Ostatnie wydatki skupiają się wokół wyposażenia pociech na zimowisko oraz wokół słodyczy na długą drogę, bo obóz dzieci z Przymierza Rodzin przy warszawskim kościele Zbawiciela znów odbędzie
się w Kosarzyskach. Gdzież są te Kosarzyska? Trzeba skierować się mocno na południe Polski, na mapie jest to niemal pionowo w dół od Warszawy, na Nowy i Stary Sącz, ku
Piwnicznej i trochę w bok. Na pewno nie jest to jakiś przeludniony kurort, ale wiele tam możliwości uprawiania sportów zimowych, oczywiście, jeśli dopisze śnieg. Bo już bywało, że
najlepsze okazywały się kalosze.
Takie obozy Przymierze organizuje dwa razy do roku - zimą i latem, dając nieco oddechu i umęczonym rodzicom po codziennym kołowrotku pod tytułem: „szkoła -
praca - dom”.
Dzieci w czasie ferii przebywają dużo na świeżym powietrzu, bez telewizji i elektronicznych gier - choć telefony komórkowe, jako dozwolone, też potrafią kusić - pod
opieką młodych wychowawców, którzy wcześniej byli też często zwykłymi uczestnikami takich zimowisk. Telefony komórkowe, z esemesami, są współczesnym odpowiednikiem pocztówek z wakacji.
Bywają tylko jeszcze małe problemy z zasięgiem.
Organizacja obozu jest prosta - obiady wykupione u gospodarzy, a śniadania i kolacje we własnym zakresie. Taka mała szkoła życia i radzenia
sobie. Latem dochodzą namioty dla najstarszych grup, co jest dodatkową atrakcją.
Taki obóz kosztuje nawet o ponad połowę mniej niż inne tego typu organizowane przez różne instytucje, bo tu bezpłatnie dają swój wkład rodzice. Nie ma żadnego biura z urzędnikami,
zaś młoda kadra pracuje za wikt. Oczywiście, wydatki nie ograniczają się do opłat za pobyt, bo dochodzą jeszcze dodatkowe sumy na karnety - wyciągi narciarskie muszą przecież
też na siebie zarobić. No i trochę drobnych do kieszeni - zawsze nieco więcej niż uparcie co roku zalecają organizatorzy. Bo na kieszonkowe składają się datki nie tylko od rodziców, ale
i od rozkochanych w swoich wnukach dziadków. Wspólne zabawy w tym roku będą się obracały wokół tematów związanych z przypowieściami biblijnymi.
Sprzęt narciarski Ksiądz Proboszcz kompletuje od lat, transportowany jest specjalnym samochodem na samo miejsce, z dołączeniem najcięższych dziecięcych bagaży.
I Kasia, i Maciek z pewnością dobiorą dla siebie odpowiednie rozmiary butów i nart. Największa bieda jest z Kubą. Jego noga urosła proporcjonalnie do wzrostu.
I tak przy swoich 183 centymetrach ma rozmiar buta blisko 47, a nikt nie przewidział tak wielkich butów dla dzieci. Co ja mówię! Kuba już jest przecież młodzieńcem i po
raz pierwszy będzie się opiekował młodszymi. Myślę, że po tym doświadczeniu urośnie także duchowo, lepiej będzie rozumiał wychowawców ze swojej szkoły, a może i rodziców.
Pomóż w rozwoju naszego portalu