Dziękuję za artykuł p. Andrzeja Gruszczyńskiego pt. Trudne decyzje, zamieszczony w nr. 16 z 20 kwietnia 2003 r. Sądzę, że łączy nas wspólne spojrzenie i troska o losy niektórych
rodaków, szczególnie pozostających bez pracy i środków do życia. Otóż, w moim życiu wydarzyło się coś takiego. Pracowałam 32 lata w jednym zakładzie, na jednym stanowisku. Kiedy w 1999 r.
rozpoczęto proces restrukturyzacji, oświadczyłam podległym mi pracownicom, że odchodzę z pracy po to, aby one nie zostały zwolnione. Były zaskoczone moim oświadczeniem, zaczęły protestować, że przecież
ja pracuję najdłużej, mam pierwszeństwo pozostania w pracy itd. Wyjaśniłam im, że ja po osiągnięciu 55 lat życia otrzymam emeryturę, a one po roku otrzymywania zasiłku dla bezrobotnych pozostaną
bez środków do życia.
Do 55 lat brakowało mi czterech lat. Nigdy nie miałam takich planów, zamierzałam pracować do emerytury, ale podjęcie takiej decyzji uznałam za właściwe. Miałam świadomość tego, że będę miała
na chleb, a inni nie mają za co wyżywić dzieci. Po odejściu z pracy nie szukałam nowego miejsca zatrudnienia. Wolny czas przeznaczyłam na czytanie książek i prasy religijnej. Obecnie
jestem już na emeryturze, a tymi pieniędzmi dzielę się z innymi. Wspieram liczne zbiórki na rzecz biednych, "Adopcją serca" objęliśmy wraz z mężem 11-letnią sierotę z Rwandy. Mieszkamy
w małym mieszkaniu w blokach, mamy samochód, ale jeżeli potrzeba, to także staramy się, aby służył on potrzebującym. Jesteśmy stałymi czytelnikami Niedzieli, a przeczytane egzemplarze przekazujemy
innym. Pragnę dodać, że odprawę, którą otrzymałam odchodząc z pracy, przekazałam na rzecz kościoła parafialnego, uznałam bowiem, że przepracowanie tylu lat było dla mnie wielkim darem od Boga.
Wasz artykuł umocnił mnie w przekonaniu, że odchodząc z pracy, postąpiłam słusznie, i mam z tego powodu podwójną satysfakcję.
Pomóż w rozwoju naszego portalu