W drugą Niedzielę Wielkanocy, czyli 7 dni po Zmartwychwstaniu
Pańskim, czcimy szczególnie serdecznie tajemnicę Miłosierdzia Bożego.
Ale także w dzisiejszą niedzielę, w samym centrum Wielkiego Postu,
Bożemu Miłosierdziu wyrażamy serdeczne dziękczynienie.
W pierwszym czytaniu słyszeliśmy, że Bóg wysyła "bez
wytchnienia" swoich wysłańców do ludu wybranego, "albowiem lituje
się nad swym ludem i nad swym mieszkaniem". Św. Paweł w Liście do
Efezjan pisze do nas o Bogu "bogatym w miłosierdzie". I dwukrotnie
Apostoł mówi te słowa: "Łaską bowiem jesteście zbawieni!". A za drugim
razem dodaje: "przez wiarę". A więc z naszej strony tym istotnym
warunkiem otrzymania łaski miłosierdzia Bożego jest wiara, która
prowadzi nas do stóp konfesjonału. O tej wierze mówi także Pan Jezus
w nocnej rozmowie z Nikodemem - człowiekiem, który po ciemku, pod
osłoną nocy, szuka prawdy i znajduje ją u Mistrza z Nazaretu. Bóg
mówi do Nikodema i do każdego z nas: "Tak bowiem Bóg umiłował świat,
że Syna swego Jednorodzonego dał, aby każdy, kto w Niego wierzy,
nie zginął, ale miał życie wieczne. Albowiem Bóg nie posłał swego
Syna na świat po to, aby świat potępił, ale po to, by świat został
przez Niego zbawiony". Jakże to wzruszająca deklaracja Ojcowskiego
miłosierdzia. Ale zarazem i przestroga: "Kto wierzy w Niego, nie
podlega potępieniu; a kto nie wierzy, już został potępiony, bo nie
uwierzył w imię Jednorodzonego Syna Bożego". Kto, będąc w Rzymie,
ogląda w Kaplicy Sykstyńskiej wstrząsający obraz Sądu Ostatecznego
Michała Anioła, może myśleć, że ów Sąd jest daleko, gdzieś u końca
wieków. Dziś Pan Jezus mówi do nas z wielką prostotą, że ów sąd odbywa
się tu i teraz, i człowiek sam na siebie wydaje wyrok, kiedy odrzuca
światło Bożej miłości i Bożego miłosierdzia. Więcej, trzeba sobie
przypomnieć: uczniowie Chrystusa są przez Niego zobowiązani, by oczekując
tego Bożego miłosierdzia, sami swoimi czynami o tym miłosierdziu
świadczyli, kiedy mówi: "byłem głodny, a daliście Mi jeść, byłem
spragniony, a daliście Mi pić, byłem przybyszem..., byłem nagi...,
chory..., w więzieniu..., opuszczony w starości..., a przyjęliście
Mnie".
Pewien kapłan wspomina takie wydarzenie: Młody mężczyzna
opowiada o swojej matce, która jako nieuleczalnie chora zostaje wypisana
ze szpitala. Ona nie wie, że przed nią najwyżej sześć miesięcy życia.
Ale mąż wie. Po powrocie do domu jego żona próbuje ubrać się w zwyczajną
suknię, ale tak w szpitalu wychudła, że wygląda na niej jak na wieszaku...
Więc prosi męża, czy mogłaby sobie kupić jakąś nową sukienkę... Mąż
odpowiada szorstko: Po co? Na te kilka miesięcy?! Ich syn jest wstrząśnięty
tą odpowiedzią i po śmierci matki odwraca się całkowicie od swojego
ojca, jakby już dla niego nie istniał, i zostawia go samego. Najbliżsi
krewni, sąsiedzi są oburzeni zarówno na męża zmarłej, jak i na jego
syna. Przecież on sam mógł swojej matce kupić jakąś najzwyklejszą
sukienkę...
Tak, niestety, bywa i w naszym życiu. Ktoś wygłasza piękne
słowa o miłości bliźniego, a potem przy załatwianiu konkretnej sprawy
postępuje "służbowo", "rzeczowo", a równocześnie okrutnie.
Pomóż w rozwoju naszego portalu