Reklama

Ponad granicami

Wiara, rodzina i sałata z cukrem

Tessa Capponi-Borawska urodziła się w arystokratycznej rodzinie we Florencji. Wychowała się w pałacu nad rzeką Arno. Przyjechała do Polski na początku lat 80. i zamieszkała z mężem w warszawskiej kawalerce. Dzisiaj jest matką pięciorga dzieci. Pracuje na Uniwersytecie Warszawskim na Wydziale Italianistyki. Pisze o włoskiej kuchni - wydała książkę pt. „Moja kuchnia pachnąca bazylią”. Dodatkowo studiuje teologię w jezuickim „Bobolanum”.

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Jan Ośko: - Przyjechała Pani do naszego kraju w czasie smutnych lat stanu wojennego, osiadła tutaj na stałe, założyła rodzinę. To dosyć niezwykłe, aby w tamtych latach Włoszka opuściła swój kraj i przeniosła się nad Wisłę.

Tessa Capponi-Borawska: - Przyjechałam w 1983 r., pamiętam dobrze - było to 24 września; minęło już więc 20 lat. Od tego momentu większość mojego czasu spędziłam w Polsce. Przeżyłam wtedy to, co określa się jako szok kulturowy. Choć zabawne było to, że Polska nie różniła się tak bardzo od Włoch, jak Stany Zjednoczone. Wcześniej mieszkałam w Nowym Jorku. Gdy tutaj przyjechałam, poczułam się jak w domu, mimo że różnice materialne były bardzo duże. Między Europejczykami jest zdecydowanie mniejsza różnica niż między nami a Amerykanami. Nie wiem, jakbym się poczuła, gdybym pojechała do Rosji. To zupełnie inny świat. Ale Polska zawsze należała do Europy. W Polsce bliższa była mi architektura, podobna do tego, co widziałam w Niemczech lub Austrii. Polska była pod tym względem typowym krajem północnej Europy. Bardzo ujęła mnie gościnność i ciepło w ludziach. Jednak życie w Polsce na stałe w latach 80. było szalenie trudne. Wystarczy przypomnieć sobie tamte sklepy mięsne. Nie ulega wątpliwości, że do 1989 r. było bardzo trudno. Były takie chwile, kiedy myślałam, że nie dam rady.

- Kiedyś, gdy w Rzymie pytałem o drogę, zatrzymana przeze mnie Włoszka, dowiedziawszy się, że jestem Polakiem, uradowana zaczęła krzyczeć: „Viva la Polonia! Viva il Papa!”. Bez wątpienia łączy nas Ojciec Święty.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

- Dzięki Papieżowi Włosi zdali sobie sprawę z tego, że istnieje Polska. Niektórzy ze starszego pokolenia pamiętali polskie oddziały armii Andersa. Polska w zbiorowej świadomości Włochów była krajem bardzo dalekim i bardzo zimnym, który zlewał im się z Rosją. Gdy studiowałam na Uniwersytecie we Florencji, po raz pierwszy usłyszałam o Jagiellonach, wcześniej ani w szkole podstawowej, ani w średniej nie było o nich mowy. Koncentrowaliśmy się na historii Europy Zachodniej. Nawet profesor Uniwersytetu Florenckiego przedstawiał Jagiellonów jako dzikusów. Dopiero gdy przyjechałam do Polski, zobaczyłam Wawel i inne zabytki - zorientowałam się, że jest to kultura na światowym poziomie.
Oczywiście, wybór kard. Karola Wojtyły na Papieża oraz rok 1980 - powstanie „Solidarności” - spowodowały przełom. Włosi np. o Węgrzech czy Czechach, mimo że często jeżdżą do Pragi, mimo Unii Europejskiej, nie wiedzą prawie nic. O Polsce wiedzą już znacznie więcej.

- Polaków i Włochów łączy wspólna wiara, choć są różnice w jej przeżywaniu. Gdzie Pani lepiej się odnajduje?

- Lepiej odnajduję się w Polsce. To, co lubię w Polsce, to skupienie podczas nabożeństw. Natomiast we Włoszech można odnieść wrażenie, że to jeden wielki jarmark, ludzie po prostu gadają, zwłaszcza podczas kazań, i to wydaje im się naturalne. Mnie to zawsze przeszkadzało. Teraz tak przyzwyczaiłam się do atmosfery skupienia w Polsce, że gdy jestem we Włoszech, to naprawdę bardzo mi to przeszkadza. Ubolewam jeszcze nad tym, że piękne zabytkowe kościoły we Włoszech to właściwie muzea. Na Msze św. przychodzi do nich garstka ludzi, widać, że w tych pięknych miejscach nie ma prawdziwego życia. Moje dzieci, w tym wypadku, nie lubią spędzać we Włoszech Bożego Narodzenia, gdzie nie ma atmosfery wielkiej uroczystości i poczucia, że wszyscy jesteśmy razem.

Reklama

- Polacy zachowują się dużo poważniej w kościele.

- Należę do warszawskiej parafii św. Andrzeja Boboli, gdzie naprawdę jest inaczej. Bardzo dobrze postrzegam młodzież. W Polsce niemożliwe jest okazywanie nonszalancji, polegającej np. na przystępowaniu do Komunii św. z ręką w kieszeni, lub gapienie się w sufit. Dużą uwagę przywiązuje się do postawy zewnętrznej podczas Mszy św., nie tylko istotne jest, co człowiek czuje w sercu, ale jak okazuje to swoim zachowaniem. Skupienie podczas Mszy św. to bardzo ważne świadectwo. Powiedziałabym, że podczas pobytu we Włoszech, moje życie duchowe jest poddawane poważnej próbie.

- Co dobrego z włoskiego Kościoła można by przenieść do nas?

- To, co bardzo mi się podoba, to zaangażowanie w życie parafii. W mojej rodzinnej parafii we Florencji mój brat jest tzw. economo, należy do rady, która pomaga proboszczowi w zarządzaniu parafią. Pozytywne jest to, że nie traktuje się kościoła jako punktu usługowego, gdzie przychodzi się, bo akurat jest Pierwsza Komunia św. dziecka lub bierzmowanie, ślub czy pogrzeb. Wiele osób rzeczywiście angażuje się w życie wspólnoty, którą stanowi parafia. Ludzie sami wiele robią, np. jeśli chodzi o grupy wzajemnej pomocy - nie oczekują, że duchowni za nich wszystko załatwią.
W Warszawie także są prężne wspólnoty czy ośrodki akademickie, choć sądzę, że jest ich jeszcze zbyt mało.

- Słyszałem, że Włosi spowiadają się z zupełnie innych grzechów niż np. Polacy czy Irlandczycy. We Włoszech istnieje podobno szczególny grzech, który jest rodzajem bluźnierstwa.

- To ważny problem. W kręgu kultury włoskiej jest to najbardziej rozpowszechnione w Toskanii i Veneto, czyli w okolicach Wenecji. Powiem o tym grzechu tak, jak tłumaczę to moim studentom. To bluźnierstwo, które jednocześnie jest rodzajem bardzo bliskiego kontaktu z Bogiem. Nie chcę tego usprawiedliwiać, ale wytłumaczyć, na czym to polega. To kontakt bardzo osobisty, podobnie jak w religii żydowskiej, gdzie rozmawia się, dyskutuje i spiera z Bogiem. Przybiera to w niektórych sytuacjach agresywne formy. Znałam pewnego chłopa żyjącego na wsi, który miał w domu pusty pokój, w którym na ścianie był tylko krucyfiks. Kiedy źle mu poszło, gdy zbiory nie były takie, jak sobie założył, to zamykał się w tym pokoju i wygadywał na Pana Boga. To jest grzech, ale jednocześnie świadczy o osobistym kontakcie z Panem Bogiem.

- Wydaje się, że Pan Bóg jest łaskawy dla Włochów.

- Myślę, że tak jest. Choć tak naprawdę nie istnieje coś takiego jak Włochy. Każdy region ma swoją indywidualność, trudno więc mówić o włoskiej kulturze. Ostatnie tragiczne wydarzenia w Iraku, gdzie zginęło 19 Włochów, w tym 12 karabinierów, pokazały nowe oblicze Włoch. Po raz pierwszy widoczny był w takim stopniu patriotyzm Włochów. To było zupełne zaskoczenie: we wszystkich oknach, na znak solidarności z ofiarami, wywieszono flagi w kolorach narodowych. Nie była to jedynie demonstracja polityczna. Od bardzo dawna nie widziałam na ulicach tylu ludzi z różańcami w rękach, którzy publicznie modlili się za żołnierzy włoskich w Iraku.

- Poza wspólną wiarą Polacy i Włosi uchodzą za narody bardzo ceniące rodzinę.

- Jest tak do pewnego stopnia, postępuje przecież globalizacja zwyczajów, sposobów bycia i życia. W dużych miastach w centralnych i północnych Włoszech następuje rozkład rodziny, natomiast na południu utrzymuje się rodzinny model życia. Rodziny są wielopokoleniowe i mieszkają razem. To prawda, że Włosi cenią rodzinę, lubią być razem, zwłaszcza podczas świąt. Rodzina stanowi dużą wartość, widać to nawet w sondażach. Bardzo podobają mi się w Polsce głęboko zakorzenione rodzinne zjazdy, na których snuje się opowieści z przeszłości. W mojej włoskiej rodzinie cała historia rodzinna jest spisana mniej więcej od XIII wieku. W Polsce przez te wszystkie zawieruchy zostało bardzo mało dokumentów, w związku z tym istotne jest przekazywanie tego, co się pamięta. To wielki dar, jaki można ofiarować dzieciom.

- Rodzina włoska to miejsce, gdzie wspólnie zarabia się pieniądze - jest tam niezwykle dużo rodzinnych przedsiębiorstw, a rodzina polska to miejsce, gdzie pieniądze się wydaje...

- Można tak powiedzieć. Myślę, że wielką siłą włoskiej gospodarki są przedsiębiorstwa rodzinne. Niewątpliwie impresa familiare ma olbrzymi wpływ na ekonomię włoską. Lombardia, należąca do najbogatszych regionów w Europie, opiera się wyłącznie na małych i średnich przedsiębiorstwach rodzinnych. Wielkie fortuny, nawet ostatnich lat, np. w świecie mody, powstały w rodzinach i są przez nie prowadzone. Oczywiście, zdarzają się indywidualności, jak Armani. Ale takie firmy, jak Gucci, Ferragamo, Benetton, Fendi - to nazwiska rodzin prowadzących te przedsiębiorstwa. Także choćby FIAT czy Pirelli prowadzone są przez rodziny.

- Tradycyjne polskie danie: schabowy z ziemniakami i kapustą - przybyło do Polski wraz z królową Boną z Apulli.

- O tym nie wiedziałam, ale na pewno wtedy przybyła do Polski włoszczyzna. Polska włoszczyzna nazywa się we Włoszech odori, czyli zapachy. Wpływ włoski na polską kuchnię - to wprowadzenie do jadłospisu dużej ilości jarzyn. Przyszło to wraz ze słynną kuchnią włoskiego renesansu. Od tamtej pory podaje się na polski stół kalafiora i surówki. Obecnie we Włoszech nie podaje się np. surowej tartej marchewki czy selera. Pierwszy kulinarny szok w Polsce przeżyłam, gdy zobaczyłam sałatę ze śmietaną i cukrem. Tego nikt we Włoszech nie je.

- Włoska kuchnia kojarzy się z pizzą i spaghetti...

- Ale czy tak naprawdę jest to kuchnia włoska? Prawdziwa kuchnia włoska jest różnorodna i w każdym regionie inna. Np. pod Neapolem makaron gotowany jest tylko w wodzie morskiej, dodam, że w czystej wodzie morskiej; wrzuca się jeszcze do garnka kawałek morskiej skały. Gdy podaje się to danie, w makaronie czuć zapach morza. Jest to skrajnie uboga potrawa biednych rybaków neapolitańskich. Pokazuje, że prawie z niczego, bo z mąki i wody, można przyrządzić smaczną potrawę.

- Dziękuję za rozmowę.

2004-12-31 00:00

Ocena: 0 -1

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Cenzura czy mowa nienawiści?

2024-04-23 12:03

Niedziela Ogólnopolska 17/2024, str. 34-35

[ TEMATY ]

gender

Adobe Stock

Ostra krytyka środowisk homoseksualnych oraz jednoznaczne twierdzenie, że są tylko dwie płcie, już niedługo może się stać przestępstwem zagrożonym karą 3 lat więzienia. Takie zmiany w Kodeksie karnym przygotował resort sprawiedliwości.

Opublikowany na stronie Rządowego Centrum Legislacji projekt zmian Kodeksu karnego ma zapewnić „pełniejszą realizację konstytucyjnego zakazu dyskryminacji ze względu na jakąkolwiek przyczynę, a także realizację międzynarodowych zaleceń w zakresie standardu ochrony przed mową nienawiści i przestępstwami z nienawiści”. „Mowa nienawiści” to specjalnie zaprojektowany termin prawniczy, który jest narzędziem służącym do zakazu krytyki m.in. ze względu na „orientację seksualną” lub „tożsamość płciową”. W ekstremalnych przypadkach za mówienie i pisanie, że aktywny homoseksualizm jest grzechem, albo za podkreślanie, iż istnieją tylko dwie płcie, może grozić nawet do 3 lat więzienia. – Oczywiście, nie stanie się to od razu, bo nie wiadomo, jak zachowają się polskie sądy, ale praktyka wymiaru sprawiedliwości w innych państwach wskazuje, że najpierw jest seria procesów, a później coraz większe ograniczanie wolności słowa – mówi mec. Rafał Dorosiński, który z ramienia Ordo Iuris monitoruje proponowane zmiany w Kodeksie karnym ws. „mowy nienawiści”.

CZYTAJ DALEJ

Mokrsko. Maryja przywitana wierszem

2024-04-25 15:27

[ TEMATY ]

peregrynacja

parafia św. Stanisława BM

Mokrsko

Maciej Orman/Niedziela

Kolejnym etapem peregrynacji kopii obrazu Matki Bożej Częstochowskiej była parafia św. Stanisława Biskupa i Męczennika w Mokrsku.

W imieniu wspólnoty Maryję w kopii jasnogórskiego wizerunku powitał proboszcz ks. Zbigniew Bigaj. Duszpasterz jest poetą, wydał cztery tomiki ze swoimi utworami: „Po życia drogach”; „Aniele, przy mnie stój”; „Po drogach wspomnień” i „Mojej Mamie”. Do Matki Bożej zwrócił się słowami wiersza pt. „Mama”.

CZYTAJ DALEJ

Bp Milewski: nie możemy ustawać w głoszeniu Ewangelii

2024-04-25 19:23

[ TEMATY ]

Ewangelia

bp Mirosław Milewski

Karol Porwich/Niedziela

Wielu powie, że głoszenie Ewangelii to niemożliwe zadanie. Trzeba nam jednak ją głosić i się nie zniechęcać, choć przeszkód i problemów tak dużo - uważał bp Mirosław Milewski w Nasielsku w diecezji płockiej, w święto św. Marka Ewangelisty. Zachęcił także wiernych, aby „pozostawali wierni sobie i wierni Bogu”.

W święto św. Marka Ewangelisty, ucznia Pana Jezusa, towarzysza św. Piotra i św. Pawła, apostoła - misjonarza, bp Milewski stwierdził, że dzięki jego Ewangelii poznajemy czyny miłości Boga wobec ludzkości. Naoczny świadek życia Jezusa swoją księgę zaadresował do ludzi do środowiska chrześcijan, którzy nie urodzili się Żydami. Symbolem ewangelisty stał się skrzydlaty lew, zwierzę symbolizujące potęgę i działanie, moc i odwagę, siłę ducha.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję