Ks. Janusz Gorczyca, proboszcz parafii podzielił się wspomnieniem sprzed ponad dwu lat, kiedy decyzją księdza arcybiskupa obejmował parafię św. Maurycego. – W lipcu dwa lata temu zostałem tutaj kolejnym proboszczem po moich wielkich poprzednikach, za co Ci księże arcybiskupie serdecznie dziękuję, bo historia mojego życia jest z tą parafią dosyć mocno związana – mówił ks. Gorczyca.
W homilii ksiądz arcybiskup nawiązał do patronalnego święta parafii. – Cieszę się, że razem z Wami oddaję cześć właśnie temu świętemu, który opiekuje się Waszą parafią, opiekuje się Wami. Niewiele o nim wiemy, bo żył na przełomie III i IV wieku. I czego jesteśmy pewni – poniósł śmierć męczeńską. Był rzymskim oficerem Legii Tebańskiej, której żołnierze byli chrześcijanami – mówił ksiądz arcybiskup. Przypomniał, że św. Maurycy poniósł śmierć męczeńską po odmowie złożenia pogańskiej ofiary bogom.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
– Ten szlachetny czyn do dzisiaj budzi podziw i jest świadectwem wierności Bogu i świadectwem miłości do Niego. Dlatego właśnie jego orędownictwu zawierzamy siebie, nasze rodziny i całą parafię – mówił metropolita wrocławski.
Następnie nawiązał do fragmentu Ewangelii o robotnikach najmowanych do pracy w winnicy. Podkreślił, że pięknym wprowadzeniem było pierwsze czytanie z księgi proroka Izajasza, w którym słyszeliśmy słowa Boga: „Moje myśli nie są waszymi myślami”.
– Zdajemy sobie sprawę, jaka jest różnica między nami a Bogiem, między naszymi myślami a Jego myślami. A dzisiaj powiemy jeszcze, jaka jest różnica między rozumieniem przez Niego swojej miłości a rozumieniem sprawiedliwości przez nas. W tej przypowieści Pan Jezus nawiązuje do tego, co było bliskie słuchaczom. Mówi o ludziach, którzy przychodzą i czekają, aby zatrudnić ich w winnicy – mówił pasterz Kościoła wrocławskiego.
Zauważył, że ten obraz jest ciągle aktualny w Ziemi Świętej. Tam w okolicach Jerycha czekają grupki młodych mężczyzn, którzy potem zabierani są samochodami do pracy. Oni są gotowi, deklarują gotowość. Gospodarz umawia się z nimi na jakąś kwotę i zabiera ich do pracy. Ten obraz jest też znany z filmów opowiadających o czasie gwałtownego rozwoju przemysłu. W czasach ogromnego bezrobocia pracodawcy również wybierali pracowników do pracy.
Reklama
– Jezus nawiązuje do czegoś, co było dobrze znane. Nawiązuje do tego, że właściciel winnicy zatrudnia robotników. I tutaj się kończy to, co rozumiemy a zaczynają się pewne trudności. Ta przypowieść o robotnikach wysłanych do pracy w winnicy w różnych porach dnia zawsze rodziła liczne trudności słuchaczom Ewangelii. Bo czy można zaakceptować sposób postępowania gospodarza, który daje takie samo wynagrodzenie temu, kto pracował jedną godzinę i temu, kto przepracował całą dniówkę. Czy nie łamie on zasady słusznej zapłaty? - pytał ksiądz arcybiskup i podkreślał, że po ludzku od razu widać, że jest to niesprawiedliwe. Na świecie bowiem stosuje się zasadę: takie wynagrodzenie, jaka praca. Mała praca, mała zapłata; za pracę na wyższym stanowisku - większa zapłata. I jesteśmy do tego systemu przyzwyczajeni.
– Trudność rodzi się z pewnego nieporozumienia. Ten problem zapłaty odnosi się do uwarunkowań ekonomicznych. Cały czas rozważamy go w kategoriach ludzkich. A Bóg w pierwszym czytaniu mówi: „Moje myśli nie są waszymi myślami”, czyli musimy się zgodzić na to, że Pan Bóg widzi trochę inaczej. Jak Jezus to interpretuje? Jezus odnosi to do konkretnych sytuacji, do ściśle określonego przypadku. Tym jednym denarem, danym wszystkim, jest królestwo niebieskie. Królestwo, które Syn Boży przyniósł na ziemię. Jest to możliwość zdobycia udziału w zbawieniu. Chrystus wszystkim ofiaruje po tym jednym denarze, czyli wszystkim ofiaruje swoje zbawienie – nauczał abp Kupny.
Reklama
Zauważył, że przypowieść zaczyna się od słów: „Królestwo niebieskie podobne jest do gospodarza, który wyszedł wczesnym rankiem...”. Pan Jezus nie mówi o ekonomii, mówi o królestwie niebieskim. A tam obowiązuje taka zasada: Chrystus z miłości do człowieka daje wszystkim po denarze, daje wszystkim zbawienie.
Ksiądz arcybiskup zaznaczył, że problem stanowi tutaj sytuacja Żydów i pogan. Do pogan uważanych za grzeszników zaliczani byli m.in. celnicy, nierządnice. Po drugiej stronie stali ci, którzy od dzieciństwa zachowywali prawo, byli blisko Pana Boga. Możemy powiedzieć, że pracowali od samego dzieciństwa.
– Jezus opowiadając tę przypowieść, odnosi się do tej sytuacji. Ale co się okazuje? Ci uważani za grzeszników okazują się bardziej gotowi przyjąć Ewangelię niż tzw. sprawiedliwi. Dokonuje się coś, co Jezus mówi na zakończenie przypowieści: „Tak ostatni będą pierwszymi, a pierwsi ostatnimi”. Ci ostatni gorliwiej, z większym sercem, otworzyli się na Chrystusową Ewangelię, na Chrystusa. Oni wyprzedzą tych, którzy tak z przyzwyczajenia podążają, a może jedynie uchylają drzwi swojego serca – nauczał metropolita wrocławski i postawił pytanie, czy możemy mieć o to pretensje do Pana Boga.
– Patron naszej parafii poniósł śmierć męczeńską, oddał swoje życie za wiarę. My nie musimy tego robić. Ale jest wiele miejsc na świecie, gdzie wyznawcy Chrystusa są prześladowani. I często z tego powodu są mordowani. Ale ufamy, że i oni i my dostąpimy udziału w szczęśliwości nieba. Ale to też niesprawiedliwe. Oni oddają życie, a my żyjemy spokojnie. Ten męczennik oddał życie, oddał to, co miał najcenniejszego. My nie musimy tego robić. My przyjmujemy, że tak ma być. On jest w niebie, my też zdążamy do nieba. Ale czy to jest sprawiedliwe, taka sama nagroda dla tych, którzy oddają życie za Chrystusa i dla nas? - pytał ksiądz arcybiskup i zaznaczył, że tutaj rodzą się następne pytania. Dlaczego nam tak trudno przyjąć, że ktoś taki jak np. dobry mąż w ostatniej chwili swojego życia może zostać zbawiony? Nawet jeśli całe życie był z daleka od Pana Boga a w ostatniej chwili uwierzył? Dlaczego trudno nam przyjąć, że Ci, którzy jeszcze czekają – takich jest wiele, mamy ich w rodzinach – dla których nie wybiła jeszcze godzina „jedenasta” mogą być zbawieni.
Reklama
– My, Kochani – tak głęboko w to wierzę – myśmy się zgłosili dużo wcześniej. Ale obok nas są tacy, którzy jeszcze czekają. Nie wiem, na co czekają. Może żeby jeszcze raz Chrystus wyszedł i zaprosił ich: „Wejdźcie do radości mojego królestwa”. Dla nich nie nadeszła jeszcze ta godzina „jedenasta”. Ale dlaczego nam trudno przyjąć, że ci także mogą być uczestnikami przygotowanego dla nas nieba? Dlaczego trudno nam przyjąć, że kto się nawróci pod koniec życia, też zostanie zbawiony? - pytał hierarcha.
Podkreślił, że nie bez ważnego powodu Chrystus opowiedział tę przypowieść o dziwnym zachowaniu ewangelicznego pracodawcy. – Nie bez powodu i głębokiego uzasadnienia opowiada ją dziś i będzie opowiadał swojemu Kościołowi do końca wieków. Wszyscy bowiem jesteśmy w takiej sytuacji, że z tych i innych powodów mogą nas niepokoić myśli o zmarnowanym czasie dla Jezusa. Mogą nas niepokoić takie myśli, że to życie już gdzieś tam dobiega końca i to życie zmarnowałem, nie oddałem tego życia Jezusowi, nie żyłem z Jezusem. Wszyscy jesteśmy w takiej sytuacji. Wszyscy jesteśmy w takiej sytuacji, że zaczynamy ulegać pokusie o wyrokowaniu w sprawie życia naszych bliźnich – podkreślał ksiądz arcybiskup.
Hierarcha przestrzegł też przed pokusą beztroskiego życia bez Boga, z myślą, że przyjdzie jeszcze czas na nawrócenie. Podkreślił, że nikt z nas nie wie, jaki czas życia mu pozostał.
– Dzisiaj trzeba, jak Ci robotnicy, stanąć przed Panem i zgłosić gotowość do pracy w Jego winnicy. Dzisiaj trzeba wyciągnąć rękę po tego denara, którego ofiaruje nam Chrystus. Dzisiaj trzeba nam to zrobić. Ta przypowieść zawiera także niezwykle ważną naukę o charakterze duchowym: Bóg powołuje wszystkich i powołuje w każdej godzinie. (...) To jest nasza nadzieja. W Chrystusie możemy złożyć naszą nadzieje, On jest przy nas, On nas powołuje, On nas kocha, stoi z tymi denarami i chce je nam wręczyć. Od nas tylko zależy, czy otworzymy Mu nasze serca, czy zaprosimy Go do tego, by żył w nas i z nami – zakończył pasterz Kościoła wrocławskiego.