We wrześniu br., po terrorystycznych atakach na centrum Nowego Jorku i na siedzibę Pentagonu w Waszyngtonie George W. Bush oznajmił światu, że rozpoczęła się pierwsza wojna trzeciego tysiąclecia. Już po raz kolejny w historii nad światem zawisło widmo światowego konfliktu. Jaki chrześcijanie mają stosunek do wojny? Przykazanie Boże mówi: "Nie zabijaj!", a Chrystus, mesjański "Książę Pokoju", głosi: "Błogosławieni, którzy wprowadzają pokój" oraz "Miłujcie waszych nieprzyjaciół i módlcie się za tych, którzy was prześladują; tak będziecie synami Ojca waszego, który jest w niebie". Nie oznacza to jednak, że Kościół, który wzywa wszystkich do modlitwy i do pracy na rzecz pokoju, potępia każde działanie z użyciem siły militarnej. O stanowisku Kościoła wobec wojny i konfliktów zbrojnych rozmawiam z George´em Weiglem, amerykańskim filozofem i teologiem, specjalistą od etyki polityki i ekonomii, który jest znany w Polsce przede wszystkim jako autor biografii Jana Pawła II pt. "Świadek nadziei". W. R.
WŁODZIMIERZ RĘDZIOCH: - Jak wygląda nauka Kościoła na temat wojny? Czy można usprawiedliwiać konflikty zbrojne? Jakie są ograniczenia podczas tzw. wojny sprawiedliwej?
GEORGE WEIGEL: - W dzisiejszych czasach Kościół pozostaje
wierny teorii "wojny sprawiedliwej", która jest normą oceny stosunków
międzynarodowych. Dlatego też warto na samym początku wytłumaczyć,
czym jest, a czym nie jest tradycja "wojny sprawiedliwej". Teoria "
wojny sprawiedliwej" nie jest jakąś ścisłą, matematyczną regułą,
która daje gotowe odpowiedzi w każdej sytuacji. Jest raczej etyczną
kalkulacją, w której bierze się pod uwagę argumenty moralne i rygorystyczną
analizę empiryczną, a jej rezultaty służą władzom publicznym, na
których spoczywa obowiązek podejmowania decyzji. Moralne kryteria,
które wynikają z teorii "wojny sprawiedliwej", mają zagwarantować,
aby ograniczone i proporcjonalne do potrzeb użycie siły militarnej
służyło zaprowadzeniu sprawiedliwości, porządku i wolności w stosunkach
międzynarodowych. Chociaż Kościół opowiada się za rozwiązywaniem
konfliktów międzynarodowych na drodze negocjacji i posługując się
prawem międzynarodowym, w praktyce jednak w pewnych sytuacjach jest
to niemożliwe. Według św. Augustyna, pojęcie "wojny sprawiedliwej"
opiera się na założeniu - lub raczej na klasycznej zasadzie moralnej
- że prawowicie ukonstytuowane władze publiczne mają moralne prawo,
by dochodzić sprawiedliwości. Dlatego św. Tomasz z Akwinu rozważa
teorię "wojny sprawiedliwej" w szerszym kontekście, tzn. wychodząc
od pojęcia miłosierdzia (caritas), a wybitny teolog protestancki
Paul Ramsey utrzymuje, że tradycja "wojny sprawiedliwej" jest próbą
wprowadzenia w życie społeczne przykazania "miłości bliźniego". W
dzisiejszym kontekście międzynarodowym "sprawiedliwość" obejmuje
także obronę wolności - szczególnie wolności religijnej - i obronę
podstawowego porządku w stosunkach międzynarodowych.
Z założenia, że władze państwowe mają moralny obowiązek
zapewnienia sprawiedliwości, wynikają kryteria moralne związane z
tradycją "wojny sprawiedliwej" - które naukowcy określają terminem
łacińskim ius ad bellum ("prawo do wojny") - tzn. zasady, których
należy przestrzegać, podejmując decyzję o wojnie: Czy walczy się
o słuszną sprawę? Czy działania wojenne prowadzone są przez prawowite
władze państwowe? Czy mamy do czynienia ze "słuszną intencją", a
nie z aktami podyktowanymi chęcią odwetu i zemsty? Czy podejmowane
działania są "proporcjonalne"? Czy służą osiągnięciu sprawiedliwego
celu? Czy dobro wynikające z podejmowanych działań zbrojnych jest
większe od zła, które chce się usunąć? Czy podejmowano próby pokojowych
rozwiązań i czy okazały się one niemożliwe do wprowadzenia w życie?
Czy istnieje realna szansa odniesienia sukcesu militarnego?
Gdy zostaną spełnione powyższe kryteria moralne, należy
rozpatrzyć kolejną serię wymagań, które naukowcy określają mianem
ius in bello ("prawo podczas wojny"). Najważniejsze z nich to "proporcjonalność"
do zagrożenia, tzn. użycie jedynie takich środków, które są konieczne
do osiągnięcia sprawiedliwego celu, oraz "selektywność", tzn. odróżnianie
ludzi biorących udział w działaniach wojennych od ludności cywilnej,
która w tych działaniach nie uczestniczy i której należy zapewnić
bezpieczeństwo (dzisiaj używa się także terminu "nietykalność osób
nie biorących udziału w działaniach wojennych").
Po II wojnie światowej, pod moralną presją zagrożenia
związanego z użyciem broni nuklearnej, katolicy kładli nacisk jedynie
na zagadnienie "prawa podczas wojny". To z kolei doprowadziło do
wypaczenia tradycji "wojny sprawiedliwej": dziś w katolickich środowiskach
kościelnych i akademickich często lansuje się opinię, że "tradycja
´wojny sprawiedliwej´ wynika z założenia, że należy sprzeciwiać się
przemocy". A nie jest to prawda ani z punktu widzenia historycznego,
ani teologicznego. James Turner Johnson, najbardziej znany amerykański
specjalista od teorii wojny, stwierdził, że jeżeli tak zredukujemy
kwestię "wojny sprawiedliwej", całą tradycję uzależnimy od przypadkowych
osądów. Ten błąd z kolei wypacza naszą wizję moralną i polityczną,
czego najlepszym przykładem było w latach 80. stanowisko pewnych
katolickich myślicieli amerykańskich, którzy dostrzegali największe
zagrożenie pokoju nie w reżimach komunistycznych, lecz w broni nuklearnej;
historia po 1989 r. ukazała błędność tego stanowiska.
To oczywiste, że w czasie prowadzenia "wojny sprawiedliwej"
trzeba zapewnić nietykalność ludności cywilnej, która nie bierze
udziału w działaniach wojennych. Nie można jednak zaczynać moralnej
analizy od tego kryterium, gdyż prowadziłoby to do zamieszania w
zamyśle teologicznym i nie zapewniłoby właściwych rozwiązań politycznych.
- Jaka akcja zbrojna przeciw terroryzmowi jest, według Pana, moralnie usprawiedliwiona?
- Jestem całkowicie przekonany, że działania zbrojne
przeciw terroryzmowi są w zgodzie z tradycją "wojny sprawiedliwej"
. Tradycja ta opiera się na moralnej prawdzie, że prawowite rządy
mają moralny obowiązek bronić obywateli i zapewnić niezbędny porządek
w polityce światowej. Jestem także przekonany, że ten sam obowiązek
uprawnia prewencyjne akcje zbrojne przeciw terrorystom. Uważam, że
w epoce broni masowego rażenia i rakiet balistycznych nie ma sensu
rozumowanie, według którego należy wstrzymać się z reakcją obronną
aż do momentu, gdy rakieta z głowicą nuklearną, chemiczną czy biologiczną
zostanie wystrzelona przez wroga. Dlatego już sam fakt posiadania
broni masowej zagłady (lub próby jej zakupu czy konstrukcji) przez
niektóre reżimy stwarza realne zagrożenie: działanie zbrojne przeciwko
tego typu zagrożeniu jest nie tylko możliwe, ale staje się wręcz
nakazem moralnym, chodzi bowiem o obronę ludności i porządku na świecie.
Jeżeli terroryści prowadzą działania, które sami uznają
za wojenne, tzn. świadomie stosują masową przemoc dla osiągnięcia
celów politycznych, nie mogą być traktowani jako "ludność cywilna"
w typowym znaczeniu tego słowa. Według mnie, wynika z tego również
następujący wniosek natury moralnej: "mózgi" organizacji terrorystycznych
trzeba także uznać za bojowników, natomiast nie zaliczyłbym do tej
kategorii bankierów zarządzających dobrami terrorystów. W stosunku
do nich należałoby stosować normalne środki do walki z przestępczością.
Powstaje również problem, jak traktować państwa, które
wspierają i dają schronienie organizacjom terrorystycznym. Jeżeli
jakieś państwo zapewnia bezpośrednią pomoc terrorystom, goszcząc
ich na swym terytorium, staje się moralnie odpowiedzialne za działania
terrorystów. Gdy nie przyznaje się ono do współpracy i nie zrywa
z terrorystami, staje się - według mnie - sojusznikiem organizacji
terrorystycznej i stroną w konflikcie. Jeżeli reżim, który "gości"
terrorystów, można przekonać, by zerwał z nimi, sytuacja się zmienia.
W ten sposób będzie można wyjaśnić stosunek do talibów i do reżimów
w Iraku i Syrii. Nikt nie ma wątpliwości, że Syria organizowała grupy
terrorystyczne i wspomagała je. Jednak reżim syryjski nie jest "irracjonalny"
i może zmienić swą politykę pod wpływem zewnętrznej presji i zastraszenia.
Natomiast inaczej mają się sprawy z talibami i z reżimem Saddama
Husajna.
Wydaje mi się także ważne, że równocześnie z atakami
wojskowymi na talibów prowadzona jest akcja pomocy humanitarnej na
rzecz ludności Afganistanu. To nie jest wojna z Afgańczykami, którzy
również są ofiarami talibów.
- Jakie stanowisko w sprawie ostatnich konfliktów międzynarodowych - jak wojna w Zatoce Perskiej, wojna na Bałkanach, interwencja w Afganistanie - zajął Jan Paweł II?
- Papież odgrywa wieloraką rolę w sprawach międzynarodowych.
Jako najwyższy Pasterz Kościoła katolickiego określa zasady moralne,
które należy przestrzegać w działalności politycznej. Jako międzynarodowy
obrońca praw człowieka potępia zabijanie niewinnych ludzi i akty
terroryzmu. Jako jeden z religijnych przywódców świata nieustannie
powtarza, że przekonania religijne nie mogą usprawiedliwiać terroryzmu,
i stara się popierać dialog międzyreligijny, aby wciągnąć religie
w służbę sprawiedliwości, wolności i pokoju. Jako głowa Państwa Watykańskiego
używa dyplomacji Stolicy Apostolskiej do negocjacji i popierania
pokoju. Jako Biskup Rzymu, którego obowiązkiem jest "służba wszystkim
Kościołom", czyni, co może, aby bronić mniejszości chrześcijańskich
prześladowanych w krajach muzułmańskich.
Uznawanie chrześcijańskiej tradycji "wojny sprawiedliwej"
to także zaangażowanie na rzecz pokoju. W odróżnieniu od pacyfizmu
tradycja "wojny sprawiedliwej" uznaje, że w pewnych okolicznościach
proporcjonalne i selektywne użycie sił zbrojnych staje się obowiązkiem
moralnym.
- Dziękuję za rozmowę.
Pomóż w rozwoju naszego portalu