Oprócz tragedii i żałoby, z którą przyszło nam się zmagać, żyjemy w przekonaniu o niezrozumieniu. Dla wielu naszych znajomych jesteśmy dziwolągami, którzy sami sobie wymyślają problemy. Próbują nam wytłumaczyć, że skoro nie nosiłam dziecka w brzuchu przez 9 miesięcy i ono się nie urodziło, to nigdy nie żyło. Wmawiają mi, że przecież nic się nie stało, że będziemy mieli jeszcze wiele „prawdziwych” dzieci. Nie chcą albo nie potrafią zrozumieć, że poronienie to śmierć. Umarło dziecko, na które czekaliśmy. Które kochaliśmy. Wybraliśmy mu imię. Kupiliśmy tapetę do pokoju i śpioszki w kształcie tygryska. To nie było „tylko poronienie”. To umarł nasz kochany Wojtuś - mówi przez łzy Katarzyna Boguszewska.
- „Rzeczywiście, od rodziców oczekuje się, żeby jak najszybciej zapomnieli o zmarłym dziecku i żyli tak, jakby nic się nie stało. Oczekiwania te, wyrażane zarówno przez personel medyczny, jak i ogół społeczeństwa, są zupełnie nierealne i raniące. W przypadku poronienia, rodziców próbuje się także odwodzić od zorganizowania pogrzebu dziecka, mimo że przepisy prawa pozwalają na pochówek bez względu na jego wiek czy wielkość. Zapomina się, że bez grobu żałoba jest o wiele trudniejsza” - przyznaje Monika Nagórko, prezes Stowarzyszenia Rodziców po Poronieniu. Dlatego w tym roku Stowarzyszenie prowadzi w szpitalach kampanię pod hasłem „Proszę, pomóż mi pożegnać się z dzieckiem...”. Do szpitali trafią ulotki, plakaty oraz broszury dotyczące pracy z pacjentką doświadczającą przegranych narodzin.
15 października w wielu miastach Polski odprawiono w intencji zmarłych dzieci i ich rodzin Msze św. Tak było także w Lublinie. W niedzielę, 10 października, po modlitewnym spotkaniu w kaplicy cmentarnej na Majdanku rodzice wypuścili ku niebu niebieskie i różowe baloniki dla swoich nienarodzonych pociech. Złożyli kwiaty i zapalili lampki. - „Dni Dziecka Utraconego pomagają pogodzić się z żałobą. Czasami wydaje mi się, że to, co czujemy, mogą zrozumieć tylko inni rodzice po stracie. Spotykając się w takich chwilach, możemy dać sobie wsparcie. Dajemy sobie też nadzieję, że jeszcze kiedyś będzie lepiej - podkreśla pan Marek. - Kiedy rodzice, którzy tak jak my płaczą po przeżytej stracie, przyprowadzają swoje małe dzieci, dają nam nadzieję na to, że i nam kiedyś też uda się stworzyć wymarzony dom, w którym będzie słychać dziecinne głosiki. Proszę jednak nie wymagać, byśmy zapomnieli o dzieciach, które odeszły zbyt wcześnie. One na zawsze pozostaną w naszych sercach i - mam nadzieję - w sercach swojego rodzeństwa”. - „Nadzieję czerpiemy także z Kościoła, ze spotkań z kapłanami, z wiary w to, że Chrystus Miłosierny przytula nasze niemowlęta do serca i jest dla nich najlepszym Ojcem. Jedynym Ojcem. Bo ludzkim rodzicom nie dane było się nimi nacieszyć” - dodaje pani Kasia.
Pomóż w rozwoju naszego portalu