Ten tekst dotyczy, oczywiście, deklaracji Kongregacji
Nauki Wiary Dominus Iesus z 6 sierpnia 2000 r. Jak łatwo było przewidzieć,
ten ważny dokument spotkał się z szerokim, różnorodnym oddźwiękiem,
a w końcu - co stanowi rzadkie wydarzenie - wyjątkową reakcją samego
Ojca Świętego w postaci zaskakująco długiej sekwencji w przemówieniu
na Anioł Pański 1 października br., którą to sekwencję publikuje
Niedziela na pierwszej stronie swego poprzedniego numeru. Trzeba
być, zwłaszcza w naszych, polskich warunkach, wdzięcznym za to lapidarne
zwieńczenie mętnego potoku dywagacji, jaki przetoczył się przez prasę,
radio i telewizję.
Deklaracja Dominus Iesus z pozoru nic nowego nie przynosi,
a precyzyjniej jeszcze wykłada naukę katolicką zawartą w dokumentach
ostatniego Soboru i nauczaniu papieskim. Ale jest to jednak tylko
częściowo prawda, bo ten kapitalny dokument prezentuje naukę katolicką
w określonym kontekście współczesnych tendencji refleksji teologicznej
i religioznawczej, wyznaczając ramy, w których ta refleksja może
i powinna się odbywać. I dlatego wzmiankowany dokument jest skierowany
do "Biskupów, teologów i wszystkich wiernych katolickich" (por. DI
3), ażeby zapobiec nieporozumieniom, którym chce położyć kres. Taki
jest obowiązek wysokiej instancji kościelnej, która go wydała; ma
ona przecież stać na straży czystości nauki katolickiej.
A właśnie w ostatnich kilku latach na terenie teologii
katolickiej pojawiły się opinie, które nie tylko wypaczały naukę
ostatniego Soboru, ale godziły w fundamentalne prawdy chrześcijaństwa,
dotyczące Chrystusa, tajemnicy Trójcy Świętej i Kościoła, oraz w
stosunek chrześcijaństwa do religii niechrześcijańskich. Pozostaje
to w związku z usankcjonowaną przez Sobór zasadą dialogu ekumenicznego
oraz międzyreligijnego. Niektóre, radykalniejsze wystąpienia teologów
z kręgu Dalekiego Wschodu zostały imiennie napiętnowane przez Kongregację
Nauki Wiary, ale widać, że nie było to w stanie zahamować błędnych
tendencji, jakie pojawiły się właśnie na terenach azjatyckich zdominowanych
przez wielkie i starożytne religie, z którymi chrześcijaństwo wchodzi
w coraz to żywsze stosunki. Musiało to wyłonić różnorodną nową problematykę,
której żywe i konkretne echo stanowi soborowa deklaracja o religiach
niechrześcijańskich Nostra aetate. Poza tym ważnymi dokumentami soborowymi
w polu widzenia deklaracji Dominus Iesus są, oczywiście, konstytucja
dogmatyczna: o Kościele Lumen gentium, konstytucja duszpasterska
o Kościele w świecie współczesnym Gaudium et spes, dekret o ekumenizmie
Unitatis redintegratio oraz encykliki Jana Pawła II z Ut unum sint
na czele.
Cytuję te ważne dokumenty, bo to przede wszystkim na
nich zbudowany jest zasadniczy zrąb deklaracji Dominus Iesus. I właśnie
brak często elementarnej znajomości tej bazy, z której on czerpie,
nie mówiąc o wspomnianym już kontekście, który jest w posiadaniu
Kongregacji, stanowi źródło małej wartości wspomnianych dywagacji
zwłaszcza w polskich mediach, jakie poświęcono omawianemu dokumentowi.
Deklaracja Dominus Iesus składa się z bogatego treściowo
wstępu i krótkich sześciu rozdziałów, oscylujących wokół problematyki
Chrystusa Wcielonego Boga, Jedynego Zbawiciela ludzkości, oraz powołanej
przez Niego zbawczej instytucji, jaką jest Kościół katolicki, będący
skarbnicą prawdy objawionej i zbawiającej łaski.
Chrystus Wcielone Odwieczne Słowo Boga
Pierwszym podstawowym tematem, jaki z całym naciskiem podejmuje
deklaracja Dominus Iesus, jest problematyka, która wymaga stanowczego
przypomnienia po kilkunastu wiekach dramatycznych wysiłków starożytnego
chrześcijaństwa na wielkich Soborach w Nicei, Efezie, a zwłaszcza
w Chalcedonie. Sprowokowało do tego mniej lub bardziej wyraźne zakwestionowanie
sformułowanej na tych Soborach fundamentalnej dla chrześcijaństwa
doktryny chrystologicznej. Powodem było pojawienie się wypowiedzi
teologów katolickich, zwłaszcza z terenów azjatyckich, zafascynowanych
wielkimi i starymi religiami Dalekiego Wschodu i z wielkimi twórcami
tych religii, usiłujących w mniej lub bardziej wyraźny sposób zrównywać
z nimi Chrystusa w funkcji objawienia prawdy o Bogu i - co za tym
idzie - kwestionować Jego oddziaływanie zbawcze. Oznaczało to ewidentną
relatywizację samej Osoby Chrystusa oraz dokonanej w Nim i przez
Niego ekonomii zbawienia, a w konsekwencji zwyczajny indyferentyzm
religijny. Deklaracja nie pozostawia w tym względzie żadnej wątpliwości,
odwołując się do dwu podstawowych autorytetów w dziedzinie prawdy
chrześcijańskiej, jakimi są Pismo Święte i Tradycja.
Punktem wyjścia są dwa najbardziej wymowne i przemawiające
do przekonania teksty Ewangelii na temat tożsamości Chrystusa i zrealizowanego
w Nim i przez Niego objawienia Bożego. Są to teksty św. Mateusza
- 11, 27 oraz św. Jana - 1, 18.
Pierwszy ("Nikt też nie zna Syna, tylko Ojciec, ani Ojca
nikt nie zna, tylko Syn i ten, komu Syn zechce objawić") w sposób
zdecydowany wskazuje na jedyność znajomości Ojca przez Chrystusa
- Syna. Drugi ("Boga nikt nigdy nie widział. Ten Jednorodzony Bóg,
który jest w łonie Ojca, [o Nim] pouczył") wskazuje na najgłębszą
podstawę tak rozumianej roli Chrystusa, która sięga głębin życia
Bożego i tajemnicy Trójcy Świętej. Wypadnie wrócić jeszcze niżej
do tego wątku trynitarnego, gdyż i ten fragment tradycyjnej nauki
katolickiej jest niekiedy stawiany pod znakiem zapytania (por. DI
9). Nie może więc Chrystus w żadnym wypadku być pozbawiany godności
Boskiej i Swej określonej roli w tajemnicy życia Bożego, jaką jest
godność Jednorodzonego Syna Bożego, stanowiącego adekwatny obraz
Ojca. A to z kolei radykalnie podważa tezę zrównującą Chrystusa z
innymi historycznymi założycielami religii, takimi jak np. Konfucjusz,
Zaratustra czy Budda, będącymi ludźmi stojącymi między Bogiem-Absolutem
a danym ludziom Logosem, umożliwiającym Jego poznanie (tamże).
Skrypturystyczne podstawy tezy o Synostwie Bożym i transcendencji
Jego istoty dopełnia deklaracja wyznaniem wiary, sięgającej swoimi
korzeniami okresu Kościoła poapostolskiego czy jeszcze i apostolskiego.
Rdzeniem tego wyznania jest wiara w "...jednego Pana Jezusa Chrystusa,
który z Ojca jest zrodzony przed wszystkimi wiekami. Bóg z Boga,
Światłość ze Światłości, Bóg prawdziwy z Boga prawdziwego" (por.
Wstęp, 1). W słowach tych wyczuwa się dramatyczną chęć wyrażania
najgłębszego przekonania o paradoksie obecności w Chrystusie Człowieku
jak najbardziej rzeczywistej natury Boskiej.
Nie komentując innych elementów tego, wypływającego z
najgłębszego przekonania, hymnu o transcendencji i Bóstwie Chrystusa,
dobrze będzie jednak skupić uwagę na fragmencie zawartym w słowach "
Światłość ze Światłości". Wiąże się on ze słowami, którymi św. Jan
rozpoczyna swoją Ewangelię: "Na początku było Słowo, a Słowo było
u Boga, i Bogiem było Słowo" (J 1, 1). "Słowo" i "Światłość" są tu
synonimami niepojętej tożsamości wiedzy Boga Ojca o Sobie ze współistotnym
z Nim Synem, który z tego względu nazywany jest Słowem albo Światłością.
Pociąga to za sobą dwie doniosłe konsekwencje.
Pierwszą stanowi fakt, że to "Słowo" i ta "Światłość",
jaką jest Chrystus, utożsamia się z pełną prawdą o Bogu, a nie z
jakimś jej fragmentem dopełniającym to, co człowiek o Bogu zawsze
chciał wiedzieć i jakoś tam się dowiedział w oparciu o swój naturalny
rozum, religijną intuicję, a i szczątki tej pełnej prawdy, jaką jest "
Słowo zrodzone z Boga", nazywane niekiedy przez teologię "semina
Verbi", dając w sumie to, co określa się wierzeniami religijnymi.
Stanowią one mieszaninę prawdy z fałszem, naiwnością, w zasadniczej
mierze tworząc produkt ludzkich naturalnych poszukiwań prawdy o przeczuwanym
Absolucie. Treść tych wierzeń nigdy nie da się porównać z rzeczywistością
wspomnianej prawdy o Bogu, realizującej się w Słowie Prawdziwym,
które zstąpiło na ziemię w postaci nadprzyrodzonego Objawienia, realizującego
się i realizowanego przez Jezusa Chrystusa.
Deklaracja z całym naciskiem podkreśla odwrotność wierzeń
religijnych z ich genezą i rolą w stosunku do Bożego Objawienia.
To te wierzenia implikują okruchy prawdy o Bogu, która jedynie i
w pełni zawiera Objawienie w i przez odwieczną Mądrość, wcieloną
w Człowieka Jezusa.
W przekonaniu więc deklaracji - "należy bowiem stanowczo
wyznawać naukę wiary, która głosi, że to Jezus z Nazaretu, Syn Maryi
- i tylko On - jest Synem i Słowem Ojca. Słowo, które ´było na początku
u Boga´ (por. J 1, 2), jest tym samym, które ´stało się ciałem´ (por. J 1, 14)" (DI 10). Bezpośrednią konsekwencją tak rozumianej
prawdy o Chrystusie wcielonym Słowie jest zdecydowane twierdzenie
deklaracji, że właśnie "w Jezusie Chrystusie dokonało się pełne i
ostateczne objawienie zbawczej tajemnicy Boga. Dlatego słowa, czyny
i całe historyczne wydarzenie Jezusa, chociaż są ograniczone jako
rzeczywistość ludzka, mają jednak jako podmiot Osobę Bożą wcielonego
Słowa, ´prawdziwego Boga i prawdziwego człowieka´, a zatem zawierają
w sobie ostateczne i pełne objawienie zbawczych dróg Boga..." (tamże,
6).
Odpowiednik tak rozumianego objawienia stanowi teologalna
wiara, która "jest najpierw osobowym przylgnięciem człowieka do Boga;
równocześnie i w sposób nierozdzielny jest ona dobrowolnym uznaniem
całej prawdy, którą Bóg objawił" (tamże, 7).
Reklama
Chrystus Wcielony Syn Boży - jedyny Zbawiciel ludzkości
Ze sprawą Chrystusa - Przedwiecznego Słowa wcielonego w historycznego
Człowieka-Jezusa, przynoszącego ludzkości pełnię Objawienia Bożego,
wiąże się ściśle sprawa potrzebnej ludzkości prawdy o pochodzeniu
zbawienia.
Nowożytne próby zmierzające do wyjaśnienia tego aspektu
posłannictwa Chrystusa sterują również ku błędnemu rozwiązaniu tego
zagadnienia, zmierzającemu ostatecznie ku zakwestionowaniu pełni
i jedyności zbawienia w Chrystusie i przez Chrystusa. Jak lapidarnie
wyraża to deklaracja, "jest On dla niektórych jedną z wielu postaci,
jakie Logos przyjmował w ciągu dziejów, aby łączyć się zbawczą więzią
z ludzkością" (tamże, 9).
Kontynuując swój wywód, deklaracja cytuje szereg tekstów
Pisma Świętego, które poza Boskością Chrystusa i przyniesionego przez
Niego Objawienia stwierdzają, że Chrystus, będąc "Jednorodzonym Bogiem,
który jest w łonie Ojca", jest "Jego umiłowanym Synem, w którym mamy
odkupienie - odpuszczenie grzechów" (podkr. - S.N.) (tamże, 10).
Żeby nie było żadnej wątpliwości, dodaje jednoznacznie brzmiący cytat
z Listu do Kolosan (1, 13-14. 19-20). Warto go też zacytować, gdyż
stanowi on lapidarną syntezę katolickiej nauki o Chrystusie sprawcy
jedynego objawienia i jedynej ekonomii zbawienia, organicznie ze
sobą związanych. "Zechciał bowiem [Bóg], aby w Nim zamieszkała cała
Pełnia, i aby przez Niego znów pojednać wszystko z
sobą: przez Niego - i to, co na ziemi, i to, co w niebiosach,
wprowadziwszy pokój przez krew Jego krzyża" (Kol 1, 19-20). W powiązaniu
z jednoznacznymi cytowanymi przez deklarację wypowiedziami Soborów
Nicejskiego (325 r.) oraz Watykańskiego II (1962-65), zupełnie słusznie
konkluduje: "Dlatego najnowsze Magisterium Kościoła przypomina stanowczo
i wyraźnie prawdę o jedynej Bożej ekonomii..." (tamże, nr 12). Przez
ekonomię tę rozumiejąc nie tylko uniwersalne dzieło zbawcze Chrystusa,
ale i aktywny w nim udział Ducha Świętego, co do którego również
próbuje się formułować poglądy budzące zastrzeżenia (tamże). To podkreślenie
roli Ducha Świętego stanowi też polemiczną odpowiedź na fałszywe
próby określenia roli Ducha Świętego w Jego szerokiej działalności
izolowanej mniej lub więcej od Chrystusa i Jego dzieła zbawczego.
W konkluzji deklaracja stwierdza, że "działanie Ducha Świętego nie
dokonuje się poza działaniem Chrystusa ani obok Niego. Jest to jedna
i ta sama ekonomia zbawcza Boga Trójjedynego urzeczywistniona w tajemnicy
wcielenia, śmierci i zmartwychwstania Syna Bożego, spełniona przy
współdziałaniu Ducha Świętego i ogarniająca swym zbawczym zasięgiem
całą ludzkość i cały świat..." (tamże).
Jeden jedyny Kościół rzymskokatolicki - pełna uniwersalna skarbnica zbawienia
"Pan Jezus, jedyny Zbawiciel, nie ustanowił zwyczajnej wspólnoty
uczniów, lecz założył Kościół jako tajemnicę zbawczą. On sam jest
w Kościele, a Kościół jest w Nim (...); dlatego pełnia tajemnicy
zbawczej Chrystusa należy także do Kościoła, nierozerwalnie złączonego
ze swoim Panem. Jezus Chrystus bowiem nadal jest obecny i prowadzi
swoje dzieło odkupienia w Kościele i poprzez Kościół (...), który
jest Jego Ciałem (...)" (por. tamże, 16). Tym zwięzłym passusem przechodzi
deklaracja od jedyności Chrystusa - Zbawiciela całej ludzkości do
kolejnego zagadnienia, jakim jest sprawa Kościoła organicznie związanego
z Jego rolą zbawczą.
Na dobrą sprawę, treść tego trzeciego rozdziału deklaracji
pokrywa się z tym, co na temat Kościoła mówią: konstytucja o Kościele
oraz dekret o ekumenizmie, z centralnymi i newralgicznymi, zawartymi
w tych dokumentach, soborowymi stwierdzeniami o realizowaniu się (sławne subsistit) Kościoła Chrystusowego w Kościele rzymskokatolickim (por. KK 8), oraz niepełnej przynależności do tego Kościoła innych
Kościołów i Wspólnot chrześcijańskich z tytułu wyznawanej wiary w
Chrystusa-Zbawiciela i przyjętego chrztu świętego (por. DE 3).
Deklaracja jednak, poza mocniejszym wyakcentowaniem kwestii
jedyności trwania (subsistit) Kościoła Chrystusa w Kościele katolickim,
dokładniej wyjaśnia różnicę w trwaniu (choć Kościoła też z pewnymi
ograniczeniami) Kościołów prawosławnych, z którymi czuje się powiązany
akceptowaniem sukcesji i prawdziwą Eucharystią implikującą, oczywiście,
sakramentalność kapłaństwa hierarchicznego. Są one prawdziwymi Kościołami
partykularnymi. "Dlatego także w tych Kościołach jest obecny i działa
Kościół Chrystusowy, chociaż brak im pełnej komunii z Kościołem katolickim,
jako że nie uznają katolickiej nauki o prymacie..." (DI 17).
Surowiej natomiast traktuje deklaracja Wspólnoty kościelne,
które ze względu na brak ściśle rozumianego episkopatu "i całkowitej
rzeczywistości eucharystycznego misterium, nie są Kościołami w ścisłym
sensie..." (tamże). W wyniku chrztu i wiary w Chrystusa "są w pewnej
wspólnocie, choć niedoskonałej, z Kościołem" (tamże).
Koniec tego doniosłego rozdziału o jedyności i jedności
Kościoła Chrystusowego zawiera zdecydowany sprzeciw wobec prób upatrywania
Kościoła w zbiorowisku Kościołów i Wspólnot kościelnych, a także
wobec stwierdzenia, że Kościoła, dopóki się on nie zjednoczy, nie
ma w żadnym miejscu. Jest oczywiste, że podważałoby to najgłębsze
przekonanie Kościoła katolickiego, że w nim Kościół Chrystusowy istnieje
i w całej pełni przechowuje ekonomię zbawienia, jakiej Chrystus -
Wcielony Bóg jest Autorem.
Pozostały w niniejszej wypowiedzi do skomentowania trzy
kolejne rozdziały deklaracji Dominus Iesus. Będziemy to usiłowali
robić w najbliższej przyszłości. Dla pełności jednak obrazu obecnej
części komentarza niezbędne wydaje się jeszcze zwrócenie uwagi, jak
duży nacisk kładzie deklaracja na konieczność akceptowania ze strony
katolików tego, co przedstawiane jest jako aktualne nauczanie Kościoła.
Wyraża się to w powtarzanej często formule: "należy więc stanowczo
wyznawać naukę wiary". Świadczy to o istniejącym obecnie zagrożeniu
tejże wiary przez relatywizację jej treści i związane z tym niebezpieczeństwo
indyferentyzmu religijnego i wyznaniowego. Kościół nie może być obojętny
ani wobec jednego, ani wobec drugiego i stąd tak stanowcze wskazówki,
co jest prawdziwą wiarą, a co nią nie jest.
I jest jeszcze jedna racja pojawienia się kościelnego
dokumentu. Stanowi ją to, co paradoksalnie zarzuca się Kościołowi
w związku z pojawieniem się dokumentu, a mianowicie zagrożenie dialogu
międzyreligijnego i ekumenicznego. A tymczasem prawda jest taka,
że to właśnie chęć prowadzenia tegoż dialogu dyktuje konieczność,
jako warunku wstępnego, jasnego określenia stanowiska podejmujących
taki dialog. Uczynił to np. ostatnio Kościół prawosławny na jubileuszowym
spotkaniu, formułując zasady swojej eklezjologii, na pierwszy rzut
oka mogące szokować katolików ze względu na roszczenia do jedyności
w prawosławiu właśnie istniejącego Kościoła Chrystusowego. Czyni
to obecnie Kościół rzymskokatolicki i jak nie można mieć pretensji
do rosyjskiego prawosławia (por. ks. W. Hryniewicz, Tygodnik Powszechny,
nr 43/2674, s. 18), tak nie można mieć pretensji do Kościoła katolickiego,
że bez niedopowiedzeń formułuje w tych samych sprawach swoje stanowisko
diametralnie, choć mniej radykalnie. Bo jak powiedział Ojciec Święty
w sławnym Angelus w niedzielę 1 października br. - "dialog bez fundamentów
skazany byłby na wyrodzenie się w puste wielosłowie".
Pomóż w rozwoju naszego portalu