Jednym ze straszaków używanych w mediach na użytek nowej propagandy jest etykietka "ksenofobii". I tak np. rodzimi oskarżyciele głoszą beztrosko, że to właśnie Polacy są okrutnymi ksenofobami; inni znów twierdzą, że nie ma na świecie większych od nas antysemitów; aktywni zaś katolicy nazywani są po prostu fundamentalistami; a już z tolerancją jest ponoć w Polsce tragicznie. Narzucanie przez media takiego obrazu rzeczywistości sprawia, że nie umiemy dostrzec, iż od pewnego czasu mamy już do czynienia z antychrześcijańską ksenofobią, a więc z przejawami niechęci, a nawet wrogości w stosunku do Kościoła i chrześcijaństwa.
Zadziwia jeden szczególnie paradoks: oto ci, którzy najgłośniej
przestrzegają przed ksenofobią, sami często uprawiają, a nawet kreują
antychrześcijańską ksenofobię. Są głośno uchwalane deklaracje i oświadczenia,
funkcjonują również pewne media i agencje informacyjne, gdzie programowo
nie ma miejsca dla wartości chrześcijańskich, choć właśnie tam należałoby
ich oczekiwać. Panuje wokół nich tajemnicza cisza, choć jednocześnie
głosi się zasadę tolerancji i walczy z ksenofobią. W sposób chytry
marginalizuje się je, mimo że podpisują się pod nimi miliony ludzi.
Oczekiwanie tolerancji wobec chrześcijaństwa i jego systemu
wartości nie jest liczeniem na przywilej. Wymaga tego podstawowa
przyzwoitość, jeżeli się weźmie pod uwagę olbrzymi wkład chrześcijaństwa
w rozwój Europy, zwłaszcza w dziedzinie kultury ducha, która jest
zawsze duchem wszelkiej kultury - również kultury politycznej.
Zjawisko staje się tym ostrzejsze, że zazwyczaj ci, którzy
żywią ksenofobię wobec wartości chrześcijańskich, uprawiają jednocześnie
ksenofilię (sympatię i nadmierną życzliwość) w stosunku do środowisk
lewackich, libertyńskich czy neokomunistycznych, a więc nieprzyjaźnie
nastawionych do chrześcijaństwa.
W Gnieźnie w 1997 r. Papież Jan Paweł II mówił: "Nie będzie
jedności Europy, dopóki nie będzie ona wspólnotą ducha. Ten najgłębszy
fundament jedności przyniosło Europie i przez wieki go umacniało
chrześcijaństwo ze swoją Ewangelią, ze swoim rozumieniem człowieka
i wkładem w rozwój dziejów ludów i narodów". Stanowisko Następcy
św. Piotra na temat integracji Europy jest powszechnie znane. Podobnie
myśleli "ojcowie Europy" - Alcide de Gasperi, Konrad Adenauer i Robert
Schumann.
Dlatego z niepokojem należy stwierdzić, że choć w "Orędziu"
prezydentów, ogłoszonym w Gnieźnie w 1000-lecie Synodu Gnieźnieńskiego,
znalazło się kategoryczne ostrzeżenie przed ksenofobią, to jednak,
niestety, nie zdołano uniknąć w nim ksenofobii wobec chrześcijaństwa.
Autorom zabrakło odwagi politycznej, aby wprost powiedzieć o chrześcijańskich
korzeniach Europy. Uczestników uroczystości gnieźnieńskich A.D. 2000
postanowiono zadowolić enigmatycznym stwierdzeniem o "przywiązaniu
do wspólnych korzeni cywilizacji europejskiej". Jednocześnie "zapomniano"
wspomnieć postać św. Wojciecha, który swoją działalnością i męczeńską
śmiercią kładł podwaliny w budowaniu zjednoczonej Europy. Takie fakty
są wyraźnym sygnałem, aby w naszych wypowiedziach o roli chrześcijaństwa
w Europie - dawnej i współczesnej - już nie było kompleksów i zahamowań (zwłaszcza w katolickich mediach); abyśmy też z całą konsekwencją
umieli przekonywać swoich rozmówców do przejmującego apelu, jaki
Jan Paweł II skierował w parlamencie Rzeczypospolitej do Starego
Kontynentu: "Europo, otwórz drzwi Chrystusowi!". Tylko wtedy bowiem
może powstać "wielka Europejska Wspólnota Ducha", o którą Papież
stale zabiega. W budowaniu takiej Europy nie może przeszkodzić jakakolwiek
postać ksenofobii - również wobec wartości chrześcijańskich.
Pomóż w rozwoju naszego portalu