Z taką ilością kłamstw i negatywnych skojarzeń na temat historii Kościoła nie mieliśmy do czynienia od czasów najbardziej skrajnej propagandy komunistycznej
W drugiej połowie maja wchodzi na ekrany film Kod da Vinci, zrealizowany w Hollywood na podstawie popularnej powieści Dana Browna. Powieść ta po gigantycznej kampanii promocyjnej i reklamowej, w którą włączyły się nasze media, stała się bestsellerem czytelniczym także w Polsce. Książka Browna napisana została w stylu modnej mieszanki gatunku sensacyjnego oraz fantastyki historycznej i politycznej. Stała się jednym z największych wydarzeń medialnych współczesnej kultury masowej ze względu na użyty w niej język, komunikatywne i zrozumiałe schematy akcji i odniesienia do religijnej symboliki. Można powiedzieć, że komercyjny sukces Kodu da Vinci ma charakter bardziej promocyjny i medialny aniżeli literacki, merytoryczny i artystyczny. Zwolennicy powieści podkreślają, że elementy fikcji literackiej sprawiają, iż akcji nie należy traktować serio. Takie stanowisko maskuje, oczywiście, rzeczywisty charakter książki i jej wymowę, którą można sprowadzić do zdecydowanego ataku na chrześcijaństwo, a szczególnie do podważenia całej tradycji Kościoła katolickiego i prałatury personalnej Opus Dei, stanowiącej część Kościoła. Kultura popularna ma przecież swój system wartości, który w sposób atrakcyjny, inteligentny i skuteczny oddziałuje na czytelników publikacji oraz widzów filmowych i telewizyjnych. Popularne dzieła mogą mieć zatem wpływ pozytywny lub negatywny.
Skrajna propaganda
W przypadku Kodu da Vinci trzeba powiedzieć, że z taką ilością kłamstw i negatywnych skojarzeń na temat historii Kościoła nie mieliśmy do czynienia od czasów najbardziej skrajnej propagandy komunistycznej. Wszystko, oczywiście, zostało podane w atrakcyjnym stylu najbardziej modnych współczesnych tematów medialnych, jak tropienie tajnych spisków, propagowanie alternatywnych dziejów chrześcijaństwa i skrajnego feminizmu. W gruncie rzeczy powieść Browna jest uderzeniem w same podstawy chrześcijaństwa. W Polsce po wielkim sukcesie filmu Pasja Mela Gibsona nieżyczliwe katolicyzmowi media jako swego rodzaju zemstę zaczęły skwapliwie propagować książkę, włączając się w ten sposób do światowej kampanii medialnej. Ukazują się już w prasie artykuły na temat ukończonego filmu, chociaż nikt go jeszcze w Polsce nie widział. W kinach emitowane są zwiastuny, mające za zadanie wzbudzić nastrój oczekiwania. W tego rodzaju kampanii ważne jest nie omawianie treści gotowego dzieła, lecz wywołanie nastroju podniecenia i pewnego rodzaju pożądania.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Reklama
Bluźniercza manipulacja faktami
Ukazało się już wiele publikacji na temat książki Browna, których autorzy prostują manipulacje i kłamstwa tam zawarte. Na uwagę zasługuje Zrozumieć Kod da Vinci Amy Welborn, amerykańskiej autorki wielu książek o tematyce religijnej. Problem polega jednak na tym, że tego typu książki, nawet najmądrzejsze i najbardziej udokumentowane, nie mają szans na dotarcie do masowego czytelnika, zalewanego zręcznym marketingiem i reklamą. Ujawnia się tu olbrzymia dysproporcja środków i możliwości medialnych. Wyłania się zatem trudny problem reakcji na film, zrealizowany wielkim nakładem kosztów przez najlepszych twórców i aktorów Hollywoodu, którego premiera światowa ma odbyć się w maju na festiwalu w Cannes. Ważny jest tu spokój i opanowanie. Nie należy wdawać się w spektakularne protesty, demonstracje i działania, mogące posłużyć do dodatkowej reklamy filmu. Ciekawej wypowiedzi na ten temat udzielił rzecznik Opus Dei w Rzymie Marc Carroggio. W styczniu w wywiadzie dla agencji Zenit powiedział: „W przypadku Kodu da Vinci mnie i wielu chrześcijan razi nieodpowiedzialna, a nawet bluźniercza manipulacja faktami dotyczącymi Jezusa Chrystusa (...). Na negatywnego bohatera wybrany został tu Kościół. Ukazany on został jako banda przestępców od dwóch tysiącleci tuszujących wszelkimi metodami wielkie oszustwo. Obraz ten jest groteskowy, czasami nawet komiczny, zawsze jednak bardzo pejoratywny. U osób niezdolnych do krytycznego myślenia może wywołać odrazę do Kościoła. Dziś, kiedy świat trapiony jest tak licznymi konfliktami, kultura masowa nie może pozwalać sobie na publiczne ośmieszanie jakiejkolwiek religii. Powinna raczej stanowić narzędzie zgody, tolerancji i zrozumienia. Nie można przecież wyciągać prawej ręki na zgodę, a lewą uderzać w policzek”.
Amok nienawiści do chrześcijaństwa
Dodajmy do tej opinii obserwacje z ostatnich miesięcy. Opublikowanie w niskonakładowym piśmie duńskim karykatur Mahometa spowodowało lawinę protestów i demonstracji w świecie islamu, doprowadzając niemalże do kryzysu międzynarodowego. Wiadomo nie od dziś, jak wrażliwe są społeczności żydowskie w Izraelu i w krajach Zachodu na wszelkie przejawy antysemityzmu, co prowadzi do tego, że w Europie i Ameryce nie jest możliwe publiczne wyśmiewanie judaizmu. Natomiast chrześcijaństwo można w mediach i kulturze bezkarnie szkalować na każdym kroku, motywując to potrzebą samorealizacji autorów, prawami człowieka i wolnością wypowiedzi. Propagowanie książki Dana Browna i powstałego na jej podstawie filmu stanowi przejaw owego amoku nienawiści do chrześcijaństwa, który ogarnął wiele środowisk opiniotwórczych Zachodu.
Ciekawa może być odpowiedź na pytanie: Dlaczego Dan Brown w negatywnym świetle ukazał w książce Opus Dei, prałaturę personalną Kościoła? Dlaczego Opus Dei stało się obiektem tak nienawistnych ataków? Odpowiedź jest prosta. Opus Dei to instytucja, która, przy zachowaniu wierności Papieżowi i tradycji Kościoła, stara się wyzwalać u swych członków i współpracowników otwartość na świat oraz aktywność na polu zawodowym i rodzinnym, a więc kształtować człowieka w pełnym wymiarze duchowości i działalności. Uświęcanie pracy człowieka i aktywności zawodowej u katolików może przyczynić się zaś do zmian w wielu dziedzinach życia. Środowiska lewicowe, chcąc zachować monopol na wszystkich polach życia społecznego i kulturalnego, starają się niszczyć wszelką konkurencję. Pamiętajmy o tym przed premierą filmu Kod da Vinci.