Reklama

„Patrzę z pokorą i zawierzeniem na moje dotychczasowe życie”

W obliczu brutalnej prawdy o wykryciu przed rokiem nieuleczalnej choroby i czekającego go wielkiego cierpienia, po przebyciu operacji, świadom zbliżającego się przejścia do Boga - ks. prof. Janusz Nagórny 6 lutego 2005 r. sporządził swój duchowy testament. Jest to dokument - przesłanie, które dla wielu z nas może być wskazaniem, jak żyć, jak realizować nasze powołanie, aby je z radością wypełnić. Ks. prof. Janusz Nagórny odszedł do Pana 17 października 2006 r.

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

W wieku 55 lat patrzę z pokorą i zawierzeniem na moje dotychczasowe życie. Wyznaczała je łaska wiary, którą starałem się zachować. Dziś ponawiam moją wiarę i zawierzenie Bogu Miłosiernemu, na nowo wyznaję wiarę w zbawcze posłannictwo Chrystusa i Jego obecność w życiu Kościoła, jak również w moim życiu. Były takie chwile, kiedy musiałem przebijać się przez trudne doświadczenia, kiedy moja wiara słabła, ale nigdy nie zwątpiłem ani we Wszechmoc Boga, ani w Jego Miłość. Bóg dał mi łaskę, bym światłem rozumu rozjaśniał to, co rozpoznawałem i uznawałem jako tajemnice wiary. Niekiedy ten rozum nie był wystarczająco pokorny, ale starałem się go poskromić. Wyznawałem - i czyniłem to także publicznie - że w takich momentach pragnąłem całkowicie zawierzyć nieomylnemu nauczaniu Kościoła. Uprawianą przeze mnie teologię moralną traktowałem zawsze jako naukę wiary i naukę Kościoła, a jednym z głównych przewodników na tej drodze był dla mnie Jan Paweł II. Jeśli nawet moja wiara jest wciąż ułomna z racji moich słabości i grzechów, to będę czynił wszystko, by do ostatniego tchnienia opierać wszystko na łasce wiary, by z niej czerpać siłę na przejście przez trudną, ale pełną nadziei i zawierzenia granicę śmierci.
Moja wiara, nadzieja i miłość wypełnia się we wspólnocie Kościoła katolickiego, w której otrzymałem szczególny dar - łaskę powołania kapłańskiego. Znaki tego powołania odczytywałem już jako dziecko, jeszcze w szkole podstawowej; był potem czas, kiedy od niego uciekałem. U stóp Matki Bożej Jasnogórskiej w 1967 r. wypowiedziałem moje „fiat” i wstąpiłem do WSD w Lublinie. Kościół uznał moje rozpoznanie powołania kapłańskiego i przechodząc przez poszczególne etapy życia kleryckiego - otrzymałem święcenia kapłańskie 12 czerwca 1973 r. Dziś - po niespełna 32 latach kapłaństwa - ponawiam moje kapłańskie przyrzeczenia, odnawiam w sobie charyzmat kapłaństwa i pragnę potwierdzić - pełen pokory i w poczuciu niegodności - moją kapłańską drogę jako uczestnictwo w jedynym Kapłaństwie samego Chrystusa. Gdybym dziś wybierał na nowo, wybrałbym tę samą drogę, zawsze jednak ze świadomością, że to nie jest jedynie mój wybór: „nie wyście Mnie wybrali, ale Ja was wybrałem”.
Moje życie kapłańskie starałem się i staram się wciąż odczytywać w podwójnej tożsamości: w odniesieniu do Chrystusa i w odniesieniu do Jego Kościoła. Chciałem być wiernym świadkiem Chrystusa, a jeśli niekiedy zawodziłem, to było to znakiem nie złej, lecz słabej woli. Dzisiaj przepraszam tych wszystkich, dla których przez chwile mojej słabości nie byłem do końca czytelnym znakiem Chrystusa. Nade wszystko proszę samego Mistrza, by mi wybaczył wszystko to, co we mnie przesłaniało Jego prawdę, Jego dobroć i Jego miłość. Pragnę tylko wyjaśnić, że kiedy wypowiadałem słowa o różnych wymaganiach Ewangelii, kiedy starałem się otwierać innych na Prawdę, którą jest Chrystus, to zawsze najpierw odnosiłem to do siebie.
Nie zawsze łatwa była dla mnie wiara w Kościół, kiedy patrzyłem na ludzki element w nim; mam zresztą poczucie, że to ludzkie oblicze Kościoła współtworzyłem i swoimi grzechami osłabiałem. Łatwiej mi było znosić to wszystko, czego doznawałem od ludzi na zewnątrz Kościoła, niekiedy jego zadeklarowanych przeciwników (zwłaszcza w czasach komunistycznych). Natomiast znacznie trudniej było mi przyjmować niezrozumienie i krzywdę, jakich doznawałem od swoich. Oświadczam szczerze - w przeświadczeniu, że z tymi słowami stanę przed obliczem Boga - iż oskarżenia pod moim adresem, które pozbawiły mnie możliwości prowadzenia wykładów w WSD w Lublinie w 1985 r., były całkowicie bezpodstawne. Nie napełniłem się wówczas złością ani nienawiścią, nie miałem w sobie odruchu zemsty, ale przez pewien czas - dość długi - nie mogłem się wyzbyć uczucia pogardy wobec tych, którzy brali w tym udział. Przebaczyłem jednak; jeden z nich prosił o wybaczenie przed śmiercią, innemu dane mi było okazywać przez wiele lat koleżeńską życzliwość, choć nigdy o tym nie rozmawialiśmy; z jeszcze innymi drogi się rozeszły. Dziś pragnę z całej głębi serca - a także mocą łaski Bożej, o którą nieustannie proszę - przebaczyć wszystkim, których niesłuszne oskarżenia i pomówienia - także w ostatnich latach - utrudniały mi pełnienie misji kapłańskiej. Pragnę przy tym dodać, że starałem się być otwarty na zdrową krytykę i choć ona bolała i choć nie zawsze od razu była przeze mnie akceptowana, to jednak wielokrotnie pomagała mi zmienić moje życiowe nastawienie.
Pragnę przy tym wyjaśnić, że jestem głęboko przekonany, iż miłość jest owocna tylko w połączeniu z prawdą. Bywałem w związku z tym pryncypialny (niekiedy być może nazbyt). Starałem się uciekać od tak łatwej pokusy obłudy, mówienia grzecznych słów, na które inni czekają, ale też popadałem w drugą skrajność - nazbyt ostrego spojrzenia, bez potrzebnej w wielu przypadkach większej wyrozumiałości i cierpliwości. Z wiekiem łagodniałem, szukałem w ludziach tego, co dobre. Od kilku lat próbuję być kapłanem nadziei, chcę innym dodawać otuchy i odwagi do dobrego życia. Staram się więc konieczne słowa prawdy połączyć z praktyką miłosierdzia.

Reklama

Mówiłem często, powtarzając za kimś, że Kościół jest moją miłością i krzyżem. Dziś wyznaję moją miłość do Kościoła, który Chrystus ukochał, choć jednocześnie boleję nad licznymi słabościami, nad podziałami, które na różne sposoby niszczą Kościół w Polsce. Tę moją miłość do Kościoła pragnąłem prawie od początku mojego życia kapłańskiego wyrazić między innymi w otwarciu na konfraternię kapłańską. Dziś dziękuję wielu kapłanom (także kapłanom zakonnym), najpierw tym starszym ode mnie, także tym, którzy już odeszli do Pana, za wszelkie dobro, jakiego od nich doświadczyłem. Bóg postawił na mej drodze wielu kapłanów dobrych i świętych; to dzięki nim łatwiej mi było najpierw odkrywać powołanie kapłańskie, a potem na nie odpowiadać moim życiem. Dziękuję także kapłanom młodszym, zwłaszcza tym, którzy byli moimi uczniami. Chciałbym, byście wiedzieli, że byłem i jestem ubogacony waszym kapłaństwem, że także od was wiele czerpałem. Z perspektywy pracy uniwersyteckiej łatwiej mi było przeżywać ogromną radość i satysfakcję, kiedy widziałem, jak wielu młodych kapłanów tak pięknie przejmuje sztafetę pokoleń na niwie duszpasterskiej posługi Kościoła, a tym bardziej na drodze naukowej.
To odniesienie do wspólnoty kapłańskiej dane mi jest przeżywać od wielu lat w tym szczególnym środowisku, jakim jest Katolicki Uniwersytet Lubelski. Oczywiście, nie zamykam się tu jedynie do kapłanów, bo przecież moja Uczelnia jest bogata także we wspaniałych ludzi świeckich, tak wśród pracowników naukowych, jak i studentów. Ale przecież nie da się ukryć, że tą węższą i najbliższą sercu jest wspólnota Instytutu (dawniej: Sekcji) Teologii Moralnej, a nieco szerszą - cały Wydział Teologii. Moja droga naukowa jest całkowicie związana z KUL-em, z czego jestem dumny, a zarazem przepełniony wdzięcznością i troską o tę moją Alma Mater. Tu odbywałem studia magisterskie (magisterium - 21 maja 1973 r.); tu odbywałem studia specjalistyczne w latach 1976-79 ze specjalizacji teologiczno-moralnej (ukończone doktoratem 19 marca 1980 r.). Tu rozpocząłem pracę od 1 października 1979 r. i niedawno minęło 25 lat mojego uczestnictwa w życiu Wydziału Teologii. Tu uzyskałem stopień doktora habilitowanego (13 października 1989 r.) i tytuł profesora (w 1998 r.).

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Reklama

Pragnę tu wspomnieć pewne przeżycie, które jest świadectwem mojej więzi z tym niezwykłym Uniwersytetem. Byłem na II roku studiów teologicznych (jako alumn WSD w Lublinie), kiedy uroczysta inauguracja roku była połączona z obchodami 50-lecia KUL-u. Było to na wirydarzu starego gmachu, ze specjalnie wybudowanym podium. Starałem się przecisnąć jak najbliżej, by przyglądać się wspaniałej plejadzie przedstawicieli Episkopatu i Senatu KUL-u. I wtedy pomyślałem sobie (mało skromnie), że chciałbym zostać profesorem tej Uczelni. Tak się po latach stało. Potem przyszła kolejna myśl: może Bóg pozwoli dożyć 100-lecia? Nie chcę być małoduszny, wszystko w rękach Boga, ale moja choroba podpowiada mi, że nie będzie to łatwe. Niech jednak zostanie to moje szczere świadectwo, że KUL jest moją „małą Ojczyzną”, że jest to środowisko, o którego dobro staram się przez moją pracę naukową i dydaktyczną.
Ileż jednak serca, sił duchowych i fizycznych oddałem Instytutowi Teologii Moralnej! A ileż od niego otrzymałem! Tu nie chodzi o instytucję, chodzi o ludzi, o przyjaciół! Dziś wyznaję, że naukowe przyjaźnie, których tu doświadczyłem, przepełniają mnie radością i wdzięcznością. Odnosi się to najpierw do tych, którzy mnie przed laty wprowadzali w świat teologii moralnej - księży profesorów: Władysława Poplatka, Stanisława Witka, Seweryna Rosika oraz mojego mistrza, któremu ogromnie wiele zawdzięczam - Franciszka Greniuka. Ogarniam tą wdzięcznością także tych, którzy obecnie współtworzą Instytut albo też przez jakiś czas wśród nas pracowali. Traktuję to jako szczególny dar Boga, że moi Przyjaciele, którzy obecnie współtworzą Instytut, są wspaniałymi ludźmi nie tylko na płaszczyźnie pracy naukowej i dydaktycznej, ale także w otwarciu na współpracę, w gotowości na budowanie wspólnoty osób. Kieruję tą wspólnotą - z krótkimi przerwami (podczas urlopów naukowych) - od 1992 r. Do wielkiego podziękowania wszystkim moim Współbraciom (nie wyliczam wszystkich, bo „za chwilę” ta lista się zmieni, dojdą - tak chcielibyśmy - nowi ludzie!) pragnę dołączyć słowa przeprosin, że nie zawsze byłem wystarczająco cierpliwy wobec Was w tworzeniu wspólnego dobra. Do tej wspólnoty - w szerszym wymiarze - zaliczam także doktorantów Sekcji i Instytutu, dawnych i obecnych, a w szczególny sposób z wdzięcznością wspominam współpracę z tymi, którzy pod moim kierunkiem uzyskali stopień doktora (do chwili obecnej - 20 osób).

Reklama

Dziękuję Bogu za wielu przyjaciół tak duchownych, jak i świeckich. Otrzymywałem i wciąż otrzymuję od nich niezliczone świadectwa ogromnej życzliwości, duchowego, a niekiedy i materialnego wsparcia. Moje przyjaźnie kapłańskie dawały mi szansę jeszcze głębszego przeżywania kapłańskiego powołania. Dziękuję za rady i braterskie upomnienia i przepraszam, że nie zawsze byłem od razu gotowy na dobro, które wnosili w moje życie. Najdłuższym darem przyjaźni obdarzył mnie kolega jeszcze z ławy szkolnej (z LO w Tomaszowie Lubelskim) - ks. Jasio Cymbała. Nawet nie zdaje sobie sprawy, jak wiele od niego otrzymałem, bo też nie zawsze można wszystko wypowiedzieć słowem ani też teraz zapisać.
Dziękuję Bogu za dar kolegów, z którymi razem przyjmowałem święcenia kapłańskie. Starałem się być otwarty na wszystkich, chętnie uczestniczyłem w dorocznych spotkaniach naszego rocznika. Wśród nich mam kilku przyjaciół; niech się nie gniewają, że ich nie wymienię po imieniu; myślę jednak, że dobrze wiedzą, jak ich ceniłem i cenię nie tylko za przyjaźń, ale także za ich kapłańską postawę, za ich niestrudzoną pracę dla Kościoła.
Dziękuję Bogu, że tak wielu spośród moich uczniów obdarzyło mnie zaufaniem i darem przyjaźni, że dla niektórych z nich mogłem być przewodnikiem duchowym, a i sam korzystałem z ich duchowej pomocy. Chcę tu wspomnieć i bardziej osobiście podziękować: ks. Eugeniuszowi Derdziukowi, ks. Januszowi Lekanowi, ks. Jerzemu Kusemu, księżom z mojej rodziny - Mariuszowi i Tomkowi Rybińskim, a specjalnie - ks. Krzysztofowi Jeżynie. Niech się nie gniewają inni, że nie wydłużam tej litanii przyjaźni, ale kiedy piszę te słowa, staje mi przed oczyma tylu jeszcze współbraci.

Reklama

Z wielką wdzięcznością przychodzi mi dzisiaj ogarnąć świeckich przyjaciół i znajomych, także tych, których już nie ma wśród żywych. Oprócz stałych przyjaciół, z którymi starałem się dzielić radości i smutki, Pan Bóg stawiał na mojej drodze - także podczas moich podróży zagranicznych - bardzo wielu ludzi życzliwych, wspierających. To jedno z największych bogactw mojego życia w wymiarze doczesnym. Mówiłem podczas mojej Mszy św. prymicyjnej, zwracając się do Chrystusa: „Dałeś mi poznać przyjaciół, których do tej pory nie znałem, siostrą i bratem uczyniłeś obcego człowieka. Bo jeżeli się zna Ciebie, nikt nie jest już obcy i żadne drzwi domów i ludzkich serc nie są zamknięte”. Dziękuję dziś mojemu Panu, że te słowa wielokrotnie spełniały się w moim życiu. W tym gronie przyjaciół umieszczam także lekarzy i tych wszystkich, którzy nieśli mi pomoc w czasie choroby. Wielu z nich jest moimi przyjaciółmi od lat, dlatego w pełni zawierzyłem w wyborze dróg leczenia i za wszystko dziś dziękuję.
Pragnę w tym miejscu wspomnieć także te relacje i więzi, które rodziły się przez moją posługę w Radiu Maryja i Telewizji Trwam. Moja współpraca zaczęła się w 1995 r. (w sierpniu 2005 r. minie 10 lat), a na stałe zagościłem na antenie z cotygodniowymi felietonami od października 1997 r. Ta posługa nie była łatwa, bo niekiedy trzeba było iść pod prąd. Nie zgadzałem się nigdy z tymi oskarżeniami, które atakowały Radio Maryja za rzekome przekroczenie swojej misji przez zaangażowanie polityczne. Prawdziwa i pełna ewangelizacja obejmuje wszystkie wymiary życia ludzkiego, a więc także sprawy społeczne, w tym również polityczne. Niedoskonałości i ułomności ludzkie towarzyszą wszelkiemu dziełu ludzkiemu i trzeba to poprawiać. Wiem tylko z moich licznych kontaktów bezpośrednich ze słuchaczami, jak dla ogromnej większości z nich to Radio było pogłębieniem i umocnieniem wiary, a jednocześnie głębszym odczytaniem polskiej tożsamości. Ogarniam jeszcze raz Twórców i Słuchaczy Radia i Widzów Telewizji i proszę, by wspierali to dzieło i czynili je jeszcze lepszym.
Na koniec tej mojej listy wdzięczności pragnę ogarnąć moją Rodzinę. Piszę o tym na końcu, choć w porządku miłości i doświadczenia życia są pierwsi. Z największą wdzięcznością kłaniam się moim Rodzicom: nieżyjącemu już Tacie i bardzo, bardzo kochanej Mamie. Nie mieli łatwego życia, ale tworzyli dom rodzinny otwarty nie tylko na nas, dzieci, ale na tylu innych ludzi. Dziękuję mojej Mamie za wszystko, za dar modlitwy, za ciepło serca, a także za to, że stała się Mamą także dla tylu moich przyjaciół kapłanów.
Ogarniam miłością i wdzięcznością moje Rodzeństwo: starszych ode mnie - Alinę i Zbyszka i młodszych - Mariana i Elę. Dziękuję za wspólne doświadczenia z młodości, dziękuję za to, że w swoim życiu kapłańskim mogłem na nich liczyć. Przepraszam za wyrządzone przykrości, a jeszcze bardziej za to, że może nie zawsze umiałem okazać, jak bardzo głęboko noszę ich w moim sercu. Ogarniam z wdzięcznością i miłością ich rodziny, ich dzieci. Niech mi będzie też wolno i to powiedzieć, że z bólem patrzę na tych z młodszego pokolenia, którzy zagubili się nieco na swej drodze życia, zapominając o Bogu i obowiązkach płynących z wiary katolickiej. Proszę ich, by przemyśleli na nowo drogę życia i jeśli potrzeba, wrócili do wierności Chrystusowi i Kościołowi.
Proszę moje Rodzeństwo - moje kochane Siostry i moich równie kochanych Braci, by się trzymali razem, by się wspierali wzajemnie, by się nie dali poróżnić, by mieli odwagę szukać jeszcze większej miłości, jeszcze większego zawierzenia i by swoim życiem przedłużali misję mojego życia kapłańskiego. Jakże bym się cieszył, gdyby ktoś z młodszego pokolenia, otrzymawszy dar powołania kapłańskiego, nie bał się odpowiedzieć na ten dar wielkodusznie.
Nie sposób ogarnąć wszystko to, co chciałbym jeszcze wyrazić w moim duchowym testamencie. Wielu z was nosi w swoim sercu to, co i ja dzisiaj noszę, bośmy tak wiele przeżywali razem. Mam świadomość, że mógłbym w życiu uczynić więcej dobrego, gdyby nie moje słabości, dlatego tym bardziej proszę o modlitwę, bym zasłużył na Boże miłosierdzie.

Będę starał się przyjąć cierpienie i doświadczenie choroby w duchu miłości i ofiary. Jeśli będzie wyrywać się ze mnie słowo narzekania, będzie to zew ciała, a nie mojej duszy. Odnoszę do swojego życia trzy szczególne „ścieżki”, których sam nie wymyśliłem, ale które będę starał się urzeczywistnić:
1. Muszę dokonać teraz „skrócenia frontu życiowego”; byłem bardzo aktywny, może nadaktywny; tak wiele chciałem uczynić, i to na tak różnych płaszczyznach. Dziś muszę zawęzić pole działania, by wypełnić przede wszystkim to, co w życiu ludzkim i kapłańskim najważniejsze. Nie chcę się zamknąć w chorobie ani skoncentrować na sobie, ale pragnę przez to doświadczenie jeszcze bardziej dorastać do prawdy, że cierpieniem można dopełniać tego, czego nie potrafiło się wyrazić słowami i czynem.
2. Noszę w sercu słowa, które zapisał przed laty młody umierający człowiek, i słowa te często cytowałem innym: „Nie pozwól mi zwątpić o Twojej dobroci; nie pozwól mi zapomnieć o miłości mojej”. Oto szczególne zadanie, jakie sobie dzisiaj stawiam: bym w obliczu trudnych doświadczeń do końca mojego życia nie zwątpił w dobroć Boga. Nawet jeśli to doświadczenie odbieram jako wezwanie do pokuty, to wierzę głęboko, że za tym stoi wielka Miłość Boga. Wiem też dobrze, że nie mogę zapomnieć, iż wyzwanie, jakim jest cierpienie, trzeba uczynić wezwaniem do miłości. Ofiaruję już dzisiaj to doświadczenie za wszystkich moich Przyjaciół, a także za Kościół.
3. Od dawna towarzyszą mi słowa Jana Pawła II z „Salvifici doloris”, że cierpienie jest okazją do ujawnienia się moralnej wielkości człowieka. Lękam się, czy potrafię zdać tego typu egzamin, czy cierpienie z racji choroby nowotworowej mnie nie przerośnie i nie przytłoczy. Wierzę jednak, że dzięki łasce Bożej i ludzkiemu wsparciu będzie to przynajmniej po części możliwe; bardzo pragnę tego.
Na koniec wyznaję wiarę w życie wieczne. Wierzę, że Zmartwychwstały Chrystus przeprowadzi mnie i wszystkich innych przez bramę śmierci. Zabiorę ze sobą wielką wdzięczność za to, co mi było dane przeżyć tu, na ziemi, i zabiorę ze sobą nadzieję, że „w domu Ojca jest mieszkań wiele”. Niech Boże miłosierdzie sprawi, byśmy się tam spotkali. Do zobaczenia!

2006-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

USA/ Prezydent Duda: infrastruktura Trójmorza pozwoliła zrezygnować z rosyjskich źródeł energii

2024-04-18 17:47

[ TEMATY ]

ONZ

Trójmorze

Prezydent Andrzej Duda

PAP/Radek Pietruszka

Prezydent RP Andrzej Duda przemawia podczas sesji otwarcia Rady Bezpieczeństwa ONZ

Prezydent RP Andrzej Duda przemawia podczas sesji otwarcia Rady Bezpieczeństwa ONZ

Rosyjska agresja na Ukrainę szczególnie mocno dotknęła Europy Środkowo-Wschodniej; infrastruktura Trójmorza umożliwiła nam rezygnację z rosyjskich źródeł energii i pomogła uniknąć najgorszych konsekwencji tej wojny - powiedział w czwartek w ONZ prezydent Andrzej Duda.

W siedzibie Organizacji Narodów Zjednoczonych polski przywódca wziął udział w sesji otwarcia wydarzenia na temat budowania globalnej odporności i promowania zrównoważonego rozwoju przez powiązania infrastrukturalne.

CZYTAJ DALEJ

Ikona Nawiedzenia zawitała do parafii w Białej

17 kwietnia był kolejnym dniem peregrynacji kopii obrazu Matki Bożej Jasnogórskiej. Tym razem Ikona Nawiedzenia trafiła do Białej koło Wielunia, gdzie została przywitana przez bp. Andrzeja Przybylskiego, bp. Jana Wątrobę oraz całą wspólnotę parafialną i zaproszonych gości.

Karol Porwich / Niedziela

CZYTAJ DALEJ

Rozważania na niedzielę: Jak rozpoznać oszusta?

2024-04-19 08:48

[ TEMATY ]

rozważania

ks. Marek Studenski

Mat.prasowy

Zaczęło się dość zwyczajnie – od zakupu żelazka w jednym z domów handlowych. Piękne, błyszczące, z obietnicą trwałości i gwarancji. Niestety, rzeczywistość szybko zweryfikowała te obietnice. To moje doświadczenie stało się punktem wyjścia do głębszej refleksji o tym, jak w naszym świecie pełnym najemników i chwilowych obietnic trudno jest znaleźć prawdziwą odpowiedzialność i wsparcie.

Porównuję to do sytuacji duchowej, w której wielu mówi, że nie potrzebujemy wiary, religii, czy duchowych wartości, skupiając się wyłącznie na edukacji i umiejętnościach praktycznych. Jednak gdy życie stawia nas przed trudnymi wyzwaniami, okazuje się, że brak tych wartości odczuwamy najbardziej. W odcinku opowiem także o Sigrid Undset, noblistce, która mimo ateistycznego wychowania, odnalazła swoją duchową drogę, co znacząco wpłynęło na jej życie i twórczość.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję