Z perspektywy kilkuset lat mogę spokojnie odpowiedzieć twierdząco na to pytanie. Doświadczyłam bowiem w swoim życiu prawie wszystkiego. Bardzo dobrze znam jego swoisty smak. Można powiedzieć, że nigdy mnie ono nie rozpieszczało. Żyjąc w Italii na przełomie XIV i XV wieku, byłam właściwie przez nie ciężko doświadczana. Wystarczy wspomnieć nieudane małżeństwo (mąż był despotą i bardzo źle mnie traktował), przedwczesną śmierć małżonka, a potem moich dwóch ukochanych synów, by choć trochę wyobrazić sobie to, co musiałam przeżywać... Po wstąpieniu do Zakonu Augustianek moje życie też nie było łatwe, gdyż jako osoba, która nie umiała pisać ani czytać, nie byłam za dobrze traktowana. Ciężko pracowałam i w pokorze znosiłam obowiązki, jakie na mnie nakładano.
Być może właśnie ta moja całościowa znajomość życia przyczyniła się do tego, że stałam się patronką od spraw trudnych i beznadziejnych. Z pewnością miał na to też wpływ mój życiowy optymizm, który wyniosłam z domu rodzinnego. Pochodzę bowiem z bardzo ubogiej i jednocześnie szczęśliwej rodziny. Byłam jedynaczką. Moi rodzice długo nie mogli mieć dzieci i z wielką radością przyjęli moje narodziny. Stałam się dla nich drogocenną perłą. Może właśnie dlatego dali mi tak pieszczotliwie brzmiące imię. Rita jest bowiem zdrobnieniem od imienia Margherita (Małgorzata), które zarówno z greki, jak i z łaciny oznacza „perłę”. Można więc powiedzieć, że byłam dla nich taką bezcenną perełką. Jestem nią nadal dla ludzi, którzy przyzywają mojego orędownictwa.
Moje doczesne szczątki spoczywają w Cascii w Umbrii. To miejsce szczególne (nieopodal jest Rocca Porena, gdzie się urodziłam). Jest położone prawie w samym centrum Włoch, w przepięknej i cieszącej oczy górskiej okolicy. W tym chwytającym za serce pejzażu znajduje się teraz ogromne sanktuarium. Co roku pielgrzymują do niego setki tysięcy ludzi. Na miarę moich możliwości staram się im pomagać, wypraszając u Boga potrzebne im dary. Co prawda dopiero oficjalnie zatwierdzono mój kult w XVII stuleciu, a w 1900 r. zostałam ogłoszona świętą, to jednak wielką czcią darzono mnie już zaraz po mojej śmierci.
W ikonografii przedstawia się mnie zwykle w stroju zakonnym (czarny habit, biały welon i cierń na czole - symbol stygmatów) z różami lub krucyfiksem w dłoniach.
Cóż... Doświadczyłam w życiu wiele. Dlatego jestem zawsze tak blisko drugiego człowieka. Rozumiem go doskonale, współczuję i niosę mu pomoc. Życzę wszystkim, by na mój wzór odważnie szli przez życie, powierzając je bez reszty wiecznie żyjącemu Panu.
Z wyrazami szacunku - św. Rita z Cascii
Pomóż w rozwoju naszego portalu