Reklama

Komentarze

Hipokryzja Bidena

Joe Biden objął przywództwo nad ekstremalnie spolaryzowaną Ameryką. Zasypanie tych podziałów to pierwsze i najważniejsze wyzwanie, z którym będzie musiała zmierzyć się jego administracja. Choć prezydent wezwał Amerykanów do pojednania, niewielu wierzy, że uda mu się ten cel osiągnąć.

flickr.com

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Demonizowanie Trumpa

„Ameryka może być siłą działającą na rzecz dobra na świecie” – mówił w trakcie swojego przemówienia inauguracyjnego Joe Biden. Słowa te są w swoim brzmieniu skrajnie niesprawiedliwe – zarówno wobec Ameryki, jak również samej administracji Donalda Trumpa. Sugerują bowiem, że do tej pory USA wspomnianego przez Bidena dobra w świecie nie czyniły. To zarzut równie poważny, co zakłamany. Stany Zjednoczone, jako ostoja demokracji i wolności oraz oaza chrześcijańskich wartości, wielokrotnie stawały w obronie praw człowieka, praworządności i suwerenności narodów. Będąc liderem Wolnego Świata stanowiły mur obronny dla zachodniej cywilizacji, broniąc jej przed złowrogimi zapędami zbrodniczych ideologii spod znaku nazizmu, faszyzmu i komunizmu, a współcześnie również islamskiego terroryzmu. Ameryka pozostaje także światowym liderem w dziedzinie pomocy humanitarnej przekazując na ten cel prawie 35 miliardów dolarów rocznie. Słowa Joego Bidena można natomiast odebrać, jako częściowe wyparcie tych faktów i niesprawiedliwe oskarżenie, jakoby pod rządami prezydenta Trumpa, kraj Wuja Sama zapomniał o swojej dotychczasowej misji i odpowiedzialności za świat. To szczególnie krzywdzące biorąc pod uwagę osiągnięcia poprzedniej administracji – zarówno w kwestii historycznych porozumień pokojowych na Bliskim Wschodzie, jak również powstrzymywania groźnej dla Zachodu polityki Federacji Rosyjskiej oraz komunistycznych Chin. W trakcie swojej pierwszej, mocno spóźnionej konferencji prasowej, prezydent Joe Biden kontynuował fałszywe oskarżenia pod adresem Donalda Trumpa w kwestii pomocy humanitarnej. Zarzucał mu m.in. radykalne obcinanie funduszy pomocowych dla krajów Ameryki Łacińskiej. Była to narracja mająca obarczyć Trumpa winą za obecny kryzys na południowej granicy USA. Tu zresztą dostrzega się kolejny przykład hipokryzji Bidena. W trakcie kampanii mówił o potrzebie transparentności, a obecnie pozbawia dziennikarzy dostępu do ośrodków dla uchodźców. Dlaczego? Nie chce, aby Amerykanie zorientowali się, jak bardzo jego administracja nie radzi sobie z trwającym kryzysem związanym z nielegalną imigracją. Biden zadbał także o niewygodne pytania – na jego konferencji prasowej nie dopuszczono do mikrofonu ani jednego prawicowego dziennikarza. Gdzie tu ta obiecana transparentność?

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Reklama

Zastanawia, jak prezydent Biden chce budować narodowe pojednanie, w sytuacji, gdy nie potrafi dostrzec sukcesów swojego poprzednika, Amerykę pod jego rządami przedstawiając zaś, jako kraj, który przestał czynić dobro dla świata? Joe Biden może zgrywać sympatycznego, starszego pana z klasą, który dyplomatycznie waży słowa, utrzymując wizerunek stonowanego inteligenta. Może nas mamić opowieściami o pragnieniu zjednoczenia Amerykanów, zbudowaniu narodowego pojednania. Tymczasem, jest to stary polityczny wyjadacz, który na międzypartyjnych kongresowych rozgrywkach zjadł zęby i doskonale wie, jak cynicznie rozgrywać swoich przeciwników. Jak można mówić o pojednaniu w sytuacji, gdy swojego poprzednika, cieszącego się ogromnym poparciem na amerykańskiej prawicy, pozbawia się dostępu do raportów służb wywiadowczych, który przysługuje wszystkim byłym prezydentom?

„Uważam jednak, że nie ma potrzeby, by [Donald Trump] miał dostęp do informacji służb wywiadowczych. Jaką wartość ma przekazywanie mu tego typu danych? Jaki on ma w ogóle wpływ, poza tym, że mógłby przez przypadek coś ujawnić?” – stwierdził w telewizyjnym wywiadzie na antenie „CBS News”, prezydent Joe Biden. Odmawianie pewnej fundamentalnej godności i powagi swojemu poprzednikowi, to zachowanie dalece nieamerykańskie, mające niewiele wspólnego z misją zasypywania podziałów i budowania ponadpartyjnych mostów. Okazując tak silną pogardę dla Trumpa, traktując go niepoważnie, Biden świadomie lekceważy także lwią część konserwatywnego elektoratu Ameryki. Takie działanie znajduje swoje odzwierciedlenie w badaniach amerykańskiej opinii publicznej. Według sondażu Ipsos dla telewizji „ABC News” jedynie 22 proc. obywateli widzi duże szanse na to, że Bidenowi uda się zjednoczyć kraj, jednocześnie ponad 80 proc. Republikanów ocenia go negatywnie.

Reklama

Katolik hipokryta?

Joe Biden, 46. prezydent Stanów Zjednoczonych, to dopiero drugi po Johnie F. Kennedym amerykański prezydent wyznania rzymskokatolickiego. Znany jest z tego, że w swojej wieloletniej karierze politycznej często odnosi się do wyznawanej przez siebie wiary katolickiej oraz wartości z niej wynikających. Podkreśla, że katolicyzm pomagał mu w najtrudniejszych momentach jego życia – kiedy w 1972 roku w wypadku samochodowym stracił żonę wraz z córeczką oraz gdy w 2015 roku na raka mózgu zmarł jego syn Beau.

Za oceanem wielu Katolików wytyka jednak Bidenowi hipokryzję również i na tym polu, nazywając prezydenta USA „katolikiem jedynie z nazwy”. Zarzuty dotyczą m.in. wspierania przez niego liberalnego prawa aborcyjnego. Chociaż w przeszłości Joe Biden popierał szereg propozycji legislacyjnych, których celem była większa ochrona życia poczętego, w ostatnich latach znacznie zliberalizował swoje poglądy. Jeszcze w 2006 roku miał stwierdzić, że aborcja nie jest kwestią „czyjegoś wyboru czy prawa”, a zawsze jest „po prostu tragedią”. W roku 1973, kiedy Sąd Najwyższy USA zalegalizował aborcję w skali całego kraju, Biden się temu sprzeciwiał. W późniejszych latach popierał nawet przegłosowanie specjalnej poprawki konstytucyjnej, która pozwalałaby poszczególnym stanom de facto nie uznawać tego wyroku.

Kiedy objął urząd prezydenta USA, w jednym ze swoich pierwszych dekretów, Joe Biden cofną wprowadzone przez Donalda Trumpa przepisy antyaborcyjne.

Podziel się cytatem

Reklama

Chodzi o zakaz finansowania ze środków federalnych międzynarodowych organizacji non-profit, które przeprowadzają i promują aborcję. Administracja Trumpa wprowadziła go w 2017 roku, realizując zapowiedzianą przez siebie politykę ochrony życia poczętego. Sam Donald Trump był także pierwszym w historii USA prezydentem, który osobiście przemawiał podczas Marszu dla Życia. To on także nominował do Sądu Najwyższego 3 konserwatywnych sędziów, którzy będą najprawdopodobniej orzekać przeciwko liberalnemu prawu aborcyjnemu, kierując się przekonaniem, że konstytucja USA chroni również życie poczęte. Na jesieni zeszłego roku Joe Biden zapowiedział jednak, że jeżeli Sąd Najwyższy zmieniłby swoje orzecznictwo ws. aborcji i obalił wyrok z 1973 roku, otwierając tym samym drogę do wprowadzenia przepisów chroniących życie poczęte, wówczas postara się uczynić z aborcji prawo federalne. Hipokryzja Bidena związana z instytucją Sądu Najwyższego jest jeszcze większa. W latach 80-tych polityk twierdził, że poszerzanie jego składu „byłoby głupotą”, teraz jednak odpowiadając na wezwania skrajnej lewicy, Biden powołał specjalną komisję, która ma przeanalizować właśnie taką możliwość. Demokraci upatrują w takim działaniu szansy na zniwelowanie konserwatywnej przewagi w Sądzie Najwyższym. Zdaniem republikanów, byłaby to jednak próba rozmontowywania amerykańskiego systemu i pozbawienia najważniejszego sądu w USA kluczowej dla jego pracy niezależności. Dzisiaj gwarantuje ją stały skład sądu oraz dożywotnia kadencyjność sędziów.

Reklama

Eksponowanie swojego katolicyzmu w przypadku Joego Bidena może wynikać z chłodnej politycznej kalkulacji. W Ameryce rośnie społeczność Latynosów, którzy zyskują miano ważnej grupy elektoratu mogącej decydować o ostatecznym wyniku wyborów. Większość głosuje na lewicę, choć wielu z nich ma konserwatywne, katolickie poglądy i wcale nie należy do twardego elektoratu partii demokratycznej. Dość łatwo mogą zatem zwrócić się w kierunku pro-chrześcijańskich republikanów. Zdaniem krytyków, Biden lansując się na katolika próbował zjednać sobie wyborców pochodzących z Meksyku oraz krajów Ameryki Południowej.

Podziel się cytatem

Reklama

Biden a Polska

Reklama

Obecny prezydent USA na etapie kampanii wyborczej dużo mówił o wzmacnianiu sojuszy i przywracaniu amerykańskiego przywództwa w świecie. Do tej pory nie znalazł jednak czasu (lub chęci), aby wykonać telefon do jednego z najbliższych sojuszników Stanów Zjednoczonych w Europie – prezydenta Rzeczpospolitej. Biden był także tym politykiem, który w latach 90-tych niechętnie patrzył na członkostwo Polski w NATO. Jest to kolejny przykład bidenowskiej hipokryzji. Działacze polonijni w Stanach Zjednoczonych, z którymi w ostatnim czasie przeprowadzałem wywiady, podkreślali, że Polacy przyzwyczajeni do propolskiej agendy prezydenta Trumpa, bardzo się rozczarują, prezydenturą Bidena. Kluczowe dla naszej racji stanu są m.in. kontynuowanie współpracy wojskowej, która za poprzedniej administracji USA rozwijała się najlepiej w historii naszych bilateralnych relacji oraz utrzymanie strategii Waszyngtonu polegającej na torpedowaniu niemiecko-rosyjskiego projektu budowy rurociągu gazowego po dnie Bałtyku tzw. „Nord Stream II”. Obecnie jest on bliski ukończenia. Chociaż amerykańskie sankcje przeciwko firmom realizującym to przedsięwzięcie cieszą się ponadpartyjnym poparciem w Kongresie, a sam Biden ogłosił ich kontynuowanie, nasza czujność nie powinna zostać uśpiona. Niedawno prasa informowała o rozmowach przedstawicieli departamentu stanu USA z niemieckimi oficjelami. Strona amerykańska miała wówczas zasygnalizować Berlinowi gotowość do zniesienia sankcji, gdyby rząd Angeli Merkel zagwarantował Ameryce, że rurociąg gazowy nie będzie stanowił zagrożenia dla bezpieczeństwa i niezależności energetycznej Europy. Ponadto, część ekspertów ostrzega, że zapowiedziana przez Bidena kontynuacja polityki sprzeciwu wobec Nord Stream II oraz utrzymanie sankcji mogą być tylko symbolicznym i pozornym sprzeciwem, a sam Biden nie zrobi wystarczająco dużo, by realnie zatrzymać budowę rurociągu.

Chociaż słowa mają znaczenie, niepoparte czynami będą jedynie pustą zbitką wyrazów, przejawem hipokryzji i zakłamania. W Ewangelii wg. Świętego Mateusza czytamy: „po owocach ich poznacie”…Zatem czekamy i poznajemy. Pierwszy większy sprawdzian dla administracji Joego Bidena już niebawem – to ocena po tzw. „pierwszych 100 dniach urzędowania”.

2021-04-13 08:21

Ocena: +4 -1

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Franciszek: cnoty teologalne pozwalają nam działać jako dzieci Boże

2024-04-24 10:07

[ TEMATY ]

papież

papież Franciszek

PAP/EPA/GIUSEPPE LAMI

O znaczeniu cnót teologalnych: wiary, nadziei i miłości w życiu moralnym chrześcijanina mówił dziś Ojciec Święty podczas audiencji ogólnej. Zaznaczył, że pozwalają nam one działać jako dzieci Boże.

Na wstępie papież przypomniał, że każdy człowiek jest zdolny do poszukiwania dobra, jednakże chrześcijanin otrzymuje szczególną pomoc Ducha Świętego, jaką są wspomniane cnoty teologalne. Cytując Katechizm Kościoła Katolickiego Franciszek podkreślił, że „są one wszczepione przez Boga w dusze wiernych, by uzdolnić ich do działania jako dzieci Boże i do zasługiwania na życie wieczne” (n. 1813).Dodał, iż wielkim darem cnót teologalnych jest egzystencja przeżywana w Duchu Świętym. Są one wielkim antidotum na samowystarczalność i zarozumiałość, czy pokusę wywyższania samych siebie, obracania się wokół swego „ja”.

CZYTAJ DALEJ

Marcin Zieliński: Znam Kościół, który żyje

2024-04-24 07:11

[ TEMATY ]

książka

Marcin Zieliński

Materiał promocyjny

Marcin Zieliński to jeden z liderów grup charyzmatycznych w Polsce. Jego spotkania modlitewne gromadzą dziesiątki tysięcy osób. W rozmowie z Renatą Czerwicką Zieliński dzieli się wizją żywego Kościoła, w którym ważną rolę odgrywają świeccy. Opowiada o młodych ludziach, którzy są gotyowi do działania.

Renata Czerwicka: Dlaczego tak mocno skupiłeś się na modlitwie o uzdrowienie? Nie ma ważniejszych tematów w Kościele?

Marcin Zieliński: Jeśli mam głosić Pana Jezusa, który, jak czytam w Piśmie Świętym, jest taki sam wczoraj i dzisiaj, i zawsze, to muszę Go naśladować. Bo pojawia się pytanie, czemu ludzie szli za Jezusem. I jest prosta odpowiedź w Ewangelii, dwuskładnikowa, że szli za Nim, żeby, po pierwsze, słuchać słowa, bo mówił tak, że dotykało to ludzkich serc i przemieniało ich życie. Mówił tak, że rzeczy się działy, i jestem pewien, że ludzie wracali zupełnie odmienieni nauczaniem Jezusa. A po drugie, chodzili za Nim, żeby znaleźć uzdrowienie z chorób. Więc kiedy myślę dzisiaj o głoszeniu Ewangelii, te dwa czynniki muszą iść w parze.

Wielu ewangelizatorów w ogóle się tym nie zajmuje.

To prawda.

A Zieliński się uparł.

Uparł się, bo przeczytał Ewangelię i w nią wierzy. I uważa, że gdyby się na tym nie skupiał, to by nie był posłuszny Ewangelii. Jezus powiedział, że nie tylko On będzie działał cuda, ale że większe znaki będą czynić ci, którzy pójdą za Nim. Powiedział: „Idźcie i głoście Ewangelię”. I nigdy na tym nie skończył. Wielu kaznodziejów na tym kończy, na „głoście, nauczajcie”, ale Jezus zawsze, kiedy posyłał, mówił: „Róbcie to z mocą”. I w każdej z tych obietnic dodawał: „Uzdrawiajcie chorych, wskrzeszajcie umarłych, oczyszczajcie trędowatych” (por. Mt 10, 7–8). Zawsze to mówił.

Przecież inni czytali tę samą Ewangelię, skąd taka różnica w punktach skupienia?

To trzeba innych spytać. Ja jestem bardzo prosty. Mnie nie trzeba było jakiejś wielkiej teologii. Kiedy miałem piętnaście lat i po swoim nawróceniu przeczytałem Ewangelię, od razu stwierdziłem, że skoro Jezus tak powiedział, to trzeba za tym iść. Wiedziałem, że należy to robić, bo przecież przeczytałem o tym w Biblii. No i robiłem. Zacząłem się modlić za chorych, bez efektu na początku, ale po paru latach, po którejś swojej tysięcznej modlitwie nad kimś, kiedy położyłem na kogoś ręce, bo Pan Jezus mówi, żebyśmy kładli ręce na chorych w Jego imię, a oni odzyskają zdrowie, zobaczyłem, jak Pan Bóg uzdrowił w szkole panią woźną z jej problemów z kręgosłupem.

Wiem, że wiele razy o tym mówiłeś, ale opowiedz, jak to było, kiedy pierwszy raz po tylu latach w końcu zobaczyłeś owoce swojego działania.

To było frustrujące chodzić po ulicach i zaczepiać ludzi, zwłaszcza gdy się jest nieśmiałym chłopakiem, bo taki byłem. Wystąpienia publiczne to była najbardziej znienawidzona rzecz w moim życiu. Nie występowałem w szkole, nawet w teatrzykach, mimo że wszyscy występowali. Po tamtym spotkaniu z Panem Jezusem, tym pierwszym prawdziwym, miałem pragnienie, aby wszyscy tego doświadczyli. I otrzymałem odwagę, która nie była moją własną. Przeczytałem w Ewangelii o tym, że mamy głosić i uzdrawiać, więc zacząłem modlić się za chorych wszędzie, gdzie akurat byłem. To nie było tak, że ktoś mnie dokądś zapraszał, bo niby dokąd miał mnie ktoś zaprosić.

Na początku pewnie nikt nie wiedział, że jakiś chłopak chodzi po mieście i modli się za chorych…

Do tego dzieciak. Chodziłem więc po szpitalach i modliłem się, czasami na zakupach, kiedy widziałem, że ktoś kuleje, zaczepiałem go i mówiłem, że wierzę, że Pan Jezus może go uzdrowić, i pytałem, czy mogę się za niego pomodlić. Wiele osób mówiło mi, że to było niesamowite, iż mając te naście lat, robiłem to przez cztery czy nawet pięć lat bez efektu i mimo wszystko nie odpuszczałem. Też mi się dziś wydaje, że to jest dość niezwykłe, ale dla mnie to dowód, że to nie mogło wychodzić tylko ode mnie. Gdyby było ode mnie, dawno bym to zostawił.

FRAGMENT KSIĄŻKI "Znam Kościół, który żyje". CAŁOŚĆ DO KUPIENIA W NASZEJ KSIĘGARNI!

CZYTAJ DALEJ

Ghana: nie ma kościoła, w którym nie byłoby obrazu Bożego Miłosierdzia

2024-04-24 13:21

[ TEMATY ]

Ghana

Boże Miłosierdzie

Karol Porwich/Niedziela

Jan Paweł II odbył pielgrzymkę do Ghany, jako pierwszą na Czarny Ląd, do tej pory ludzie wspominają tę wizytę - mówi w rozmowie z Radiem Watykańskim - Vatican News abp Henryk Jagodziński. Hierarcha został 16 kwietnia mianowany przez Papieża Franciszka nuncjuszem apostolskim w Republice Południowej Afryki i Lesotho. Dotychczas był papieskim przedstawicielem w Ghanie.

Arcybiskup Jagodziński opowiedział Radiu Watykańskiemu - Vatican News o niezwykłej wierze Ghańczyków. „Sesja parlamentu zaczyna się modlitwą, w parlamencie organizowany jest też wieczór kolęd, na który przychodzą też muzułmanie. Tutaj to się nazywa wieczorem siedmiu czytań i siedmiu pieśni bożonarodzeniowych" - relacjonuje. Hierarcha zaznacza, że mieszkańców tego kraju cechuje wielka radość wiary. „Ghańczycy we wszystkim, co robią, są religijni, to jest coś naturalnego, Bóg jest obecny w ich życiu we wszystkich jego aspektach. Ghana jest oczywiście państwem świeckim, ale to jest coś naturalnego i myślę, że moglibyśmy się od nich uczyć takiego entuzjazmu w przyjęciu Ewangelii, ale także tolerancji, ponieważ obecność Boga jest dopuszczalna i pożądana przez wszystkich" - wskazał.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję