Reklama

Konfrontacja ze złem - modlitwą, wiarą i profesjonalizmem

Niedziela zielonogórsko-gorzowska 3/2011

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Katarzyna Jaskólska: - Kiedy patrzy się na Pańską działalność, odnosi się wrażenie, że Panu na czymś w życiu zależy. Czym jest to coś?

Jacek Kurzępa: - Z wychowania domowego i społecznego jestem kimś, kto chce dzielić się tym, co posiada. Zależy mi na pomnażaniu dobra. Moi nieżyjący już rodzice nasycili mnie wielką ilością dobra - nie takiego pompatycznego, furczącego gdzieś u powały sufitu, ale tego maleńkiego, zwykłego, codziennego. Związanego np. z tym, że lepiej się uśmiechać do drugiego człowieka, niż być na niego złym, pomóc komuś, kto się poślizgnął, a nie omijać go i udawać, że się nie widzi. Tego nauczyli mnie rodzice, a potem sam uczyłem tego w harcerstwie w mojej drużynie „Trop” w Krośnie Odrzańskim.
Z czasem nabierałem nowych kompetencji, a uważam, że jeśli wiem i umiem więcej, to mam też więcej zobowiązań. Skoro jestem jednym z niewielu ludzi, którzy rozpoznali tematy ryzykownych zachowań młodzieży - bardzo trudne, mroczne, schowane za woalem niedomówień, związane z prostytuowaniem się nieletnich, z narkotyzowaniem się, z nadmiernym alkoholizowaniem się - i potrafię stanąć twarzą w twarz z tymi grzechami, czuję w sobie siłę do konfrontacji z tym złem, to czynię to. Ta siła jest oparta na modlitwie i wierze, ale też na tym, co nazywa się umiejętnością profesjonalisty (rozmowa z drugim człowiekiem, diagnozowanie go, przekonywanie do tego, że może robić inaczej). Gdybym więc tego wszystkiego nie czynił, myślę, że byłby to grzech zaniedbania. Jeżeli znam się na czymś i potrafię pomóc człowiekowi, który ma problemy, a nie robię tego, to czym się różnię od tego zła, które mnie otacza?

- Pana działalnością spokojnie można by obłożyć kilka osób, a mimo to zdecydował się Pan jeszcze kandydować do Rady Powiatu Krośnieńskiego. Mało tego - został Pan jej przewodniczącym. Jak to się stało, że poszedł Pan w tym kierunku?

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

- To nie jest coś, co zdarzyło się raptem. Nie wymyśliłem sobie nagle, że będę działać w polityce. Jestem człowiekiem prawicy od zawsze. Jestem wielkim admiratorem i zwolennikiem koncepcji Polski mocnej, którą lansował śp. prezydent Kaczyński. Dla mnie „prawy człowiek” nie jest słowem czy pojęciem, które należy prześmiewać, tylko pojęciem, które należy upowszechniać. Prawy człowiek to człowiek szczery, uczciwy, praworządny, człowiek będący nieustannie w służbie Polsce i drugiemu człowiekowi. Jest to oparte na mojej wierze, ale również na mojej wiedzy socjologicznej.
W swojej karierze miałem takie zachcianki, żeby być posłem, kimś ważnym - każdy z nas ma w swoim życiu takie fazy, kiedy myśli, że jest stworzony do wielkich rzeczy. Wydawało mi się, że odniosę sukces i zostanę wybrany. Ciężko przeżyłem przegraną i nawet miałem w sobie taki żal, że nie doceniono tego, jaki jestem mądry i dobry. Później jednak zrozumiałem, że ważniejsze jest takie organiczne, podstawowe działanie na rzecz drugiego człowieka i weryfikowanie się w codziennej walce o to, czy jestem w stanie drugiemu człowiekowi w Krośnie, w Gubinie, w Radnicy, w Wężyskach konkretnie pomóc. A żeby być skutecznym, warto czasami zasiadać w strukturach, które podejmują decyzje. To radni decydują, na co pójdą nasze lokalne podatki - na drogę, szkołę, a może na ogrzewanie jakiegoś obiektu. Mogą usprawnić lecznictwo lokalne. Bycie radnym to też konfrontacja z ludźmi, którzy również może chcą dobrze, ale nie zawsze mają wiedzę.
To dopiero początek kadencji, przed nami cztery lata, które na pewno nie będą łatwe z punktu widzenia kondycji Polski i Europy - ekonomicznej, społecznej i politycznej.

- Jak to wygląda w praktyce? Tak się składa, że w Radzie jest Pan jedynym przedstawicielem swojej partii. W jaki sposób przeforsuje Pan swój pomysł, swoje rozwiązanie?

- Po raz pierwszy od 12 lat w Radzie Powiatu Krośnieńskiego pojawiła się osoba z PiS. W tej chwili PO i Komitet Wyborczy Nasz Powiat założyły koalicję większościową, ale nie mają większości całkowitej. Po drugiej stronie jest lewica. Ja jestem idealistą, ale jednocześnie pragmatykiem, więc uznałem, że muszę dogadać się z którąś ze stron w celu realizowania tych postulatów wyborczych, z którymi szedłem jako kandydat. A moimi głównymi postulatami były: poprawa szpitalnictwa w powiecie i zajęcie się obszarami wiejskimi i ludźmi tam żyjącymi, którzy są pozostawieni sami sobie (tam dawniej funkcjonowały PGR-y, a dzisiaj jest głęboka zapaść cywilizacyjna, kulturowa i ekonomiczna). Jako socjolog opisujący pogranicze od wielu lat znam tę rzeczywistość i chciałbym tym ludziom pomóc. Dogadałem się więc z PO i Naszym Powiatem, że te idee będą traktowali jako priorytet, a ja w zamian poprę ich propozycję podziału funkcji w radzie. Nie będę udawał - polityka jest grą kompromisów. Ale już wiem, że w najbliższych dwóch miesiącach temat szpitali będzie przewodni na posiedzeniach rady.

Reklama

- Pańska wiedza o sytuacji pogranicza jest imponująca. Skąd się wzięło zainteresowanie tym tematem? Jako socjolog mógł się Pan przecież zająć czymkolwiek.

- Z reguły jest tak, że przychodzi nowa miotła i po swojemu zamiata. Ja natomiast kiedy wchodzę w jakąś społeczność, to najpierw się jej przyglądam, patrzę, jakie postaci są tam ważne, jakie tematy i problemy są żywotne, jakie oni mają pomysły, a jakie są blokady. Moja próba robienia czegoś w życiu społecznym to najpierw rozpoznanie potencjału lokalnego i zagospodarowanie go.
Naukowiec ma zwykle wolną ścieżkę wyboru badań i mógłbym np. sięgnąć po perspektywę młodzieży subkulturowej w Warszawie albo zachowań polityków w Katowicach. Ale co jest mi bliższe, co mam na wyciągnięcie ręki? Miejscowości przygraniczne i dynamiczne życie w tych przestrzeniach. Pierwszą moją niszą jest moja społeczność lokalna, więc warto ją naświetlić, przeanalizować, obejrzeć z różnych stron. I zadać sobie pytanie: dlaczego ona jest taka, jaka jest?
Socjologią pogranicza zająłem się również dlatego, że ponosiłem porażki wychowawcze. Kiedy rozpoczynałem działalność akademicką, jeszcze prowadziłem drużynę harcerską. I moi harcerze po prostu mi znikali z perspektywy mojego oddziaływania wychowawczego. Ja im mówiłem: bądź uczciwy, ucz się, nie kradnij, szanuj Polskę. A oni zaczęli jeździć na jumę. Mogłem się obrazić na tę rzeczywistość, ale wolałem zacząć się z nią boksować. Żeby to zrobić, musiałem najpierw poznać siłę przeciwnika. Opisywałem więc tę rzeczywistość i po latach mogę już powiedzieć, że dzięki temu odpowiednie służby otrzymały konkretną wiedzę, a społeczność lokalna uzmysłowiła sobie, że jest współodpowiedzialna za istniejącą sytuację - bo np. jumacz nie tylko dlatego kradnie, że ma towar pod nosem, ale również dlatego, że wraca do domu i ma gdzie to zbyć.
Na podstawie moich badań w ostatnich tygodniach zaczęto kręcić film o jumie. Wcześniej był ekranizowany film oparty na mojej książce „Młodzież pogranicza - świnki, czyli o prostytucji nieletnich”. To dowodzi aktualności problemów.

- W „Socjopatologii pogranicza” używa Pan określenia „gościniec zła”. Czy z pograniczem jest naprawdę tak źle?

- Musimy na to spojrzeć w perspektywie pewnej dynamiki zmian. To co działo się na początku transformacji, to mnóstwo zachowań związanych z szokiem cywilizacyjnym, kulturowym i aksjologicznym. My, mieszkający tutaj, wjeżdżając do Niemiec spotykaliśmy się z nadmiernym bogactwem, z zupełnie innym stosunkiem do własności prywatnej. Tam nikt niczego nie chronił, nie oszańcowywał się, wszystko leżało na wyciągnięcie ręki. Natomiast nasza maniera nieszanowania własności prywatnej prowadziła do tego, że dokonywano tam wielu przestępczych zachowań. I spotkało się to z akceptującą postawą mieszkańców Ziemi Lubuskiej i nie tylko. Wynikało to również z faktu, że wówczas w Polsce w ogóle zakwestionowano pewne zasady i normy. Do dzisiaj nie możemy się z tym pozbierać. Chodzi tu o szacunek wobec prawa, respekt wobec państwa, szanowanie autorytetów, Kościoła, wiary, krzyża. Gościniec zła - to jest coś, co dociera do nas przez otwarte granice z kultury zachodniej, ale również poprzez globalne oddziaływanie kultury masowej. To dociera do nas w kulturze hip-hopowej, w tzw. pornosferze, w tzw. liberalnej obyczajowości, gdzie ikona popkultury w gazecie dla młodzieży mówi, że właśnie zmienia po raz piąty żonę i nie widzi w tym nic niestosownego, bo to dla niego szansa na nowe otwarcie. W serialach pokazuje się zniekształcone wartości życia rodzinnego, stosunku do małżeństwa jako związku kobiety i mężczyzny - jeden czy drugi bohater jest osobą homoseksualną, która pokazuje swoje rozmaite dynamiki, zmienności zachowań w sferze relacji międzyludzkich. I to jest akceptowane. Jednym z takich gościńców zła jest lansowanie czegoś, co się nazywa „pedofilią pozytywną” - to klasyczny przykład absurdu, ale my dajemy się na to bardzo często nabierać.

- Nie tylko bada Pan te rzeczywistości, ale również stara się realnie pomóc. W Pańskim adresie mailowym nieprzypadkowo pojawia się słowo: szalupa.

- Jako socjolog i socjoterapeuta staram się pewne rzeczy połączyć. Naprawdę mi na czymś zależy i to jest coś, co mnie charakteryzuje - moja pasja, charyzma, niektórzy mówią: wszędobylstwo, wariactwo. Szalupa jest łódeczką ratunkową. Z tego adresu korzystają różni ludzie, z niektórymi spotykam się na wykładach, prelekcjach - oni wiedzą, że ta szalupa jest do ich dyspozycji. Jeżeli ktoś czuje, że ma problem, może do mnie napisać, choćby anonimowo. Spróbuję odpowiedzieć. Jeżeli będzie taka potrzeba, to spotkamy się w realu.
Takich interwencyjnych listów jest bardzo dużo. Część za zgodą autorów wykorzystuję potem w mojej pracy. Zwykle po różnych rekolekcjach, po nowym artykule czy książce na szalupę ładuje się więcej osób.

- Spotyka Pan w swojej pracy różną młodzież - zaplataną w prostytucję, narkomanię, przestępstwa. Wchodzi Pan do naprawdę mrocznej strefy, a mimo to w jednym z wywiadów powiedział Pan, że młodzież jest z natury dobra.

- Bardzo wielu młodych znalazło się tam nie dlatego, że taki był ich pomysł na życie. Oni po prostu nie mieli innego pomysłu. To jest bardzo szczególny niuans. Jedyną alternatywą, którą widzieli było zabakanie się, chlanie, siedzenie pod wiatą autobusową, mówienie wulgarnym językiem. Nie było nikogo, kto by im pokazał, że można inaczej. Z psychologii społecznej wiemy, że człowiek z natury rzeczy jest dość leniwy i skraca sobie swoją ścieżkę interpretowania świata. A wyzwania moralne i obyczajowe wymagają od nas pewnej dyscypliny. Zanegowanie tego jest łatwiejsze.
Młodzież jest dobra, ale to dobro należy ochronić, a jednocześnie pozwolić na jego ekspresję, poprzez tworzenie szansy na bycie dobrym. I pierwszą taką szansą jest dobra relacja z rodzicami - zamiast oglądać „M jak miłość” kultywuje się miłość we własnym domu. W parze z tym powinni iść nauczyciele, katecheci, instruktorzy harcerscy itd.
Co jeżeli dziecko nie ma tego w domu? Są instytucje i organizacje, które mogą choćby częściowo pomóc. Ale podkreślam, że te działania muszą współgrać na różnych obszarach, bo zbyt często dochodzi do sytuacji, kiedy dobro zasiane w dziecku rozbija się np. w instytucji szkoły, w klubie sportowym itd. Żeby to się nie rozłaziło, zbudowałem „Falochron” na Dolnym i Górnym Śląsku, a teraz będę to robił u siebie w Krośnie.

- Zostaje Pan nowym felietonistą „Aspektów”. Czym się Pan zajmie w swojej rubryce?

- W „Okruszynach dobra” będę przywoływał różne epizody z życia społeczności lokalnych, szczególnie diecezji zielonogórsko-gorzowskiej. Pokażę, jak z tych różnych dylematów codziennej egzystencji i trudu można wyjść, pomagając sobie nawzajem, wspierając się, ale również zaczynając od próby zdyscyplinowania samego siebie. Będę zachęcał do zadania sobie pytania: jaka jest moja odpowiedzialność za moje życie? Nie moralizując, lecz podpowiadając.

* * *

Jacek Kurzępa
Profesor Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej we Wrocławiu (dyrektor instytutu socjologii), pracownik instytutu socjologii Wyższej Szkoły Biznesu w Gorzowie, bada zjawiska związane z socjologią młodzieży, socjologią dewiacji i s. pogranicza oraz psychologią społeczną; instruktor ZHR, współpracuje z Przystankiem Jezus i „Misją Dworcową”, twórca programu „Falochron”; autor m.in. książek: „Zagrożona niewinność”, „Młodzież pogranicza - świnki, czyli o prostytucji nieletnich”, „Młodzież pogranicza - juma” oraz „Socjopatologia pogranicza”; niedługo ukaże się jego ósma książka „Młodzi, piękne i niedrodzy, czyli młodość w objęciach seksbiznesu”; mieszka w Krośnie Odrzańskim

2011-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Wałbrzych. Złoty jubileusz ks. kan. Stanisława Wójcika

2024-04-23 20:30

[ TEMATY ]

Wałbrzych

bp Ignacy Dec

św. Wojciech

jubileusz kapłaństwa

ks. Stanisław Wójcik

ks. Mirosław Benedyk/Niedziela

Mszy św. odpustowej 23 kwietnia przewodniczył świętujący złoty jubileusz ks. kan. Stanisław Wójcik

Mszy św. odpustowej 23 kwietnia przewodniczył świętujący złoty jubileusz ks. kan. Stanisław Wójcik

Tegoroczny odpust w wałbrzyskiej parafii świętego Wojciecha, był wyjątkową sposobnością do dziękczynienia za 50 lat kapłaństwa ks. kan. Stanisława Wójcika, proboszcza miejscowej wspólnoty w latach 2006-23.

Mszy świętej, w której uczestniczyli licznie kapłani, przyjaciele i parafianie, przewodniczył we wtorek 23 kwietnia sam jubilat, a homilię wygłosił biskup senior Ignacy Dec. Kaznodzieja zainspirowany czytaniami mszalnymi i życiem św. Wojciecha, podkreślił przesłanie wiary, cierpienia i świadectwa Chrystusowego.

CZYTAJ DALEJ

Franciszek: cnoty teologalne pozwalają nam działać jako dzieci Boże

2024-04-24 10:07

[ TEMATY ]

papież

papież Franciszek

PAP/EPA/GIUSEPPE LAMI

O znaczeniu cnót teologalnych: wiary, nadziei i miłości w życiu moralnym chrześcijanina mówił dziś Ojciec Święty podczas audiencji ogólnej. Zaznaczył, że pozwalają nam one działać jako dzieci Boże.

Na wstępie papież przypomniał, że każdy człowiek jest zdolny do poszukiwania dobra, jednakże chrześcijanin otrzymuje szczególną pomoc Ducha Świętego, jaką są wspomniane cnoty teologalne. Cytując Katechizm Kościoła Katolickiego Franciszek podkreślił, że „są one wszczepione przez Boga w dusze wiernych, by uzdolnić ich do działania jako dzieci Boże i do zasługiwania na życie wieczne” (n. 1813).Dodał, iż wielkim darem cnót teologalnych jest egzystencja przeżywana w Duchu Świętym. Są one wielkim antidotum na samowystarczalność i zarozumiałość, czy pokusę wywyższania samych siebie, obracania się wokół swego „ja”.

CZYTAJ DALEJ

Ghana: nie ma kościoła, w którym nie byłoby obrazu Bożego Miłosierdzia

2024-04-24 13:21

[ TEMATY ]

Ghana

Boże Miłosierdzie

Karol Porwich/Niedziela

Jan Paweł II odbył pielgrzymkę do Ghany, jako pierwszą na Czarny Ląd, do tej pory ludzie wspominają tę wizytę - mówi w rozmowie z Radiem Watykańskim - Vatican News abp Henryk Jagodziński. Hierarcha został 16 kwietnia mianowany przez Papieża Franciszka nuncjuszem apostolskim w Republice Południowej Afryki i Lesotho. Dotychczas był papieskim przedstawicielem w Ghanie.

Arcybiskup Jagodziński opowiedział Radiu Watykańskiemu - Vatican News o niezwykłej wierze Ghańczyków. „Sesja parlamentu zaczyna się modlitwą, w parlamencie organizowany jest też wieczór kolęd, na który przychodzą też muzułmanie. Tutaj to się nazywa wieczorem siedmiu czytań i siedmiu pieśni bożonarodzeniowych" - relacjonuje. Hierarcha zaznacza, że mieszkańców tego kraju cechuje wielka radość wiary. „Ghańczycy we wszystkim, co robią, są religijni, to jest coś naturalnego, Bóg jest obecny w ich życiu we wszystkich jego aspektach. Ghana jest oczywiście państwem świeckim, ale to jest coś naturalnego i myślę, że moglibyśmy się od nich uczyć takiego entuzjazmu w przyjęciu Ewangelii, ale także tolerancji, ponieważ obecność Boga jest dopuszczalna i pożądana przez wszystkich" - wskazał.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję