Reklama

Coraz wyższe loty

Dęblińska Wyższa Szkoła Oficerska Sił Powietrznych „Szkoła Orląt” to do dziś tysiące doskonale wyszkolonych pilotów, nawigatorów; oficerów, jak również podoficerów różnych specjalności związanych z lotnictwem; mężczyzn, a także od niedawna kilkudziesięciu kobiet

Niedziela Ogólnopolska 33/2010, str. 30-31

Mateusz Wyrwich

Pomnik przed wejściem na teren szkoły, poświęcony bohaterskim lotnikom

Pomnik przed wejściem na teren szkoły, poświęcony bohaterskim lotnikom

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Sięgnijmy najpierw do historii. Trzeba wiedzieć, że „polska szkoła lotnictwa” to jeszcze nie Dęblin. Pierwsze szkolenia pilotów i początki zarówno światowego, jak również europejskiego lotnictwa miały miejsce, kiedy Polska rozdrapana była przez zaborców. Wielkim animatorem lotnictwa był książę Zdzisław Lubomirski. W 1910 r., mając kilka samolotów, założył na warszawskich Polach Mokotowskich szkołę lotniczą, nazwaną później „Aviata” („Przegląd Sił Powietrznych”, nr 6/2010). Szkołę, która niejako zainaugurowała polskie szkolnictwo lotnicze. Jednak początek usystematyzowanego szkolnictwa lotniczego to utworzenie z końcem grudnia 1918 r. w Warszawie Wojskowej Szkoły Lotniczej. A w dwa lata później - Wyższej Szkoły Lotników w Ławicy pod Poznaniem. Ale nasze lotnictwo to również wiedza i praca innych Polaków działających w armiach zaborców. Wśród nich wybitną postacią był twórca i pierwszy komendant Oficerskiej Szkoły Lotnictwa w Grudziądzu i Dęblinie podpułkownik pilot Roman Florer, służący wcześniej w armii austriackiej. Nie mniejsze zasługi w tworzeniu polskiego szkolnictwa lotniczego miał również kapitan pilot Czesław Łupiński z Francuskiej Szkoły Pilotów, która „przyleciała” do Polski z armią generała Józefa Hallera.

Stolica polskiego lotnictwa

O tym, że Dęblin, oddalony o blisko sto kilometrów od Warszawy, stał się stolicą polskiego szkolnictwa lotniczego, zadecydowały w dużym stopniu tamtejsze warunki klimatyczne, doskonale nadające się do uprawiania pilotażu. W Dęblinie znalazła swoją siedzibę w 1920 r. Francuska Szkoła Pilotów. Niemałą rolę odegrała również przebiegająca tamtędy linia kolejowa. Z tych to powodów, utworzona w 1925 r. Szkoła Oficerska Lotnictwa w Grudziądzu, dwa lata później, decyzją władz RP, została przeniesiona do niewielkiego Dęblina. Urokliwego, jednak bez niezbędnego zaplecza socjalnego dla kadry oficerskiej. Niezwłocznie więc na jej potrzeby przystosowano zrujnowany przez Rosjan pałac Jabłonowskich, gdzie dziś mieści się m.in. rektorat szkoły. Szybko zbudowano też całe zaplecze dla podchorążych i ich wykładowców. I niebawem rząd podjął decyzję, że Dęblin stanie się głównym centrum naszego lotnictwa.
W trzy lata później, w połowie sierpnia 1928 r., odbyła się pierwsza promocja na stopień oficerski. Do czasu wojny natomiast mury szkolne opuściła blisko tysiącosobowa, wszechstronnie wyszkolona kadra oficerska lotnictwa, pilotów i obserwatorów. „Po drodze” zdobywając wiele nagród w krajowych i zagranicznych zawodach lotniczych. Jednym z nagrodzonych był absolwent dęblińskiej szkoły - pilot Franciszek Żwirko. Ale umiejętności pilotów wyszkolonych w „Szkole Orląt” najbardziej widoczne i przydatne okazały się w czasie II wojny. Nasi awiatorzy, choć pozbawieni własnego lotnictwa, walczyli na wszystkich frontach przeciwko Niemcom, wykazując się niezwykłymi umiejętnościami.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Reklama

Zamiast pilotów - „lotcziki”

Tuż po II wojnie Wojsko Polskie podporządkowane zostało całkowicie sowieckiemu dowództwu. Miało ono stanowić słabo wyszkoloną kadrę. Tak zwane mięso armatnie. Działalność dęblińskiej szkoły wznowiono w kwietniu 1945 r. Powołano też szkołę w Zamościu. Jednak szkolenie pilotów nie odbywało się na najwyższym poziomie. Jak wspomina jeden z podchorążych szkoły Witalis Skorupka: - Sowietom zależało przede wszystkim na tym, aby wyszkolić nas ideologicznie. Prowadzono głównie wykłady ideologiczne. Trochę też było zajęć z zakresu lotnictwa. Z minimalną liczbą „nalatanych” godzin. Nauka pilotażu miała trwać trzy miesiące. Ale to tylko w teorii. Jak sobie sarkastycznie żartowaliśmy: opanowanie samolotu pozwalało tylko na tyle, by zaraz po starcie nie spaść na ziemię...
W lotnictwie, jak również w innych formacjach wojskowych podczas egzaminów wprowadzono kryterium klasowe. Do szkoły dęblińskiej przyjmowani byli teraz nie „najlepsi z najlepszych”, jak przed wojną, ale według proporcji klasowych. Najwięcej młodzieży robotniczej: ponad 60 proc., później rolników, a następnie inteligencji. Nie grało też roli wykształcenie. Przyjmowano do szkoły z niepełnym podstawowym, a nawet tuż po kursach dla analfabetów. Ten czas powojenny w polskiej historii lotnictwa trwał aż do połowy lat pięćdziesiątych. Kuriozalny był rocznik 1950-51, kiedy podchorążowie byli niemal pozbawieni zajęć teoretycznych. Według sowieckiej doktryny, „należało podchorążych uczyć tylko tego, co potrzebne jest na wojnie i tylko w taki sposób, jak się wymaga na wojnie” („Przegląd Sił Powietrznych”, nr 6/2005). Sowiecki imperializm bowiem przygotowywał się do III wojny światowej. W rezultacie w ciągu jednego roku (1951) promocja absolwentów odbyła się... siedmiokrotnie.
Sytuację w polskim lotnictwie, choć nadal podporządkowanym Sowietom, zmieniła „odwilż” 1956 r. Szkoła dęblińska zyskała znaczną autonomię, a jej wychowawcy starali się prowadzić niezależną pracę pedagogiczną. Zaczęto też wymagać od podchorążych ukończenia szkoły średniej. W latach siedemdziesiątych ubiegłego wieku, przy współpracy innych uczelni, zarówno wojskowych, jak i cywilnych, pracowano również nad nowymi modelami samolotów oraz nad nowoczesnym sprzętem lotniczym. W tym nawigacyjnym. W 1968 r. dęblińska szkoła stała się uczelnią wyższą. Absolwenci zaś otrzymywali dyplom inżyniera pilota. Prymusem pierwszego rocznika został ppor. Ryszard Olszewski, obecnie generał broni i zarazem doktor habilitowany nauk wojskowych. A w latach 1995-2000 rektor dęblińskiej Alma Mater. Dumą do dziś, co podkreśla wielu jej absolwentów, jest fakt, że pierwszym polskim kosmonautą był również jej prymus - obecnie generał brygady Mirosław Hermaszewski.

Szkoła w III RP

W III RP dęblińska „Szkoła Orląt” została „odczepiona” od sowieckiego systemu wojennego i radzieckiej doktryny. To również wiązało się z niemal całkowitą reorganizacją sytemu kształcenia. Szkoła zyskała na tym nie tylko pod względem sprzętowym, ale też i cywilizacyjnym. Siermiężne jeszcze wyposażenie zamieniono studentom i naukowcom na godne tej elitarnej uczelni. Obecnie „Szkoła Orląt”, od 1994 r. nosząca nazwę Wyższej Szkoły Oficerskiej Sił Powietrznych (WSOSP) szkoli nie tylko absolwentów szkół średnich, ale też szkół wyższych; w tym także kobiety. Szkoli zarówno kosmonautów, jak i pilotów samolotów odrzutowych, transportowych czy śmigłowców. Także oficerów obsługi naziemnej. Współcześnie szkoła blisko współpracuje z kilkoma uczelniami cywilnymi, począwszy od Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego po Politechnikę Warszawską. Współpracuje również z uczelniami zagranicznymi. Na terenie WSOSP znajduje się też parafia wojskowa Matki Bożej Loretańskiej.
Z chwilą wejścia Polski do NATO w 1999 r., dęblińska „Szkoła Orląt” musiała dopasować swój system szkolenia pilotów do potrzeb Sojuszu Atlantyckiego. Nie było to zbyt trudne, ponieważ reforma WSOSP z 1994 r. zapoczątkowała w polskim szkolnictwie natowskie standardy dydaktyki. Zaś podczas kolejnej reformy, w 2002 r. wprowadzono pięcioletni cykl studiów. A po podpisaniu umowy pomiędzy Politechniką Warszawską a WSOSP jej absolwenci otrzymują jednocześnie dyplom ukończenia studiów magisterskich Politechniki Warszawskiej.
Ale marzenia o wznoszeniu się na nowoczesnym sprzęcie może zrealizować niewielu młodych ludzi. Oprócz marzeń o lotnictwie i znakomicie zdanych bardzo ciężkich egzaminów oraz preferowanego doświadczenia lotniczego, o tym, na jakim kierunku znajdzie się podchorąży w poważnym stopniu decyduje jego stan zdrowia. - Pierwszym sitem podczas egzaminów na naszą uczelnie są podstawowe badania lekarskie. Kolejne i najwszechstronniejsze w Wojskowym Instytucie Medycyny Lotniczej w Warszawie - mówi ppłk Janusz Chojecki, rzecznik prasowy szkoły. - To one też określają, oprócz marzeń przyszłych podchorążych, na jaki kierunek może zostać przyjęty. W uproszczeniu można podać, że najwyższa kategoria zdrowia dopuszcza do służby na samolotach odrzutowych. Druga - na samolotach odrzutowych poddźwiękowych, zaś trzecia - na śmigłowcach i samolotach transportowych. Prawdę mówiąc, najdrobniejsza wada eliminuje kandydata, studenta czy nawet już pilota ze służby. Mamy coroczne badania lekarskie. Bywa tak, że podchorążemu stan zdrowia w czasie studiów pogarsza się i musi zrezygnować albo z obranego kierunku, albo wręcz z uczelni. Toteż u nas bardzo ważne są nie tylko najwyższe oceny, ale także najdoskonalsze zdrowie.
Dzisiaj szkoła dzięki wysoko wyszkolonej kadrze naukowo-dydaktycznej, prowadząc zarówno studia wojskowe, jak i cywilne, z powodzeniem konkuruje z uczelniami w Europie i na świecie. Marzeniem jej pracowników jest, aby polskie szkolnictwo lotnicze dopracowało się bardzo nowoczesnego samolotu treningowego szkolno-bojowego, który by bezpośrednio przygotowywał dęblińskich ikarów do prowadzenia F-16. Marzeniem kadry naukowej jest też, by ich uczelnia stała się niebawem Akademią Lotniczą.

2010-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Przerażający projekt w Belgii: eutanazja dla „ludzi zmęczonych życiem”

2024-04-17 09:46

[ TEMATY ]

eutanazja

Belgia

Adobe.Stock.pl

W Belgii mamy do czynienia z kolejną przerażającą odsłoną kultury śmierci. Luc Van Gorp, stojący na czele jednego z funduszy ubezpieczeń, których celem jest zapewnienie każdemu godnej opieki zdrowotnej, wyszedł z propozycją eutanazji dla „ludzi zmęczonych życiem”. W odpowiedzi belgijscy biskupi przypomnieli, że „ludzkie społeczeństwo zawsze opowiada się za życiem”.

Debatę na temat wspomaganego samobójstwa ludzi starszych Luc Van Gorp rozpoczął w minionym tygodniu na łamach flamandzkiej prasy. Powołał się przy tym w szczególności na presję finansową na system opieki zdrowotnej, jaką niesie ze sobą opieka nad ludźmi starszymi i często chorymi. W dwóch dziennikach zaproponował on radykalne rozwiązanie „kwestii starzenia się społeczeństwa”. Podkreślił, że „ci, którzy są zmęczeni życiem, powinni mieć możliwość spełnienia swojego pragnienia o końcu życia”. Wskazał, że „nie można przedłużać życia tych, którzy sami już tego nie chcą, bo chodzi o budżet i kosztuje to rząd duże pieniądze”. Zauważył, że w starzejących się społeczeństwach Europy jest to ogromny problem, brakuje też niezbędnego personelu do opieki.

CZYTAJ DALEJ

Kustosz sanktuarium św. Andrzeja Boboli: ten męczennik może nam wiele wymodlić

2024-03-22 18:36

[ TEMATY ]

Warszawa

sanktuarium

św. Andrzej Bobola

polona.pl

Kustosz narodowego sanktuarium św. Andrzej Boboli jezuita o. Waldemar Borzyszkowski zauważa od lat wzmożenie kultu męczennika. Teraz, kiedy wolność Polski jest zagrożenia, szczególnie warto modlić się za jego wstawiennictwem - zaznacza w rozmowie z KAI. W dniach 16-24 marca odbywa się ogólnonarodowa nowenna o pokój, pojednanie narodowe i ochronę życia za wstawiennictwem św. Andrzeja Boboli i bł. Jerzego Popiełuszki.

Joanna Operacz (KAI): Czy w sanktuarium św. Andrzeja Boboli widać, że ten XVII-wieczny męczennik jest popularnym świętym? Czy jest bliski ludziom?

CZYTAJ DALEJ

Caritas optuje na rzecz nowego partnerstwa między Europą i Afryką

2024-04-18 18:55

[ TEMATY ]

Caritas

Europa

Afryka

Caritas

Przewodniczący Caritas Europa ks. Michael Landau i przewodniczący Caritas Afryka ks. Pierre Cibambo wezwali do zacieśnienia stosunków i współpracy na równych zasadach między Europą a Afryką. W wywiadzie dla austriackiej agencji katolickiej obaj poruszyli takie kwestie, jak migracja, stosunki gospodarcze, wojny i konflikty w Afryce oraz ich przyczyny, a także problemy wewnętrzne w Afryce.

Jednocześnie obaj przewodniczący podkreślili, że Afryka nie jest kontynentem w potrzebie i ubóstwie. Afryka, to również bardzo zróżnicowany, rozwijający się kontynent, który stoi wobec różnych możliwości. Tym, czego najbardziej potrzebuje, jest międzynarodowa sprawiedliwość i solidarność.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję