Mateusz swoje życie postanowił rozegrać bardzo odpowiedzialnie
i mądrze. Miał wszelkie dane, by osiągać cele, które sobie zakładał.
Planował, że będzie miał własną firmę z dużą liczbą pracowników,
że ogarnie swoim oddziaływaniem kawałek świata i będzie należał do
VIP- ów. Miał bogatych i inteligentnych rodziców, przez co nie musiał
się zamartwiać o swój start w dorosłość. Uczył się bardzo dużo i
po obowiązkowych lekcjach w szkole brał jeszcze korki z angielskiego,
chodził na dodatkowe ćwiczenia z informatyki i grał w tenisa. Nie
miał za wielu przyjaciół. Przerastał swoimi aspiracjami i ambicjami
wszystkich kolegów w klasie i zawsze twierdził, że nie mogą mu dać
nic takiego, co mogłoby być jakąś inwestycją na przyszłość. Na pewno
nie był kujonem. Uczył się świetnie tylko tego, co uważał za przydatne,
a jakieś drobne przedmioty tylko zaliczał. Kompletnie nie zależało
mu na średniej. Liczyła się tylko wiedza, która miała szansę być
przydatna w przyszłości.
Do zupełnie zbędnych zajęć zaliczał m.in. katechezę. Chodził
na nią wyjątkowo rzadko i traktował gorzej niż w-f czy muzykę. Często
z tego powodu popadał w drobne konflikty z księdzem, ale dzięki swojej
inteligencji i sprytowi zawsze otrzymywał pozytywną ocenę. Pewnego
dnia zdenerwowany takim traktowaniem religii ksiądz zaczął robić
Mateuszowi wymówki. "Masz strasznie dużo nieobecności na religii!
Nie można tak traktować swojej wiary" - tłumaczył kapłan. Mateusz
spojrzał na niego z politowaniem. "Niech ksiądz zejdzie na ziemię!
- zaczął mu tłumaczyć bardzo pewnie. - Co mi ksiądz chce zaproponować?
Jakieś modlitewki, może paciorek albo mszyczkę? Czy ksiądz naprawdę
tego nie widzi, że jeśli dziś człowiek nie kombinuje, nie umie znaleźć
się pośród twardej konkurencji, to zupełnie nic nie osiągnie?". Nie
czekał nawet na odpowiedź księdza. W poczuciu słuszności tego, co
mówi, po prostu zostawił go na korytarzu oszołomionego arogancką
wypowiedzią.
Po dwóch miesiącach z Mateuszem zaczęło się dziać coś dziwnego.
Coraz bardziej izolował się od ludzi, rozmawiał sam ze sobą i potrafił
znikać ze szkoły nawet na dwa tygodnie. Kiedy się pojawiał, był wyjątkowo
roztrzęsiony i zdenerwowany. Któregoś dnia całą szkołę obiegła sensacyjna
wiadomość o samobójczej próbie Mateusza. W ostatniej chwili jakiś
nieznajomy mężczyzna wyciągnął go z futryny okna na dziesiątym piętrze.
Mateusz trafił do szpitala. Jak bańka mydlana w jednym momencie pękły
jego życiowe ambicje i plany. Jednym z odwiedzających go w szpitalu
gości był ksiądz katecheta. Początkowo Mateusz nie był zadowolony
z wizyt. Naszpikowany środkami uspokajającymi, nie miał jednak sił
na protest czy okazanie niezadowolenia. Ksiądz jednak zachowywał
się trochę inaczej niż na religii. Od razu zaczął opowiadać o swoim
nowym samochodzie. "Muszę ci opowiedzieć, jaka głupia rzecz wydarzyła
mi się z moim nowym volkswagenem - tłumaczył. - To mój pierwszy,
własny samochód i do tego wzięty na kredyt. Cieszyłem się nim jak
małe dziecko. Po pierwszej przejażdżce czułem, że wreszcie mam porządne
auto. Dobra marka, świetne parametry techniczne, solidne wykonanie,
ładny kolor. Auto, marzenie!, tylko nie dla takiego samochodowego
dyletanta, jak ja. Wyobraź sobie, że coś się stało z naczyniem na
olej. Nie sprawdziłem poziomu oleju i wyruszyłem w daleką drogę.
Po kilkudziesięciu kilometrach coś zazgrzytało w silniku i auto przestało
jechać. Okazało się, że kompletnie zarżnąłem silnik. Wszystko przez
ten głupi olej. Jak ja mogłem zniszczyć taki dobry samochód!".
Mateusz nie rozumiał takiej gadki. Myślał, że to może wina
leków albo po prostu ksiądz należy do tych kapłanów, o których ogólnie
mówi się, że interesują ich tylko samochody i pieniądze". Po co mi
ksiądz opowiada tę całą historię? Nie musi się ksiądz wysilać, żeby
mnie zabawić" - skomentował Mateusz. "Masz rację. Niepotrzebnie owijam
w bawełnę! - zaczął się tłumaczyć ksiądz. - Chciałem ci tylko powiedzieć,
że można mieć dużo ambicji i planów, można mieć świetne zaplecze
i porządne dane techniczne, ale jak człowiekowi zabraknie oleju,
to choćby miał najlepszą maszynę i tak prędzej czy później zatrze
się silnik. Tym olejem jest Duch Święty, pewnie pamiętasz o tym z
bierzmowania, jak Go zabraknie w życiu, to nawet najambitniejszy
człowiek może się wypalić. I o tym chciałem ci powiedzieć wtedy na
korytarzu, ale mi na to nie pozwoliłeś". Mateusz uśmiechną się i
wyciągnął w stronę księdza rękę. "Przepraszam księdza. Ja też się
nie najlepiej znam na samochodach i stąd te moje drobne kłopoty".
Pomóż w rozwoju naszego portalu