Szanowna Redakcja „Niedzieli”. W Waszym tygodniku w kwietniu 2003 r. był wydrukowany mój anons nr 1233. Jestem za to bardzo wdzięczna! Dziękuję za to,
co dosłali mnie listy tych, kto chciał ze mną korespondować.
Ja wiem, że robić dużo błędów, bo język polski niegdzie nie uczyła. Co umiem - do tego doszła sama. Przepraszam za błędy.
Mnie dosłali 22 lista. Byli różne - nieciekawe, głupie, nawet zrobione na ksero - na te listy ja nie odpowiedziała. I byli listy od ludzi, które stali dla mnie miłymi przyjaciółmi.
We wrześniu ja nawet była w Warszawie u Pana Henryka i jego siostry, Teresy. Jakie to cudowne ludzi! Oni bardzo chcieli, żeby ja jak najwięcej zobaczyła w Polsce.
Pan Henryk ma 82 lata, ale my podróżowali - Olsztyn, Malbork, Gdańsk, Sopot. On tyle wszystkiego zna! Za wszystko swoje życie ja nie miała tygodnia ciekawszego. My nawet byli w obozie
koncentracyjnym Stutthof, gdzie Pan Henryk był w czas wojny. Moc wrażeń!
Mnie zostaje tylko modlić się do Pana Boga, żeby Pan Henryk był zdrowy i mocny - do wiosny ja zrobię wizę i przyjadę do Polski znowu. Wtedy my pojedziemy w gości
do wszystkich moich nowych przyjaciółek - do Ani, Marii, Moniki, Elżbiety, do Ludwiki z Alina, do Danuty.
To moje szczęście utrzymywania stosunków - dzięki redakcji „Niedzieli”. Serdecznie Wam dziękuję! Jeszcze raz przepraszam za błędy.
Nina
To Pani jest cudowna, Pani Nino! I cudowni są wszyscy Pani Przyjaciele! A co do błędów, to daj, Panie Boże, aby nasi kochani Czytelnicy pisali jak Pani - tak pięknie kaligraficznie,
bez błędów ortograficznych, na porządnym kawałku białego papieru. A że pisze Pani tak, jak wymawia? To przecież nie błąd. Specjalnie zachowałam Pani wymowę, która i w piśmie
ma jakąś piękną śpiewność i potoczystość, tak charakterystyczną dla wschodnich Słowian.
Jakże cieszą te delikatne niteczki, które za naszym pośrednictwem zaczynają łączyć ludzi. Te ślady polskości tam, gdzieś daleko, zachowane po dziś dzień, mogą znów zacząć odżywać dzięki
m.in. naszym Czytelnikom, którzy otwierają serca i domy przed rodakami - rodakami z innymi paszportami, ale z sercami polskimi. Tym ludziom należy się coś więcej
niż tylko „wizyta w kraju”. Tutaj był ich dom, i jest nadal.
Obserwujemy obecnie, jak my sami staliśmy się „Zachodem” dla „Wschodu”, pracuje u nas „na czarno” wiele osób z Ukrainy, Białorusi czy Rosji.
Są teraz u nas w takiej sytuacji, w jakiej do niedawna my byliśmy na Zachodzie. Przyjmujemy to jako oczywistość, bez refleksji, bez wstydu czy poczucia braterstwa z ludźmi
zmuszonymi często do poniżenia.
A może to jest tylko jeszcze jeden element opacznie pojętej „sprawiedliwości dziejowej”?...
Pomóż w rozwoju naszego portalu