Kilkanaście miesięcy temu rządzący we Francji socjaliści znaleźli "
cudowne" lekarstwo na bezrobocie: aby zmniejszyć bezrobocie, skrócono
czas pracy dotychczas zatrudnionym pracownikom. Było to działanie
obliczone nie tyle na rzeczywiste zmniejszenie bezrobocia, ile na
szybki, pozorny efekt propagandowy: rząd tracił popularność i chciał
się "czymś wykazać".
Poszukiwanie wzrostu zatrudnienia przez skracanie czasu
pracy to typowa "demagogia gospodarcza", żerująca na ludzkiej ignorancji.
Jest ona o tyle wygodna dla rządzących, że porażkę tego eksperymentu
zawsze zwalić można na kogoś innego, w tym przypadku - na pracodawców...
Jakie bowiem rozumowanie leży u podstaw wiary, że skrócenie
czasu pracy zmniejszy bezrobocie? Najwyraźniej takie: skrócenie czasu
dotychczas zatrudnionym pracownikom zmusi pracodawców do zatrudnienia
nowych pracowników (jeśli produkcja, więc i zarobki firmy, mają być
utrzymane na tym samym poziomie).
W takim jednak rozumowaniu kryje się ukryte założenie,
że dotychczasowi pracownicy zgodzą się na zmniejszenie swych zarobków (stosownie do skrócenia ich czasu pracy). Nie trzeba być szczególnie
bystrym politykiem, aby jednak przewidzieć, że związki zawodowe nie
zgodzą się na taką obniżkę zarobków, że skrócenie czasu pracy zaakceptują
tylko pod warunkiem, że płace dotąd zatrudnionych pozostaną na tym
samym poziomie.
Cóż więc oznacza "skrócenie czasu pracy", jeśli spojrzymy
na to rozwiązanie od strony pracodawcy? Oznacza to, że wzrosną koszty
prowadzenia przedsiębiorstwa, chociaż w przedsiębiorstwie nic się
nie zmieniło: ani nie wzrosła wydajność pracy, ani produkcja, ani
sprzedaż, ani technologiczne wyposażenie przedsiębiorstwa... Kosztowna
okazuje się sama... decyzja rządu, skracająca czas pracy!
Ale wzrost kosztów firmy nie wyczerpuje się li tylko
w wymuszonym zatrudnieniu nowych pracowników, przy zachowaniu tych
samych płac dla pracowników pracujących krócej. Pamiętajmy, że i
we Francji obowiązuje przymus ubezpieczeń społecznych. Od każdego
nowo zatrudnionego pracownika pracodawca musi więc zapłacić wysoką "
składkę ubezpieczeniową", będącą w istocie rzeczy kryptopodatkiem.
W ten sposób koszty pracodawcy wzrosły dwukrotnie; to nie rząd ograniczył
bezrobocie, ale obciążył dodatkowymi kosztami pracodawców...
Czy jednak to obciążenie pracodawców rzeczywiście przyczynia
się do spadku bezrobocia?
Prześledźmy dalsze konsekwencje rządowej decyzji francuskich
socjalistów; to bardzo pouczające.
Część pracodawców, przedsiębiorców, tych najmniej zarabiających,
przekalkulowawszy sobie skutki finansowe, "zwija interes", znacznie
ogranicza swą działalność albo szuka szczęścia gdzie indziej (nazywa
się to ucieczką kapitału). Skutkiem nie jest wzrost, a dalsze zmniejszanie
się zatrudnienia... Ci pracodawcy, których firmy prosperują lepiej,
którzy są w stanie wytrzymać taką nagłą dużą podwyżkę kosztów własnych
- przerzucają nałożone decyzją rządową koszty w ceny swych towarów:
po prostu podnoszą ceny. Prowadzi to do drożyzny - co w pierwszym
rzędzie uderza w... najbiedniejszych, w bezrobotnych, także w tych,
którym "stworzono miejsca pracy". Pracodawcy ograniczają także własną
konsumpcję - co zmniejsza popyt na rynku, prowadzi do zmniejszenia
produkcji - więc w konsekwencji także uderza w świat pracy: jeśli
spada popyt - rośnie przecież bezrobocie!... I tak kółko się zamyka.
Tylko najbogatsi przedsiębiorcy przetrwają taką operację, co przyczyni
się do jeszcze większego rozwarstwienia społecznego, do jeszcze większych
dysproporcji między biednymi a bogatymi... Zastosowanie tego "rozwiązania"
w sektorze państwowym przyśpiesza wszystkie negatywne jego skutki:
przecież dodatkowe koszta sektora państwowego, wywołane decyzją o
skróceniu czasu pracy, muszą zostać sfinansowane z budżetu państwa,
więc - z podatków! W konsekwencji decyzji o skróceniu czasu pracy
- jako "sposobu na walkę z bezrobociem" - pojawia się więc drożyzna,
bankructwa licznych firm i nowe podatki... A wszystkie te trzy czynniki
to klasyczne czynniki powiększające bezrobocie! I tak okazuje się,
że to, co miało być lekarstwem na bezrobocie, przyczyniło się do
jego wzrostu...
Rozwiązanie francuskie nie świadczy bynajmniej o ignorancji
ekonomicznej francuskich socjalistów, ale o uprawianym przez nich
prymacie polityki nad gospodarką. Ten prymat polityki jest tylko
pozornie nakierowany na walkę z bezrobociem - w istocie rzeczy nakierowany
jest na doraźne, dojutrkowe "trzymanie się władzy", nawet za cenę
pogarszania ekonomicznej sytuacji ludzi biednych, niezamożnych czy
średniozamożnych. Bo to oni - a nie najbogatsi - płacą koszta takiej "
ekonomii politycznej".
...Wystarczyło kilkanaście miesięcy, aby zrealizowany
projekt francuskich socjalistów "walki z bezrobociem" przez skracanie
czasu pracy doczekał się miażdżącej krytyki, także z kręgów lewicy
i samych związków zawodowych. Mało tego - ekonomiczna sytuacja wielu
pracowników pogorszyła się tak bardzo, że liczne grupy zawodowe zaczęły
powszechnie domagać się radykalnego obniżenia podatku akcyzowego,
zawartego w cenie benzyny, co doprowadziło do protestów społecznych,
manifestacji i blokad (które, nawiasem mówiąc, szybko ogarnęły całą
UE). Pod presją własnych pracowników-członków same centrale związków
zawodowych (wcześniej popierające rządowe "wynalazki") zaczęły domagać
się rewizji tej politycznej decyzji, od której - co już pewne - bezrobocie
nie zmalało: znów rośnie...
* * *
Opisuję ten mechanizm, bo i w Polsce pojawiły się koncepcje "
walki z bezrobociem" przez skracanie czasu pracy. Być może ich autorzy
wierzą, że akurat w Polsce ten mechanizm da dobroczynne skutki pozytywne.
Właściwie dlaczego - jeśli we Francji, bardziej zaprawionej, wprawniejszej
w demokratycznych, politycznych "igraszkach z ekonomią", skończyło
się to fiaskiem i całkowitą klapą?...
W każdym razie dobrze znać ten mechanizm jeszcze "przed
szkodą".
Pomóż w rozwoju naszego portalu