Reklama

Oddadzą wszystko za dziecko

W Polsce co piąte małżeństwo nie może doczekać się potomstwa. W świecie problem ten dotyczy 80 milionów ludzi, a co roku przybywa 2 miliony kolejnych. Często piszemy o tych, którzy nie szanują poczętego życia. Dzisiaj chcemy opowiedzieć o ludziach, którzy dla dziecka gotowi są na największe poświęcenie.

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

O niepłodności pary mówimy wtedy, gdy małżonkowie współżyją prawidłowo i regularnie przez rok, nie stosując żadnych środków ubezpładniających, a mimo to nie dochodzi do poczęcia dziecka. Światowa Organizacja Zdrowia uznała niepłodność za chorobę społeczną. Wśród przyczyn tego zjawiska wymienia się przebyte choroby, zaburzenia genetyczne, a nawet rosnące zanieczyszczenie środowiska i uprzemysłowienie. Przypuszczalnie jednak znaczący wpływ na to zjawisko mają przede wszystkim zmiany zachowań społecznych. Obecnie coraz więcej osób decyduje się na leczenie, ale też coraz więcej kobiet odkłada macierzyństwo na plan dalszy, pragnąc zdobyć najpierw wykształcenie i sukces zawodowy. Dla naszych prababć i babć niczym wyjątkowym było urodzenie pierwszego dziecka przed 20. rokiem życia. Dzisiaj np. w USA co piąta kobieta decyduje się na pierwsze dziecko dopiero po 35. roku życia. Według medycyny, apogeum płodności to wiek ok. 20-25 lat. Po trzydziestce płodność zaczyna się wyraźnie zmniejszać, a około 35. roku życia kobieta wchodzi w początek okresu przekwitania, który wiąże się ze znacznym obniżeniem płodności.
Tendencja do odkładania rodzicielstwa na później, wyraźna na Zachodzie, nie dotyczy Polski aż w tak znaczącym stopniu. Współczesne Polki rodzą swoje pierwsze dziecko, mając przeważnie 25-26 lat. Mimo to szacuje się, że niepłodność dotyka u nas ok. 1 miliona par, czyli średnio co 5. małżeństwo. Wśród danych szacunkowych nie brak jednak i bardziej radykalnych opinii. Niektórzy lekarze twierdzą, że z ich pomocy korzysta już co drugie zaniepokojone bezpłodnością małżeństwo. Pocieszający jest jednak fakt, że u blisko 75% par podjęte leczenie przyniósł upragniony „gaworzący skutek”. Pozostałe 20-25% pacjentów nigdy nie zostanie rodzicami biologicznymi, co nie oznacza, że nie zostaną rodzicami w ogóle. Wielu zdecyduje się na adopcję lub stworzenie samotnym dzieciom rodziny zastępczej. Inne małżeństwa pozostaną bezdzietne i, co często ma miejsce, zaangażują się w jakąś działalność prospołeczną.
Każda rodzina stworzy swoją własną historię.

Reklama

Agnieszka i Marcin

Agnieszka i Marcin nie muszą martwić się o byt. Oboje pracują, mają duży, pięknie urządzony dom. Jest tylko jeden problem. Ten dom jest pusty i cichy. Zbyt pusty i zbyt cichy. Agnieszka i Marcin czekają na dziecko. Czekają już bardzo długo - przeszło 7 lat. Jedno maleństwo już się nawet kiedyś poczęło, ale ciąża zakończyła się poronieniem w pierwszym trymestrze. Z kolejnym poczęciem są ogromne kłopoty.
Agnieszka i Marcin postanawiają podjąć leczenie. Agnieszka robi szczegółowe badania. Najpierw lekarze próbują wspomóc naturę. Potem test na przeciwciała. Są przeciwciała! „Teraz poleczymy panią sterydami”. Przez siedem miesięcy lekarz próbuje zbić poziom przeciwciał. Ale sterydy to nie dropsy. Przez te siedem miesięcy Aga chodzi cała opuchnięta. Najgorsze jest jednak to, że mimo wysiłków i poświęceń na teście ciążowym wciąż pojawia się tylko jedna kreska. Kolejne badanie u kolejnego lekarza wykazuje obecność bakterii, co może (może!?) być przyczyną niepłodności. Aga zaczyna łykać antybiotyki. Bakteria jest wyjątkowo oporna. Agnieszce wysiada żołądek. Uff! Szósty antybiotyk - ten ostatni z wyznaczonej listy możliwych - nareszcie skutkuje. Co za ulga. Tylko że… dziecka nadal nie ma.
Rodzina namawia na bioenergoterapeutę. Marcin jest przeciwny. Agnieszka też nie chce. Miota się. Z jednej strony czuje w sumieniu, że to coś nierozsądnego, przeciwnego jej wierze. A jeśli istnieje szansa, że ten człowiek pomoże? Bo przecież chyba nie zaszkodzi? - rozważa. Idą… W poczekalni u bioenergoterapeuty wiszą na ścianach wycinki gazet ze zdjęciami dzieci. To maluchy, które przyszły na świat rzekomo dzięki „energii”. Po trzech kilkuminutowych seansach bioenergoterapeuta autorytatywnie stwierdza, że poradził sobie z przeciwciałami i że Aga na pewno jest już zdrowa. Za każdym razem kasuje prowizję za „wyleczenie”. Przeprowadzone zaraz potem badania wskazują, że przeciwciała w organizmie Agnieszki mają się nadzwyczaj dobrze. „Prawie każda dziewczyna, która leczy się dłużej z powodu niepłodności, trafia do szarlatanów różnej maści - przestrzega Agnieszka. - Wysłuchałam bez liku takich opowieści”.
Aga i Marcin wracają do lekarzy specjalistów. W paru klinikach słyszą ultimatum: jeżeli kilkumiesięczna kuracja nie doprowadzi do wyleczenia, pozostaje in vitro. Poduszka Agnieszki co noc mokra jest od łez. Cierpią oboje. Nie chcą in vitro. Nie chcą zamrozić, a potem unicestwić kilkorga swoich poczętych sztucznie dzieci, po to, by urodzić jedno. Przecież już pierwsze swoje dziecko stracili. Cenią życie. Poza tym oboje są katolikami i chcą pozostać w zgodzie ze swoim sumieniem.
Zdobyli telefon do kolejnego specjalisty - znanego profesora. Teczka badań Agnieszki jest od dawna pękata. Profesor dziwi się, że ktoś leczył Agę sterydami. Po co? Szybko okazuje się, że ma endometriozę. To jedna z częstszych przyczyn niepłodności u kobiet. Agnieszce na usta ciśnie się pytanie: dlaczego nie wykryto tego wcześniej? Rozpoczyna leczenie w klinice.
W maju na teście ciążowym Agnieszki pojawiają się dwie kreski!!! Czy można w ogóle opowiedzieć, co czują? Jak szaleńczo się cieszą? Wygrali! Przeszli drogę przez mękę. Ale teraz szybko zapomną o wyrzeczeniach. Bo zwyciężyli!
W styczniu przychodzi na świat Piotruś.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Reklama

Renata i Waldek

Renatę i Waldka po wstępnych badaniach odesłano od razu do kliniki leczenia niepłodności. Już samo skierowanie było bolesnym doświadczeniem. Nikt przecież nie przypuszcza, że problem tego typu dotknie właśnie jego małżeństwo. Kiedy ochłonęli, zaczęli zbierać informacje. Jednocześnie Renata powiedziała mężowi, że mogą adoptować dziecko, jeśli im się nie uda wyleczyć. Waldek nie chce słyszeć o adopcji. Zaczynają więc wydzwaniać, dowiadywać się, ile kosztuje leczenie. Ktoś wspomniał o in vitro. Przeczytali, że Kościół jest przeciwny tej metodzie. Nikt ze znajomych nie potrafił im jednak wytłumaczyć, dlaczego. Czuli się więc rozgrzeszeni. Zaczęli myśleć o leczeniu i przede wszystkim o kredycie, bo in vitro jest straszliwie drogie. Nie było ich stać, żeby od ręki wydać kilkanaście tysięcy złotych na leki i zabiegi.
Wtedy Renata przeczytała historię matki dwóch córek, która opisywała swoje zmagania z niepłodnością, zabiegi in vitro, leczenie. Z artykułu wynikało, że część niewykorzystanych zarodków zamrożono, a potem z tych zamrożonych urodziła się druga córeczka. Renata czuła się tak, jakby ktoś ogłuszył ją ciężkim narzędziem. Nie potrafiła sobie wyobrazić, że jej dzieci będą czekały na mamę w lodówce, aż będzie w stanie uzbierać kolejne kilkanaście tysięcy. To przemówiło do jej wyobraźni.
Przez następne trzy lata regularnie podrzucała mężowi artykuły o adopcji, przez „przypadek” trafiali w TV na programy o adoptowanych dzieciach. Prowadziła swoją własną kampanię propagandową. I co jakiś czas próbowała podjąć temat. Wreszcie Waldek wydusił, że boi się, czy pokocha obce dziecko. W czwartą rocznicę ślubu zaciągnęła go do ośrodka adopcyjnego, szantażując, że albo tam pójdą, albo zaczną myśleć o rozwodzie. Przed wyjściem z domu ustalili, że przecież nikt ich nie zmusi do adopcji, jeśli nie będą do tego całkowicie przekonani.
I stał się cud. Spotkanie w ośrodku okazało się strzałem w dziesiątkę. Pani psycholog spokojnie odpowiadała na wszystkie najdziwniejsze pytania Waldka. Po tym spotkaniu mąż nabrał szybkości i raptem w ciągu tygodnia zebrał wszystkie wymagane dokumenty. Sam. Mieli mnóstwo szczęścia. Już pół roku później zadzwonił telefon z informacją, że mogą zostać rodzicami… bliźniaczek.
Od początku były to ich dzieci. Wcześniej nie planowali ani płci, ani wieku dziecka, które chcieliby przyjąć. „Adopcja jest inną drogą do rodzicielstwa - mówią dzisiaj. - Dla jednych trudniejszą, a dla innych łatwiejszą. Dla jednych jesteśmy bohaterami, bo wychowujemy obce dzieci, a dla innych poszliśmy na łatwiznę, bo nie podjęliśmy trudu leczenia i walki o biologiczne potomstwo. Dla rodziców adopcyjnych i jedno, i drugie myślenie jest szalenie przykre. Chcemy być po prostu rodzicami. To, że nie urodziliśmy swoich dzieci, nie zmienia faktu, że ja jestem mamą, a Waldek - tatą, bo naszym celem nie była ciąża, tylko rodzicielstwo” - wyjaśnia Renata.
Dzisiaj nie ma w nich ani śladu pierwszych obaw, czy uda im się pokochać cudze dzieci. Dziś świat nie mógłby istnieć bez Karoliny i Moniki. No i bez… Krzysia, który pojawił się w domu prawie dwa lata później. „Teraz, mimo niepłodności, jesteśmy rodziną, i to wielodzietną” - mówią z uśmiechem i z dumą.

Kilka rad podstawowych:

Jeśli odkładamy zbytnio decyzję o poczęciu dziecka, musimy zdawać sobie sprawę z ryzyka spadku płodności związanego z wiekiem. Im później - tym gorzej.

Jeśli dotknął nas problem niepłodności, nie wpadajmy w panikę. Poszukajmy dobrego, sprawdzonego specjalisty, który pomoże nam bez zbędnych napięć psychicznych i finansowych zdiagnozować przyczyny i wyleczyć je.

Unikajmy szarlatanów żerujących na ludzkim cierpieniu. Pieniądze, które chcą od nas wyłudzić, przeznaczmy na skuteczne, fachowe leczenie.

Pamiętajmy, że nie wszystkie techniki leczenia są etyczne. Wiele z nich można bez wątpienia nazwać moralnie niedopuszczalnymi (dla wierzących: grzesznymi), zwłaszcza wówczas, gdy pociągają za sobą zabójstwo poczętego człowieka.

Jeśli usłyszeliśmy od lekarzy ostateczny wyrok: „Nie możemy państwu pomóc” - pomyślmy, czy nie jest to aby „sygnał z góry”, że gdzieś tam jakiś mały, porzucony człowiek czeka na nas - swoich nowych, prawdziwych rodziców.

Zobacz także:

Kiedy pragniesz dziecka... - Małgorzata Wilk

2006-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Słowo abp. Adriana Galbasa SAC do diecezjan w związku z nominacją biskupią

2024-04-23 12:39

[ TEMATY ]

Abp Adrian Galbas

Karol Porwich/Niedziela

Abp Adrian Galbas

Abp Adrian Galbas

Nasze modlitwy o wybór Biskupa przyniosły piękny owoc. Bp Artur nie jest tchórzem i na pewno nie będzie uciekał od spraw trudnych - pisze abp Adrian Galbas.

CZYTAJ DALEJ

23 kwietnia świętujemy Międzynarodowy Dzień Książki i Praw Autorskich

2024-04-23 07:38

[ TEMATY ]

książki

Fotolia.com

23 kwietnia obchodzony jest ustanowiony przez UNESCO Międzynarodowy Dzień Książki i Praw Autorskich. W całym kraju w bibliotekach i księgarniach odbywać się będą spotkania z autorami, seanse głośnego czytania, wystawy i odczyty. W tym roku święto odbywa się pod hasłem "Czytaj po swojemu”.

Święto organizowane jest przez UNESCO od 1995 roku, jednak jego geneza sięga 1926 roku. Pomysł zrodził się w Katalonii, a inicjatorem tego wydarzenia był wydawca Vicente Clavel Andres. Kilka lat później w 1930 roku święto zaczęto oficjalnie obchodzić w Hiszpanii, a od 1964 roku także w pozostałych krajach hiszpańskojęzycznych. Data 23 kwietnia jest symboliczna dla literatury światowej, gdyż w ten dzień zmarli wybitni poeci Miguel de Cervantes, William Szekspir oraz Inca Garcilaso de la Vega. Zgodnie z długą tradycją w Katalonii, kobiety obdarowywano w ten dzień czerwonymi różami, mającymi symbolizować krew pokonanego przez św. Jerzego smoka. Z czasem kobiety zaczęły odwzajemniać się mężczyznom podarunkami w postaci książek.

CZYTAJ DALEJ

Bp Artur Ważny o swojej nominacji: Idę służyć Bogu i ludziom. Pokój Tobie, diecezjo sosnowiecka!

2024-04-23 15:17

[ TEMATY ]

bp Artur Ważny

BP KEP

Bp Artur Ważny

Bp Artur Ważny

Ojciec Święty Franciszek mianował biskupem sosnowieckim dotychczasowego biskupa pomocniczego diecezji tarnowskiej Artura Ważnego. Decyzję papieża ogłosiła w południe Nuncjatura Apostolska w Polsce. W diecezji tarnowskiej nominację ogłoszono w Wyższym Seminarium Duchownym w Tarnowie. Ingres planowany jest 22 czerwca.

- Idę służyć Bogu i ludziom - powiedział bp Artur Ważny. - Tak mówi dziś Ewangelia, żebyśmy szli służyć, tam gdzie jest Jezus i tam gdzie są ci, którzy szukają Boga cały czas. To dzisiejsze posłanie z Ewangelii bardzo mnie umacnia. Bez tego po ludzku nie byłoby prosto. Kiedy tak na to patrzę, że to jest zaproszenie przez Niego do tego, żeby za Nim kroczyć, wędrować tam gdzie On chce iść, to jest to wielka radość, nadzieja i takie umocnienie, że niczego nie trzeba się obawiać - wyznał hierarcha.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję