ciągle jakieś pretensje do Anki, zaczął
wracać bardzo późno, a niekiedy kilka nocy nie było go w pokoju.
Często w kłótniach wypominał Ance jej słabe strony, a nawet fizyczne
wady i braki w urodzie. "Teraz cię dopiero poznaję. To prawda, że
choroba odkrywa prawdziwe oblicze człowieka. Czuję, że z każdym dniem
jakby błoto schodziło z moich oczu". - mówił Ance z wielkimi wyrzutami
i złością. Dla Ani to było gorsze niż choroba. Mocno wierzyła w tę
miłość, łudziła się nawet, że jej choroba może być dobrą próbą dla
jej związku. Sprawdzian był jednak bardzo bolesny. Miłosne zapewnienia
Michała okazywały się tylko i wyłącznie pustym gadaniem Ania przekonała
się, że jedyną rzeczą jaka ich tak naprawdę łączyła był seks. Gdy
on stał się niemożliwy nie było już nic, co mogłoby ich złączyć na
nowo. Po kilku nieprzespanych nocach, wielu litrach łez wylanych
w poduszkę Anka wiedziała, że nie może tak dłużej żyć. Przysłowiową
kropką nad "i" stał się wieczór, kiedy Michał wrócił bardzo późno
w nocy, obudził ją i zaczął na nią krzyczeć, że jak nie wyzdrowieje
to on ją natychmiast rzuca, bo nie potrzebuje mebla w domu, ale kogoś,
z kim może iść do łóżka jak każdy prawdziwy mężczyzna. To była kolejna
garść błota, jaką Michał obrzucił Anię. Nie miała już wątpliwości.
Wstała bardzo rano, po cichu zgarnęła kilka swoich rzeczy do torby
i napisała Michałowi na pożegnanie kilka słów. "Masz rację z tym
błotem na oczach. Sam nie umiałeś sobie z nim poradzić, więc rzuciłeś
je na mnie. Na szczęście pozwoliło mi to przejrzeć na oczy. To, co
nas łączyło to nie była żadna miłość. To był twój i mój egoizm. Bardzo
mnie to wszystko będzie bolało, bardziej niż moja choroba, ale przynajmniej
teraz już wiem, że miłości nie wolno zaczynać budować od łóżka, Anka"
.
Pomóż w rozwoju naszego portalu