16 lutego br. Sejm przegłosował zmiany w ustawach samorządowych.
Będzie mniej radnych w gminach, powiatach i województwach, zredukowano
liczbę członków zarządów gmin i miast, ma być więcej jawności w działalności
samorządów. W sumie radnych będzie mniej o jedną czwartą. Obywatele
otrzymują prawo do uzyskiwania wszelkich informacji, chyba że ograniczenie
wynika z jakiejś ustawy; mają prawo wstępu na sesje rad, a także
dostępu do dokumentów. Zakazuje się łączenia mandatu radnego z mandatem
posła lub senatora, a także łączenia tychże z funkcją w zarządzie
jednostki samorządowej. To tylko niektóre najważniejsze zmiany w
ustawach samorządowych, których domagali się obywatele. Czy usprawni
to pracę tych instytucji, zobaczymy.
Tego samego dnia odbyło się w Sejmie drugie czytanie
projektów ustaw o ordynacjach wyborczych do Sejmu i Senatu. Chodziło
nie tylko o dostosowanie ordynacji wyborczych do nowego podziału
administracyjnego kraju, ale o stworzenie czytelnego dla wyborcy
systemu wpływania na kształt sceny politycznej w kraju. A sytuacja
jest taka, jak każdy widzi. Niby to kartka wyborcza ma być potężnym
narzędziem w rękach obywateli, kiedy jednak przychodzi dzień wyborów,
okazuje się, że albo ludzie nie wierzą w siłę kartki wrzuconej do
urny, czego dowodem jest niska frekwencja, albo faktycznie ordynacja
powoduje, że Sejm zamiast reprezentować naród, sprawia wrażenie,
jakby państwo było własnością kilku partii. Dowodem na to jest np.
lista krajowa, sprawiająca że aż 60 posłów pochodzi nie z wyborów,
ale z nadania partii. Czy taki PZPR-owski relikt należy utrzymywać
w demokratycznym państwie prawa? Za likwidacją listy krajowej opowiada
się AWS i PSL.
Jakie kolejne elementy ustaw o ordynacjach wyborczych
ulegną zmianie? Projekt przewiduje utworzenie 41 okręgów wyborczych,
w których będzie wybieranych od 7 do 17 posłów. Będą to więc okręgi
mniejsze od dotychczasowych, co promuje mniejsze partie. Również
zmiana przeliczania głosów z metody D´Hondta, premiującej duże ugrupowania,
na metodę Saint-LeaqueMa, która wzmacnia szansę mniejszych partii,
była raczej oczekiwana. Progi wyborcze pozostają na podobnym poziomie:
5 % dla partii i komitetów wyborczych, 8 % dla koalicji. Z obowiązku
przekroczenia progu mają być, jak dotąd, zwolnione mniejszości narodowe.
Oczywiście, w trakcie debaty padł zarzut, że wszystkie
te zmiany są wynikiem porozumienia małych i średnich ugrupowań przeciwko
SLD. Faktycznie, nie ma co ukrywać, że o to chodzi. Rodzi się bowiem
pytanie: dlaczego partia, która zdobędzie ok. 40 % poparcia wyborców,
ma otrzymać ponad 50 % mandatów i możliwość samodzielnych rządów?
Czy prezent w postaci 10 % mandatów za wysoko wygrane wybory nie
narusza konstytucji? Trzeba stanowczo podkreślić, że polska scena
polityczna nie jest jeszcze do końca ukształtowana. Wydawało się
w pewnym momencie, że AWS i SLD tworzą wokół siebie dwa silne polityczne
centra. Dzisiaj się to nie potwierdziło, co więcej, umocowanie w
publicznych mediach SLD jest tak silne, że przez całą kadencję trwa
nieustanny atak na AWS. Dlatego, tak sądzę, trzeba znowu za pomocą
sytemu wyborczego pozwolić ludziom zdecydować, jaki kształt ma mieć
polska scena polityczna.
Chciałbym jeszcze dodać - premiowanie zwycięskich partii
dodatkowymi mandatami zafałszowuje rzeczywiste preferencje wyborców.
Można w tym miejscu odwołać się do sytuacji z ostatnich wyborów,
kiedy to, jak pamiętamy, ROP otrzymał 5 % poparcia, co mu dało jedynie
5 mandatów, a UW mając tylko 15 %, dzięki metodzie D´Hondta zgarnęła
60 mandatów, czyli dziesięć razy więcej.
Dlatego głównym zadaniem ordynacji wyborczej powinno
być zagwarantowanie reprezentatywności Sejmu. Premier J. Buzek wraz
z Akcją Wyborczą Solidarność przygotowują taką nowelizację konstytucji,
aby umożliwić wprowadzenie do ordynacji wyborczej zapisów o wyborach
większościowych, a więc systemu jednomandatowych okręgów wyborczych.
Taką ordynację wprowadzono w 1989 r. do Senatu, dzięki czemu 100 %
mandatów przypadło wówczas ludziom niezależnym od partii politycznych,
głównie osobom związanym z prawicą. Do dzisiaj Senat zachowuje prawicową
większość, co - w przeciwieństwie do głośnych i zmanipulowanych sondaży
- chyba najlepiej oddaje preferencje polityczne Polaków. Na marginesie
dodam, że na początek można by wprowadzić ordynację mieszaną, większościowo-proporcjonalną,
tak jak to jest w Niemczech, gdzie połowa posłów do Bundestagu pochodzi
z list partyjnych, a połowa jest dla zwycięzców w wyborach większościowych.
Nie jest już możliwe, aby w tym Sejmie zmienić ordynację
z proporcjonalnej na większościową, trzeba jednak przypomnieć, że
ordynację proporcjonalną wprowadzono do tzw. Sejmu kontraktowego
w 1989 r., czyli na polecenie dawnego aparatu partyjnego. A chodziło
o to, aby 60 % mandatów mogło przypaść dla ludzi z PZPR. Następnie
Konstytucja uchwalona w 1997 r. głównie głosami Sojuszu Lewicy Demokratycznej,
usankcjonowała ordynację proporcjonalną. Czy te post-PZPR-owskie
rozwiązanie mamy traktować jak dogmat?
Druga kwestia omawianej ordynacji wyborczej dotyczy finansowania
partii politycznych i pieniędzy na wybory. W tej drugiej sprawie,
jak wiadomo, mamy już jawne finansowanie kampanii wyborczej. Teraz
czas poruszyć problem finansowania partii politycznych. Pieniądze
nie mogą pochodzić z publicznych zbiórek, od osób prawnych, z prowadzenia
działalności gospodarczej. Będą też limity wydatków na kampanię,
i tak osoby fizyczne będą mogły przekazać na konto partii czy komitetu
wyborczego nie więcej niż 11 tys. zł. Limit wydatków na jednego parlamentarzystę (średnio) nie może przekraczać 14,5 tys. zł. Natomiast w kwestii finansowania
partii z budżetu państwa - jeśli ten pomysł przejdzie - obejmie on
partie, które w wyborach dostały minimum 3 % poparcia. Jak się wydaje,
propozycja ta chyba nie ma szans w głosowaniu z dwóch powodów: po
pierwsze - budżet państwa jest już tak skromny, że w tym momencie
nie wolno go obciążać dodatkowymi wydatkami; po wtóre - najwięcej
zyskałyby partie zwycięskie, które dysponowałyby dużymi sumami na
swoją działalność. Małe partie mogłyby nigdy się nie przebić z powodu
braku środków finansowych. Jeśli jednak chcemy jawności finansowania
partii politycznych, a ściślej pisząc - dokładnej kontroli finansów
partii, to najpierw trzeba tym partiom dać pieniądze. Za takim rozwiązaniem
opowiada się AWS, SLD i UW; przeciw są PSL i PO (Platforma Obywatelska).
A może wypadałoby, aby na temat zasad ordynacji i finansowania
partii wypowiedzieli się obywatele w referendum? Politycy, jak na
te sprawy bu nie patrzeć, mają na uwadze interes swoich partii. W
końcu nikt nie jest samobójcą. Dlatego niech wypowiedzą się ci, którzy
kierują się tylko dobrem państwa. O ile wiem, podpisy pod referendum
na temat ordynacji większościowej są zbierane w środowiskach Radia
Maryja. Sądzę, że większość Polaków życzyłaby sobie takiej reformy
prawa wyborczego, która ukróciłaby dzisiejsze partyjniactwo.
Pomóż w rozwoju naszego portalu