Reklama

Na dzień beatyfikacji sługi Bożego ks. Jerzego Popiełuszki

Posłuszeństwo i pokora

Niedziela zielonogórsko-gorzowska 23/2010

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Ks. Dariusz Gronowski: - Skąd znał Ksiądz Prałat bł. ks. Jerzego Popiełuszkę?

Ks. prał. Witold Andrzejewski: - Z duszpasterstwa akademickiego. W latach 70., gdy już byłem mocno zaangażowany w to duszpasterstwo, on został pomocniczym duszpasterzem akademickim przy św. Annie w Warszawie. Spotkaliśmy się na jednym ze zjazdów w Niepokalanowie. Był młody i szczupły, pełen gorliwości, a równocześnie niepokoju i takiej chęci poznawania rzeczywistości, że biegał między nami i wypytywał o różne rzeczy. Pamiętam, jak rozmawiał ze mną m.in. o tym, jak się zachowywać, gdy się będzie miało konflikt z bezpieką. Później on mógłby być moim mistrzem w tej materii, ale tak to się zaczynało. To były początki naszych rozmów. Później spotykałem go, gdy był duszpasterzem służby zdrowia. A jeszcze później odświeżyliśmy swoją znajomość, spotykając się przy różnych okazjach w stanie wojennym, kiedy już był u św. Stanisława.

- Jakim był człowiekiem?

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

- Wszyscy powtarzają to do znudzenia, ale to jest prawda: bardzo skromnym. To ciekawe, że przy tej swojej nieustępliwości, jeśli chodzi o prawdę, był pełen pokory. On ciągle konsultował się z różnymi ludźmi, pytał, czy to jest dobre, czy nie. Nie było w nim cienia zarozumialstwa, aczkolwiek była taka pewność, że idzie drogą, na której chce go widzieć Pan Jezus. M.in. dlatego nie pojechał na studia do Rzymu, które mu proponowano, gdyż Ksiądz Prymas chciał go ratować. Gdyby Prymas wydał mu polecenie, byłoby inaczej, na pewno by je zrealizował, bo był księdzem posłusznym. To dzisiaj dość niemodne… A na tych dwóch prostych rzeczach trzyma się Kościół: posłuszeństwo i pokora. Bez nich struktury Kościoła stają się byle jakie, jak kolosa na glinianych nogach. U ks. Jerzego posłuszeństwo wynikało z wierności.

- Jak należy rozumieć to powtarzane przez ks. Jerzego za św. Pawłem zdanie: „Nie daj się zwyciężyć złu, lecz zło dobrem zwyciężaj”?

- Myślę, że on to rozumiał tak, jak to brzmi. To było dla niego charakterystyczne. Pamiętam, że był np. w Warszawie pewien ksiądz, który miał ogniste i bardzo twarde kazania, potrafił bardzo obrazowo i obraźliwie określać komunistów. Natomiast ks. Jerzy nigdy nie użył żadnych obraźliwych sformułowań. Ktoś z „czerwonych” mówił mi, że były usiłowania, by poprzez analizę kazań można było doprowadzić do skazania ks. Popiełuszki, np. za obrazę kogoś. Nie znaleziono niczego takiego. Mówił twarde kazania, ale mówił o prawdzie. Tam nie było żadnego zła, a nienawiść jest przecież złem, nawet nienawiść w dobrej sprawie, bo cel nie uświęca środków. To było rzeczywiście imponujące. Był człowiekiem, któremu grożono, który żył cały czas w sytuacji napięcia, który bał się śmierci, bo był świadom, że mogą go dopaść w każdej chwili, takie próby przecież ciągle były i ciągłe prowokacje, jak choćby z jego mieszkaniem w Warszawie, gdzie bezpieka podrzuciła różne materiały wybuchowe itp. Ale to było tak grubymi nićmi szyte, że nawet wycofali się z procesu, bo mógłby on być zupełną kompromitacją. On to wszystko wiedział, a jednak nie ustępował, bo chciał być wierny do końca.
Pamiętam, jak bolał, gdy nieufnie przyjęto pielgrzymkę ludzi pracy na Jasną Górę. Na początku to było kilkaset osób, dopiero z czasem bardzo się ona rozrosła. Nawet niektórzy spośród duchownych ostrzegali: dajcie spokój, nie mieszajcie się do tego, to jest niepewna sprawa, kto wie, czy ta pielgrzymka nie jest prowokacją. Na Jasnej Górze również słyszałem tego typu ostrzeżenia. Odnosiłem wrażenie, że wtedy w niektórych środowiskach pasja szukania wrogów była silniejsza niż pasja szukania Chrystusa.

Reklama

- Jak zareagował Ksiądz Prałat na wiadomość o zamordowaniu ks. Jerzego?

- Byłem wtedy na zjeździe duszpasterzy akademickich w Zakroczymiu. Doszła do nas informacja o porwaniu ks. Jerzego. Ponieważ wielu z nas było ludźmi zaangażowanymi w walkę o prawdę w życiu społecznym i znaliśmy metody działania bezpieki, nie mieliśmy wątpliwości, że to jest ich robota. Baliśmy się natomiast, że to może być prowokacja: pobiją go, a potem gdzieś wyrzucą i powiedzą, że „Solidarność” to zrobiła, żeby zrzucić winę na bezpiekę i zrobić zadymę. Napisaliśmy wtedy protest skierowany do Rady Państwa z odpisami do Konferencji Episkopatu Polski, do Sejmu. Podpisali go wszyscy duszpasterze akademiccy, oprócz jednego, który - jak się później okazało - był TW.
Po tym zjeździe pojechałem jeszcze na Żoliborz do św. Stanisława. I akurat trafiłem na nabożeństwo, w czasie którego ogłoszono, że ciało ks. Jerzego zostało znalezione. Do tej pory słyszę w uszach jęk tłumu, a kościół był nabity i ludzie stali jeszcze na dworze. Przewodniczący nabożeństwu ksiądz załamał się. Wtedy mikrofon wziął pallotyn, o. Felek Folejewski, Boży człowiek, i zaczął ze wszystkimi odmawiać „Ojcze nasz”. A ludzie zatrzymali się na zdaniu: „i odpuść nam nasze winy, jako i my odpuszczamy naszym winowajcom”. To zdanie nie mogło przejść przez ich usta. O. Folejewski kazał je wtedy kilkakrotnie powtarzać, aż wreszcie ludzie, głośno płacząc, ruszyli, tak ciężko jak rusza lokomotywa z bardzo ciężkim zestawem wagonów. Bardzo mocno utkwiło mi to w pamięci. Natomiast sam fakt śmierci ks. Jerzego mnie nie zaskoczył. Za długo to trwało i nie miałem wątpliwości, że został zabity.

- Czy ks. Popiełuszko był kiedyś w naszej diecezji?

- Może ktoś mi nie uwierzyć, bo materiałów pisanych nie mam. Zaprosiłem go na 11 listopada 1984 r., w tym roku, w którym zginął, ale nie zdążył przyjechać. Miałem z nim dość dobry kontakt. Np. zorganizował mi on punkty odbioru prasy w Warszawie, dokąd jeździli nasi kurierzy, bo przecież nie mogło to być u niego.

- Jak SB traktowało w tamtym okresie „niebezpiecznych” duszpasterzy w naszej diecezji?

- Ja w tym czasie byłem duszpasterzem akademickim, aczkolwiek od samego początku byłem też związany z „Solidarnością”. Zresztą, to tak się ciekawie w Polsce złożyło, że bardzo wielu duszpasterzy akademickich przeszło potem do duszpasterstwa ludzi pracy, ale poszli za swoimi wychowankami. Skoro absolwenci poszli do „Solidarności”, my też musieliśmy. Nie można było przecież zostawić ich samych.
W duszpasterstwie akademickim byliśmy przyzwyczajeni do tej presji Służby Bezpieczeństwa, dlatego że duszpasterstwo akademickie przez całe lata było w zasadzie awangardą opozycji, nie sformalizowanej w jakieś organizacje, ale polegającej na myśli niepodległościowej i odwadze mówienia prawdy. Bezpieka się na to denerwowała niemiłosiernie. Np. w kwestii wykładowców, którzy do nas przyjeżdżali. Kiedyś wpadłem na taki pomysł, że przed prelekcją wykładowca do mnie dzwonił, mówiąc, że kaseta z nagraniem została wysłana przez kuriera i w razie czego, jeśli go zatrzymają, należy puścić kasetę. Oczywiście, tej kasety ani żadnego nagrania nie było, ale ponieważ nasze telefony były cały czas na podsłuchu, bezpieka myślała sobie: nie ma sensu zatrzymywania nikogo, bo i tak wykład pójdzie. Ja miałem szczęście, bo żadnego z przyjeżdżających do mnie wykładowców nie zatrzymano, a przyjeżdżała tu cała czołówka opozycyjna, począwszy od Kisielewskiego czy Cywińskiego, który nawet prowadził rekolekcje akademickie. Poprosiłem wtedy bp. Pawła Sochę, by odprawiał Mszę św. z homilią, a konferencje rekolekcyjne po Mszy św. głosił Cywiński.
Presja ze strony SB nas nie zaskakiwała, byliśmy do tego przyzwyczajeni, że jesteśmy cały czas „na widelcu”, jedni mniej, drudzy bardziej. Ja należałem do tych, którzy bardziej. Przez wiele lat nie miałem prawa przekraczania granic PRL-u, czego jednak nie odczuwałem jako jakieś wielkiej kary. Zdradzać prawdę dla paszportu byłoby żenujące.

- Jak wygląda dzisiaj duszpasterstwo ludzi pracy?

- Jest z nim dziś problem. Duszpasterstwo ludzi pracy stało się w praktyce duszpasterstwem „Solidarności”. Kilkakrotnie próbowaliśmy zapraszać inne osoby, np. różne związki zawodowe, na pielgrzymkę ludzi pracy i nie dostawaliśmy nawet odpowiedzi.
Przede wszystkim to duszpasterstwo obecnie polega na byciu razem, reakcji na jakieś problemy, bieżące potrzeby, na modlitwie, Mszach św., czasem dniach skupienia. Program do systematycznej pracy jako taki nie istnieje, jako duszpasterze w całej Polsce nie umiemy na dziś go znaleźć.
Duszpasterstwo ludzi pracy urodziło się w gruncie rzeczy w dużych zakładach i tam, gdzie dużych zakładów nie ma, ludzie są w takim rozdrobnieniu, że zebrać ich razem jest rzeczą prawie niewykonalną, chyba że chodzi o jakieś naprawdę wielkie wydarzenie.

2010-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Austria: w archidiecezji wiedeńskiej pierwszy „Dzień otwartych drzwi kościołów”

2024-04-19 19:06

[ TEMATY ]

Wiedeń

kościoły

Joanna Łukaszuk-Ritter

Kościół św. Karola Boromeusza w Wiedniu

Kościół św. Karola Boromeusza w Wiedniu

W najbliższą niedzielę, 21 kwietnia, w ramach projektu „Otwarte kościoły” ponad 800 budynków kościelnych w archidiecezji wiedeńskiej będzie otwartych przez cały dzień. W pierwszym „Dniu otwartych drzwi kościołów” zainteresowani mogą z jednej strony odkryć piękno przestrzeni sakralnych, a z drugiej znaleźć przestrzeń do modlitwy i spotkań, podkreślił kierownik projektu Nikolaus Haselsteiner na stronie internetowej archidiecezji wiedeńskiej.

Chociaż prawie wszystkie kościoły w archidiecezji są otwarte każdego dnia w roku, około połowa z nich jest otwarta tylko na uroczystości liturgiczne. W "Dniu otwartych kościołów” będą również otwarte często mniej znane miejsca” - powiedział Haselsteiner.

CZYTAJ DALEJ

Odpowiedzialni za formację księży debatowali o kryzysach i porzucaniu stanu kapłańskiego

2024-04-19 22:02

[ TEMATY ]

kapłaństwo

Karol Porwich/Niedziela

Przyczyny kryzysów księży w Polsce i porzucania stanu kapłańskiego były tematem ogólnopolskiej sesji zorganizowanej przez Zespół ds. przygotowania wskazań dla formacji stałej i posługi prezbiterów w Polsce przy Komisji Duchowieństwa KEP, która obradowała w piątek Warszawie.

Piąta ogólnopolska sesja dotycząca formacji duchowieństwa odbyła się piątek w Centrum Apostolstwa Liturgicznego Sióstr Uczennic Boskiego Mistrza w Warszawie.

CZYTAJ DALEJ

W. Brytania: ani Izrael, ani Iran nie chcą wojny, ale łatwo o coś, co ją wywoła

2024-04-20 09:58

[ TEMATY ]

Izrael

Iran

Karol Porwich/Niedziela

Ani Izrael, ani Iran nie są teraz zainteresowane eskalacją konfliktu, co nie znaczy, że go nie będzie w przyszłości, bo pierwsza wymiana ciosów już nastąpiła, a w takiej sytuacji bardzo łatwo o błędną kalkulację – mówi PAP dr Ahron Bregman z Departamentu Studiów nad Wojną w King's College London.

Ekspert wyjaśnia, że rząd Izraela – także ze względu na wewnętrzną presję – musiał zareagować na irański atak rakietowy w poprzedni weekend, ale ta reakcja była w rzeczywistości bardzo stonowana, co sugeruje, że Izrael nie chce eskalować sytuacji, lecz ją deeskalować. Bregman przypuszcza, że właśnie z powodu tej stonowanej reakcji Iran również nie będzie dążył do odwetu.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję