Zawsze dobre filmy puszczają późnym wieczorem. Czasem zastanawiam się, czy jest w tym jakaś perfidna myśl, by pozbawić tych, co wcześnie wstają, uczty duchowej. A może ludzie od telewizji sądzą, że przeciętny widz ma niski iloraz inteligencji i co za tym idzie - niską wrażliwość i tylko najwytrwalsi godni są obejrzenia takich perełek, jak np. reportaż Aliny Mrowińskiej „Magda, miłość i rak” (środa, 14 października, godz. 23.30).
Piękny film o straszliwej chorobie, wielkiej miłości i owocu tej miłości w osobie małego Leona. Magda Prokopowicz w wieku 27 lat zachorowała na raka piersi. Gdy konieczna była amputacja obu piersi, okazało się, że kobieta jest w 3. miesiącu ciąży. Onkolodzy zalecili natychmiastową aborcję. Magda jednak świadomie powiedziała „nie”, choć lekarze podnieśli alarm, że wydaje na siebie wyrok śmierci. Chciała tego dziecka. Dzielnie wspierał ją w tym postanowieniu mąż Bartek. Tylko że sama determinacja to za mało. Potrzebni są specjaliści. I oto - mówią bohaterowie filmu - znalazł się jeden jedyny onkolog - dr Jerzy Giermek, który zdecydował się leczyć nowotwór u kobiety w ciąży. Leczyć tak, by ratując matkę, nie okaleczyć dziecka. W dwa tygodnie po skończeniu ostatniej chemii Magda naturalnymi siłami urodziła syna. Leon jest zdrowy jak rydz - 10 punktów w skali Apgar. Dr Giermek nie bez wzruszenia ściskał przed kamerą rączkę malca, któremu uratował życie. Czy to happy end? Nie, ponieważ choroba zaatakowała Magdę ze zdwojoną siłą - przerzuty na kości i wątrobę. Kobieta opowiada o tym przed kamerą spokojnie. Ma króciutkie włosy - efekt chemii - i piękną twarz. Jednak na zdjęciach, które w trakcie leczenia robił jej mąż, widać ogrom dramatu, cierpienie, gniew. Gdzieś w tym wszystkim tli się jednak nadzieja, o której teraz opowiadają. Niemal niemożliwe. Gdy lekarz mówił do Bartka: „Żona zacznie ci znikać”, widzimy roześmianą Magdę bawiącą się w śnieżnym ogrodzie z malutkim synkiem.
Walczyła twardo o każdy dzień życia, malowała obrazy i zapisywała płótno rzędami słów o lęku i nadziei. Po pierwszej chemii przepłynęła 20 basenów, żeby „temu wrednemu draniowi” - jak nazywali raka - pokazać, że łatwo się nie podda.
Badania, które miały potwierdzić przerzuty nowotworu, potwierdziły cofnięcie się choroby. Magda jest zdrowa. Cud? W filmie nie pada ani jedno słowo o Bogu, o wierze, o modlitwie, ale słowo „cud” samo przychodzi na myśl. Dla ludzi wierzących Boża interwencja w życie Magdy jest oczywistością, a zapis rozmowy z nią - wielkim przekazem, że miłość zwycięża wszystko. Świadectwem tak świeżym i naturalnym, że powinni usłyszeć je wszyscy cierpiący na ciele i duszy. Magda nie bez racji mówi, że chce „pozostać na straży, tych którzy wątpią”.
Telewizjo Publiczna - czyli telewizjo z misją - apelujemy do Ciebie! Takie filmy, jak ten o Magdzie, o cudzie życia mimo wszystko, powinno się pokazywać w porze największej oglądalności!
Pomóż w rozwoju naszego portalu