Zakończyła się żałoba narodowa po tragedii w kopalni „Halemba”, pozostały dramaty rodzin i postępowania prokuratorskie. Pozostaje też kilka pytań pozaśledczej natury.
Oto szeregowi górnicy zaproponowali ministrowi przemysłu, że powiedzą mu prawdę o prawdziwych przyczynach tragedii - pod warunkiem, że zagwarantuje im, iż nie zostaną wyrzuceni z pracy. Co więcej - jeden z przedstawicieli górniczej „Solidarności” powiedział publicznie w TV, że w kopalniach fałszuje się odczyty mierników metanu, by nie wstrzymywać wydobycia!... Ale był to samotny głos jednego tylko związkowego działacza.
Górnictwo nie zostało w Polsce sprywatyzowane - nie sprywatyzowano kopalni, a tylko powołano „górnicze kompanie”. Taka kompania to coś na kształt kartelu, który obsiadają prywatne już spółki usługowo-pośredniczące, zawyżające koszty wydobycia. Tylko tak wytłumaczyć można fakt, że koszt wydobycia tony węgla w kopalni wynosi ok. 280 zł, a cena „na składzie” - aż 470-520 zł, tego nie da się wytłumaczyć „kosztami transportu”... Trudno oprzeć się wrażeniu, że z górniczej pracy i państwowego węgla żyje prawdziwa piramida pośredników i biurokracji górniczej, a także - niestety - liczni działacze związkowi. Z doniesień prasowych dowiadujemy się, że na jednej tylko kopalni działa...14 związków zawodowych! Można jednak pytać: gdzie są te związki zawodowe i czym tak naprawdę zajmują się - jeśli szeregowi górnicy proponują ministrowi, że powiedzą mu prawdę, jeśli zagwarantuje im, iż nie zostaną wyrzuceni z pracy?
Tymczasem można odnieść wrażenie, że związki zawodowe wpasowały się w biurokratyczny establishment „kompanii węglowej”, co więcej - że zamiast bronić warunków bezpieczeństwa pracy w kopalniach, chętniej uczestniczą w „polityce”. Napatrzyliśmy się w przeszłości na związkowe „najazdy” na Warszawę, organizowane pod hasłem przywilejów dla górnictwa, bardzo zresztą kontrowersyjnych. Chodziło zawsze o większe wydatki z budżetu państwa, więc z podatków płaconych przez wszystkich obywateli - i te swoiste związkowe szantaże pod adresem władz nie miały nic wspólnego z rzeczywistym poddaniem górnictwa rynkowi, prawom podaży i popytu. Tymczasem wydaje się, że na takim urynkowieniu górnictwa zyskaliby najwięcej sami szeregowi górnicy.
Rozpoczęcie przygotowań do strajków zadeklarował tymczasem Ogólnopolski Związek Zawodowy Lekarzy. Związkowcy chcą pobierać od pacjentów dodatkowe opłaty, jeśli rząd nie podwyższy lekarskich pensji. Można jednak pytać: nawet jeśli rząd mechanicznie i biurokratycznie ściągnie z obywateli podatkami więcej pieniędzy i udzieli ich lekarzom - co to zmieni (a jeśli, to na jak długo...) w tym marnotrawnym, zbiurokratyzowanym i kosztownym systemie upaństwowionego lecznictwa? I czy ofiarami doraźnych strajków lekarskich nie będą tylko pacjenci?
Czy zatem i górnictwo, i lecznictwo, i poczta - też monopolista - nie są w istocie tymi niezreformowanymi ciągle sektorami publicznymi, gdzie wskutek braku konkurencji powielają się (i nawarstwiają) stare praktyki?
Pomóż w rozwoju naszego portalu