Nadal wielu ekspertów uważa, że w ciągu najbliższych miesięcy czeka nas jeden z największych kryzysów ekonomicznych ostatnich lat. Czy tak będzie, zobaczymy, ale pewne jest to, że tam, gdzie pojawia się bezrobocie, tam również pojawia się kryzys emocjonalny, bieda, a niekiedy przemoc.
Jak wobec takiej sytuacji nie stracić wiary w dobrego i opiekuńczego Boga?
Pomóż w rozwoju naszego portalu
W obliczu kłopotów, na przykład ze znalezieniem pracy, wielu katolików modli się więcej lub goręcej niż do tej pory. Chwała za to Panu. Nigdy bowiem żadna ilość modlitwy nie jest zbyt duża. Problem z pojmowaniem sensu modlitwy dla wielu wierzących bierze się natomiast z magicznym traktowaniem samego aktu modlitwy i relacji z Bogiem. Przekonanie, że upragniona praca, uzdrowienie ukochanej osoby lub rozwiązanie wszelkich problemów kryje się za odpowiednią ilością odmówionych nowenn bądź litanii, może prowadzić do głębokiego rozczarowania i próby szantażu wymierzonego w Stwórcę. Tak, jak gdyby otrzymanie bożej łaski było uzależnione od spełnienia określonych kryteriów i odpowiedniej kolejności wykonywanych czynności. Tak pojmowana wiara musi rozpaść się przy pierwszej większej “skale” trosk i problemów.
Wiara “nie działa” w oparciu o kryterium “techniczne”. To nie zespół trybików, gdzie wprawienie jednego w ruch (modlitwa) uruchomi połączone ze sobą pozostałe tryby, które w rezultacie dadzą efekt - wyproszoną łaskę. Wiara nie działa również w oparciu o “fizyczność”. “Zanurzenie się” w pokorę i poświęcenie większej ilości czasu dla Pana Boga, nie spowoduje “wypchnięcia” odpowiedniej “ilości” łaski na powierzchnię naszego życia. W końcu - bycie “grzecznym” w nadziei na to, że ubłaga się Boga o wybraną łaskę jest jedynie infantylnym sposobem na bycie, z reguły przenoszonym również na inne sfery życia. Notabene miłosierny Bóg zsyła łaski i na dobrych i na złych; na tych którzy odmówili jedno ‘Ojcze nasz’ i na tych, którzy natrudzili się nad nowenną pompejańską. U Boga wszystko ma swoje miejsce.
Reklama
Jak zatem powinna działać wiara? Wśród jej wielu przymiotów jeden wybija się na pierwszy plan. Wiara, tak jak modlitwa, powinna być wytrwała. Z pewnością z takim stwierdzeniem zgodzi się każdy chrześcijanin. Kwestią dyskusyjną może jednak być “głębokość” owej wytrwałości. Jak bardzo należy być wytrwałym? Chrystus nie pozostawił bez odpowiedzi żadnego ludzkiego pytania. Także sprawa wytrwałości została przez Niego wyczerpana w jednym zdaniu: “Kto wytrwa do końca będzie zbawiony” (Mt, 24, 13).
Do samego końca. Nie do chwili, kiedy uznamy, że nie ma już nadziei bądź nie mamy siły, aby prosić. Także wtedy, gdy trzeba będzie zmierzyć się ze śmiercią kogoś bliskiego albo z kłopotami finansowymi w rodzinie. Kiedy nie będzie można zaspokoić prośby swojego dziecka lub wesprzeć członka swojej rodziny w potrzebie. Wielu twierdzi, że taka wierność jest ponad ludzkie siły. Mają rację. Tylko bowiem z Bożą pomocą można być wiernym, aż do końca.