Reklama

Rozmowa o kolędzie

Rozpoczynałem od kolędy ulicznej

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Z ks. prał. Józefem Słomianem - przez 33 lata odwiedzającym swoich parafian po kolędzie - rozmawia ks. Ireneusz Skubiś

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

KS. INF. IRENEUSZ SKUBIŚ: - Księże Prałacie, przez wiele lat, aż do osiągnięcia wieku emerytalnego, odwiedzał Ksiądz swoich parafian po kolędzie. Dzisiaj, z perspektywy lat, ma Ksiądz Prałat z pewnością swoje refleksje dotyczące tej wizyty duszpasterskiej. Jaki jest cel kolędy? Czy również w naszych czasach jest ona potrzebna?

KS. PRAŁ. JÓZEF SŁOMIAN: - Z pewnością kolęda nie jest jakimś przeżytkiem. Ma ona przede wszystkim cel duszpasterski. Kapłani muszą odwiedzać wiernych i wciąż ubogacać ich słowem Bożym, które prowadzi do przemiany wewnętrznej i zjednoczenia z Bogiem. Swoich parafian odwiedzałem przez 33 lata. Były różne czasy, problemy i różni ludzie. Kolęda pomagała mi w zbliżeniu człowieka do człowieka i człowieka do Boga, a jednocześnie sprzyjała tworzeniu nowej wspólnoty duszpasterskiej, której celem było głównie działanie na rzecz budowy kościoła parafialnego.

- Jak wyglądała pierwsza kolęda Księdza Prałata (ponad 30 lat temu), gdy otrzymał Ksiądz nominację na proboszcza parafii, która nie miała ani kościoła, ani placu pod jego budowę?

- Pierwsza kolęda była kolędą uliczną. Wychodziłem na ulice, zatrzymywałem ludzi, którym dobrze z oczu patrzyło, i zawiadamiałem, że mają nową parafię. Na ich zdziwienie odpowiadałem, że jest to parafia św. Wojciecha i że będziemy w przyszłości budować kościół, a teraz czynimy starania w urzędach.
8 września 1969 r. na pierwszą Mszę św., którą odprawiłem w sali przy ul. Kilińskiego 8, na terenie parafii św. Jakuba, przyszła 1 osoba. Na następnej było 7 osób. Później - ponad 20. I tak rosła ta parafialna grupa, nie mająca ani działki pod budowę, ani kościoła, ani sali katechetycznej. Tak powiększała się parafia, która rozpoczęła się od kolędy ulicznej.

- Jak wierni przyjmowali w tamtym czasie Księdza jako ich duszpasterza?

- Ludzie byli wyobcowani, przybyli na nowe osiedle - Tysiąclecia z różnych parafii, również spoza Częstochowy. Zamieszkali tutaj w związku z możliwością pracy w Hucie Bieruta - przede wszystkim w nowej walcowni blach grubych. Najczęściej otrzymywali mieszkania rotacyjne, czyli przejściowe. Trzeba było tych ludzi przygarnąć i jednocześnie przypomnieć im, że pochodzą z rodzin katolickich. Trzeba ich było jak gdyby ożywić w wierze, miłości Boga i miłości bliźniego. To była trudna praca. Niektórzy obojętnie przyjmowali te starania o utworzenie wspólnoty.

- Czy w czasie kolędy udawało się wyjaśniać wiernym, że tworzą nową wspólnotę parafialną, choć nie mają jeszcze żadnego zaplecza?

- Dzięki odwiedzinom kolędowym ta wspólnota rosła i była coraz bardziej świadoma, że jednak kościół jest nieodzowną rzeczywistością życia religijnego i katechetycznego. Parafianie pocieszali mnie i dawali nadzieję, że nie na próżno chodzę po kolędzie. Mieszkańcy osiedla jednoczyli się w większe grupy i coraz częściej rozmawiali na temat budowy kościoła - w domu, na ulicy, w pracy. Podczas kolędy zebraliśmy aż 10 tys. podpisów pod wnioskiem o budowę kościoła, który został przedstawiony w odpowiednim ministerstwie.

- A więc wizyta duszpasterska przyczyniała się do konsolidowania wysiłków związanych z budową kościoła...

- Tak, parafianie odczuwali potrzebę budowy kościoła, a impulsem ożywiającym te starania był wywalczony punkt katechetyczny przy ul. Chłopickiego 35. Władze, korzystając z prawa pierwokupu, odkupiły ten dom, chociaż był już sporządzony akt rejentalny. W związku z tym rodzice przyszli bronić tego obiektu, bo zaczęto go burzyć. Odbiło się to głośnym echem w całym mieście i z pewnością przyczyniło się do solidarnego wzmożenia starań o budowę własnego kościoła.

- Ksiądz Prałat jest budowniczym pięknego kościoła pw. św. Wojciecha. Jak powstawała ta świątynia?

- To jest cała historia, ogromnie bogata w wydarzenia. Wprawdzie wywalczyliśmy zezwolenie na budowę kościoła, ale powiedziano mi: "Ksiądz wywalczył pozwolenie, ale budował nie będzie! Damy takie warunki, że ksiądz nie ruszy z miejsca!". Już były położone fundamenty, a jeszcze mówiono, że to niemożliwe, by ks. Słomian wybudował kościół na Tysiącleciu.

Gdy zaczęła się budowa kościoła, parafianie zdecydowanie włączali się w konkretne prace. Na wieść, że kopiemy fundamenty, 180 osób zgłosiło się z łopatami do pracy. Był zapał, był entuzjazm, była radość, była nadzieja. Ludzie się modlili, byli już zdecydowani na największe ofiary, by tylko powstał na Tysiącleciu kościół.

- Czy kontakty nawiązane podczas kolędy przyczyniały się do podtrzymywania więzi między proboszczem a parafianami?

- Jak najbardziej. Ludzie mnie bardzo szanowali, cenili, pomagali, pytali o stan prac budowlanych. Gdy pojawiał się problem, chętnie spieszyli z pomocą. Była jakaś nadprzyrodzona jedność wiernych z księdzem proboszczem i księżmi wikariuszami.

- Parafia jest miejscem dialogu między duszpasterzem a wiernymi. Czy dobra rozmowa podczas kolędy może być okazją do późniejszych dyskusji i rozmów w grupach parafialnych, np. w Akcji Katolickiej?

- Dialog wyraża się na kolędzie w formie pytań: Dlaczego Akcja Katolicka? Dlaczego inne ruchy parafialne? Jaki jest ich cel? Czy konieczne jest spotykanie się rodziców dzieci uczęszczających na katechezę z proboszczem czy innymi księżmi? Na te i podobne pytania dawaliśmy odpowiedzi spokojne i rzeczowe. Parafianie wykazywali chęć większego zaangażowania. I tak tworzyła się wspólnota Bożej rodziny, zatroskana o to, by dorze działo się na terenie parafii, by były warunki do właściwego wychowywania młodego pokolenia.

- Czy parafianie dotrzymywali słowa i przychodzili na spotkania do parafii?

Reklama

- Przychodzili nawet wtedy, gdy jeszcze nie było plebanii i spotkania odbywały się w prowizorycznych warunkach: najpierw w sali przy ul. Kilińskiego 8, a potem w salkach katechetycznych przyznanych przez władze - przy ul. gen. Zajączka 13. Gdy powstały pomieszczenia dolnego kościoła, pierwsze kondygnacje plebanii - już byliśmy u siebie.

- Czy udało się Księdzu Prałatowi, jako proboszczowi parafii św. Wojciecha, stworzyć sieć różnych grup parafialnych czy stowarzyszeń?

- Był Różaniec - działało ponad 20 róż, tzw. kół, była Rada Parafialna, była oaza młodzieżowa, która rozśpiewała nam całe Tysiąclecie. Tę oazę prowadziły siostry katechetki i księża wikariusze. Życie religijne wyraźnie się budziło. Do kół różańcowych zapisywali się także mężczyźni, którzy stanowili jakby straż przyboczną parafii i księdza proboszcza. Trochę później powstała Akcja Katolicka.

- Czy obecnie wizyta duszpasterska - zdaniem Księdza Prałata - jest taka sama, jak 20 czy 30 lat temu?

- 30 lat temu podczas wizyty kolędowej zadawano mi bardzo konretne pytania: Czy to możliwe, by ksiądz wybudował kościół? Czy jest możliwe, żebyśmy dostali odpowiednią lokalizację? ... Były one odbiciem istniejących problemów. Dzisiaj wydaje mi się, że wizyta kolędowa jest radośniejsza. Rozmawia się o modlitwie, o przeżywaniu uroczystości Bożego Narodzenia, wspólnie śpiewa się kolędy. Ma ona charakter bardziej spokojny, sięgający wymiaru ducha, serca, kultury chrześcijańskiej.

- Czy wizyta duszpasterska powinna odbywać się w okresie Bożego Narodzenia, czy też - jak sugerują niektórzy duszpasterze - powinna być rozciągnięta nawet na cały rok?

- W okresie Bożego Narodzenia jest dla niej odpowiedni klimat, dzieci się cieszą i wszyscy jakoś bardziej są radośni, a nowo narodzony Pan Jezus nam błogosławi. Spotykamy się w rodzinach świątecznie, są jeszcze babcie, dziadkowie, wujkowie, ciocie i jest jakieś szczególne oczekiwanie na księdza po kolędzie. Choinkę w domach zwykle dotąd się trzyma, dopóki ksiądz nie przyjdzie i nie pobłogosławi mieszkania.
Jeśli chodzi o wizyty duszpasterskie w rodzinach poza okresem Bożego Narodzenia, to z pewnością powinny one mieć miejsce, ponieważ zawsze są pewne problemy do omówienia, głównie z rodzicami. Bp Stefan Bareła posłał mnie kiedyś na 3-letni kurs do Warszawy, który zainicjował Prymas Stefan Wyszyński. Uczono nas tam, że oprócz katechezy dla dzieci winna być także miesięczna, a przynajmniej kwartalna katecheza dla rodziców. Ksiądz bowiem musi mieć kontakt z rodzicami dzieci, które naucza. Zalecano też, by księża odwiedzali rodziców. Dziecko inaczej się uczy, inaczej rozumuje, gdy ksiądz jest w kontakcie z rodzicami. Ksiądz Prymas powiedział też wtedy, że jeżeli katecheza nie ożywia ducha wiary, nie uczy pacierza i nie gromadzi dzieci na Mszy św., to trzeba się zastanowić, czy spełnia ona swoje zadania.

- Czego życzyłby Ksiądz Prałat, do niedawna proboszcz, kapłanom i wiernym, którzy spotykają się podczas wizyty kolędowej?

- Przede wszystkim życzyłbym, by wspólnie stawiali czoła trudnościom i zagrożeniom dnia codziennego, wspierając się i znajdując drogowskaz w słowach naszego Zbawiciela. Życzyłbym, by nie było bezrobotnych. Dziś w każdym domu słyszy się o bezrobotnych. Tak często młode rodziny mogą przetrwać tylko dlatego, że korzystają z rent czy emerytur swoich rodziców.
Wielkim problemem jest zdrowie i leczenie. Nie wystarcza nam pieniędzy na lekarstwa, które są bardzo drogie. Wielu chorych nie ma środków na leczenie, nie stać ich na wykupienie leków. Wiele dzieci jest niedożywionych, anemicznych, odnotowuje się wczesną śmiertelność. Dzisiaj musimy umacniać ludzi, by nie zwątpili, by umieli funkcjonować w tym dramacie życia, który ich dotyka.

- Serdecznie dziękuję za rozmowę.

2003-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Marcin Zieliński: Znam Kościół, który żyje

2024-04-24 07:11

[ TEMATY ]

książka

Marcin Zieliński

Materiał promocyjny

Marcin Zieliński to jeden z liderów grup charyzmatycznych w Polsce. Jego spotkania modlitewne gromadzą dziesiątki tysięcy osób. W rozmowie z Renatą Czerwicką Zieliński dzieli się wizją żywego Kościoła, w którym ważną rolę odgrywają świeccy. Opowiada o młodych ludziach, którzy są gotyowi do działania.

Renata Czerwicka: Dlaczego tak mocno skupiłeś się na modlitwie o uzdrowienie? Nie ma ważniejszych tematów w Kościele?

Marcin Zieliński: Jeśli mam głosić Pana Jezusa, który, jak czytam w Piśmie Świętym, jest taki sam wczoraj i dzisiaj, i zawsze, to muszę Go naśladować. Bo pojawia się pytanie, czemu ludzie szli za Jezusem. I jest prosta odpowiedź w Ewangelii, dwuskładnikowa, że szli za Nim, żeby, po pierwsze, słuchać słowa, bo mówił tak, że dotykało to ludzkich serc i przemieniało ich życie. Mówił tak, że rzeczy się działy, i jestem pewien, że ludzie wracali zupełnie odmienieni nauczaniem Jezusa. A po drugie, chodzili za Nim, żeby znaleźć uzdrowienie z chorób. Więc kiedy myślę dzisiaj o głoszeniu Ewangelii, te dwa czynniki muszą iść w parze.

Wielu ewangelizatorów w ogóle się tym nie zajmuje.

To prawda.

A Zieliński się uparł.

Uparł się, bo przeczytał Ewangelię i w nią wierzy. I uważa, że gdyby się na tym nie skupiał, to by nie był posłuszny Ewangelii. Jezus powiedział, że nie tylko On będzie działał cuda, ale że większe znaki będą czynić ci, którzy pójdą za Nim. Powiedział: „Idźcie i głoście Ewangelię”. I nigdy na tym nie skończył. Wielu kaznodziejów na tym kończy, na „głoście, nauczajcie”, ale Jezus zawsze, kiedy posyłał, mówił: „Róbcie to z mocą”. I w każdej z tych obietnic dodawał: „Uzdrawiajcie chorych, wskrzeszajcie umarłych, oczyszczajcie trędowatych” (por. Mt 10, 7–8). Zawsze to mówił.

Przecież inni czytali tę samą Ewangelię, skąd taka różnica w punktach skupienia?

To trzeba innych spytać. Ja jestem bardzo prosty. Mnie nie trzeba było jakiejś wielkiej teologii. Kiedy miałem piętnaście lat i po swoim nawróceniu przeczytałem Ewangelię, od razu stwierdziłem, że skoro Jezus tak powiedział, to trzeba za tym iść. Wiedziałem, że należy to robić, bo przecież przeczytałem o tym w Biblii. No i robiłem. Zacząłem się modlić za chorych, bez efektu na początku, ale po paru latach, po którejś swojej tysięcznej modlitwie nad kimś, kiedy położyłem na kogoś ręce, bo Pan Jezus mówi, żebyśmy kładli ręce na chorych w Jego imię, a oni odzyskają zdrowie, zobaczyłem, jak Pan Bóg uzdrowił w szkole panią woźną z jej problemów z kręgosłupem.

Wiem, że wiele razy o tym mówiłeś, ale opowiedz, jak to było, kiedy pierwszy raz po tylu latach w końcu zobaczyłeś owoce swojego działania.

To było frustrujące chodzić po ulicach i zaczepiać ludzi, zwłaszcza gdy się jest nieśmiałym chłopakiem, bo taki byłem. Wystąpienia publiczne to była najbardziej znienawidzona rzecz w moim życiu. Nie występowałem w szkole, nawet w teatrzykach, mimo że wszyscy występowali. Po tamtym spotkaniu z Panem Jezusem, tym pierwszym prawdziwym, miałem pragnienie, aby wszyscy tego doświadczyli. I otrzymałem odwagę, która nie była moją własną. Przeczytałem w Ewangelii o tym, że mamy głosić i uzdrawiać, więc zacząłem modlić się za chorych wszędzie, gdzie akurat byłem. To nie było tak, że ktoś mnie dokądś zapraszał, bo niby dokąd miał mnie ktoś zaprosić.

Na początku pewnie nikt nie wiedział, że jakiś chłopak chodzi po mieście i modli się za chorych…

Do tego dzieciak. Chodziłem więc po szpitalach i modliłem się, czasami na zakupach, kiedy widziałem, że ktoś kuleje, zaczepiałem go i mówiłem, że wierzę, że Pan Jezus może go uzdrowić, i pytałem, czy mogę się za niego pomodlić. Wiele osób mówiło mi, że to było niesamowite, iż mając te naście lat, robiłem to przez cztery czy nawet pięć lat bez efektu i mimo wszystko nie odpuszczałem. Też mi się dziś wydaje, że to jest dość niezwykłe, ale dla mnie to dowód, że to nie mogło wychodzić tylko ode mnie. Gdyby było ode mnie, dawno bym to zostawił.

FRAGMENT KSIĄŻKI "Znam Kościół, który żyje". CAŁOŚĆ DO KUPIENIA W NASZEJ KSIĘGARNI!

CZYTAJ DALEJ

W Lublinie rozpoczęło się spotkanie grupy kontaktowej Episkopatów Polski i Niemiec

2024-04-24 17:59

[ TEMATY ]

Konferencja Episkopatu Polski

Konferencja Episkopatu Polski/Facebook

W dniach 23-25 kwietnia br. odbywa się coroczne spotkanie grupy kontaktowej Episkopatów Polski i Niemiec. Gospodarzem spotkania jest w tym roku abp Stanisław Budzik, przewodniczący Zespołu KEP ds. Kontaktów z Konferencją Episkopatu Niemiec.

Głównym tematem spotkania są kwestie dotyczące trwającej wojny w Ukrainie. Drugiego dnia członkowie grupy wysłuchali sprawozdania z wizyty bp. Bertrama Meiera, ordynariusza Augsburga, w Ukrainie, w czasie której odwiedził Kijów i Lwów. Spotkał się również z abp. Światosławem Szewczukiem, zwierzchnikiem Ukraińskiego Kościoła Greckokatolickiego.

CZYTAJ DALEJ

W siedzibie MEN przedstawiono szokujący ranking szkół przyjaznych osobom LGBTQ+

2024-04-24 13:58

[ TEMATY ]

LGBT

PAP/Rafał Guz

„Bednarska" - I społeczne liceum ogólnokształcące im. Maharadży Jam Saheba Digvijay Sinhji w Warszawie zostało najwyżej ocenione w najnowszym rankingu szkół przyjaznych osobom LGBTQ+. Ranking przedstawiła Fundacja "GrowSpace" w siedzibie Ministerstwa Edukacji Narodowej.

Ranking w gmachu MEN został zaprezentowany po raz pierwszy.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję