Wszystkie trzy zostały opisane w adwentowych czytaniach mszalnych. Wszystkie trzy wiążą się z przyjściem na świat Jezusa Chrystusa. Ich główne ludzkie postacie to Maryja - przyszła Bogurodzica, Józef - Jej Oblubieniec, oraz Jan Chrzciciel. A oto i owe dramaty.
Maryja
Pierwszy miał miejsce w momencie zwiastowania Maryi, że z woli
Boga ma być
Matką Jezusa. Anioł Gabriel powiedział:" Maryjo, znalazłaś
łaskę u Boga. Oto poczniesz w
swym łonie i porodzisz syna i nadasz
Mu imię Jezus" (Łk 1, 30n). Właśnie to, co anioł
nazwał" łaską",
stało się przyczyną największego niepokoju, żeby nie powiedzieć,
że wręcz
wewnętrznego rozdarcia, które wyszło na jaw w pytaniu
Maryi:" Jakże się to stanie? Przecież
ja nie znam męża" (Łk 1,
34). Co znaczy wyrażenie" znać męża" - dość powszechnie
wiadomo.
Wątpliwości natomiast budzi czasowy zakres maryjnego" nieznania męża"
. Jedni są
zdania, że Maryja nawiązywała w ten sposób do stanu
swojej niezamężności wtedy, gdy
nawiedzał ją anioł, inni utrzymują
- i to wydaje się być bardziej prawdopodobne, że jej
oświadczenie
stanowiło aluzję do wcześniejszego postanowienia, rodzaju ślubu czystości
-
obejmującego całe jej życie - że nigdy nie będzie znała męża.
Tak czy owak, zakłopotanie
Maryi (Ewangelia mówi wyraźnie o" przelęknieniu")
było oczywiste i w pełni uzasadnione,
choć, rzecz jasna, znacznie
większe przy założeniu, że" nieznanie męża" miało się rozciągać
na całe życie.
Co robić? Jak się to stanie? Oto dramat spowodowany zderzeniem
się woli Boga z
planami ludzkimi, jak najbardziej przecież godziwymi.
Maryja nie przedstawiła żadnego
pomysłu własnego na wyjście z trudnej
sytuacji, w jakiej się nagle znalazła.
Józef
To, co wypadło przeżyć Józefowi, zasługuje na miano chyba jeszcze
większego
dramatu." A oto jak było z narodzeniem Jezusa Chrystusa:
Kiedy Maryja, Matka Jego, była
dana za żonę Józefowi, nim jeszcze
zamieszkali razem, poczuła, że stanie się matką za
sprawą Ducha
Świętego. Wtedy Józef, mąż jej, ponieważ był człowiekiem prawym i
nie
chciał jej zniesławić publicznie, postanowił oddalić ją od
siebie po kryjomu" (Mt 1, 18n). Nie
ma żadnych dowodów na to, że
Józef wiedział o interwencji samego Ducha Świętego w
sprawę przyszłego
macierzyństwa Maryi. Ale nawet gdyby wiedział, co kilku znanych
egzegetów sugeruje, to i tak, wobec obowiązującego prawa, sytuacja
jego małżonki Maryi
musiała budzić prawdziwe zatroskanie. Oto bowiem
co nakazywało prawo:" Jeżeli jakaś
młoda kobieta, jeszcze dziewica,
została już z kimś zaręczona i w tym czasie spotka ją jakiś
inny
mężczyzna i zbliży się do niej, to sprowadzicie oboje do bramy miasta
i zadacie im śmierć
przez ukamieniowanie: młodą kobietę za to,
że będąc w mieście nie wzywała głośno
pomocy, mężczyznę za to,
że zbezcześcił żonę bliźniego" (Kpł 22, 23n). Zakłada się, rzecz
jasna, że wydanie wyroku ukamieniowania powinno być poprzedzone zeznaniami
wiarygodnych świadków, którym zresztą przysługiwało prawo - a może
był to nawet
obowiązek? - rzucenia pierwszych kamieni na skazanych.
W przypadku Józefa sytuację dodatkowo komplikuje - zarówno
Józefowi osobiście, jak
i pragnącym zrozumieć należycie jego dramat
- wzmianka o tym, że Józef był człowiekiem
prawym. Owa" prawość"
musiała się przejawiać także w poszanowaniu wszelkich nakazów
prawa,
uważanego powszechnie za wyraz woli Bożej. Tym razem do kolizji dochodzi
między
tak rozumianą wolą Bożą a ludzką miłością Józefa do Maryi.
I ta miłość też zawierała się w
ramach prawości Józefa. Jakże mógł
wydać na śmierć swoją umiłowaną małżonkę?
Niektórzy sądzą, że jakoś
się tę miłość" ocali", gdy owo nieszczęsne zdanie poboczne
przetłumaczy
się w sposób przyzwalający:" ...chociaż był człowiekiem prawym, czyli
troszczącym się o zachowanie prawa, to jednak postanowił po kryjomu
rozstać się z Maryją,
zamiast zadenuncjować ją urzędowo przed odpowiednim
trybunałem". Trudno powiedzieć,
czy tak właśnie rozumował Józef.
Nie ulega natomiast wątpliwości, że przeżywał nie byle
jaką rozterkę,
ale rzeczywisty dramat.
Co miał robić Józef? W odróżnieniu od Maryi, zdobył się
na pomysł, różnie zresztą
interpretowany przez znawców Ewangelii
Mateusza. Jedni sądzą, że zamierzał oddalić
Maryję, inni - że sam
postanowił ją opuścić. Ponieważ jednak przy obydwu założeniach
pozostawienie samej Maryi, znajdującej się w stanie brzemiennym,
trzeba by uznać za czyn
okrutny, absolutnie nie dający się pogodzić
z ludzką prawością Józefa, wszystkie wysiłki
egzegetów koncentrują
się na interpretacji przysłówka" po kryjomu". Niektórzy sformułowanie
to rozumieją jako zamiar dalszych, nieprzerwanych, ale dyskretnych
kontaktów Józefa z
Maryją mimo pozornego Jej opuszczenia. Trzeba
przyznać, że niewiele to wyjaśnia. Sam
pomysł Józefa nie był najszczęśliwszy
i chyba nie przyniósł mu należytego spokoju sumienia.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Reklama
Jan
Trzeci dramat wypadło przeżyć Janowi Chrzcicielowi. Na czym
ten dramat polegał?
Trochę przesadzając można by powiedzieć, że
na tym, iż Jan zawiódł się na Jezusie, w co aż
jemu samemu trudno
było uwierzyć, bo to przecież on właśnie usłyszał, że" chrzczony"
przez
niego w Jordanie Jezus był umiłowanym Synem Boga Ojca. Jak
wielu jemu współczesnych,
był Jan przekonany, że Syn Człowieczy,
gdy przyjdzie, uwolni nie tylko Izrael od obcej
przemocy, lecz
całą ludzkość od wszelkiego zła. Tymczasem jak się przedstawia
rzeczywistość, w której Jan tak wiernie wypełniał swoje posłannictwo?
On sam znajduje się
w więzieniu, a wokół szaleje zło, którego uosobieniem
jest Herod. I co na to Jezus? Dlaczego
nie reaguje? Przychodzą
Janowi do głowy najróżniejsze myśli. Oto jedna z nich: Może Ten,
którego przyjście zapowiadał i którego osobiście ochrzcił w Jordanie,
nie jest Mesjaszem?
Może na prawdziwego Mesjasza nadal trzeba oczekiwać?
Jan podejmuje próbę uwolnienia się od tych prawie bluźnierczych
wątpliwości:" Posłał
do Jezusa swych uczniów z takim zapytaniem:
Czy Ty jesteś tym, który ma przyjść, czy też
winniśmy oczekiwać
na innego" (Mt 11, 3).
* * *
Te adwentowe dramaty ludzi - przynajmniej dwojga spośród nich
- mają szczęśliwe
zakończenia.
Maryja, dowiedziawszy się, że zostanie Matką za sprawą
Ducha Świętego, zrozumiała,
iż nadal wolno jej będzie" nie znać
męża". Pewnie też jakąś rolę w poddaniu się woli Bożej
odegrało
to wszystko, czego Maryja dowiedziała się o zbawczej działalności
Jej przyszłego
Syna. Wszystko to, co skłoniło Maryję do wypowiedzenia
wiekopomnego" niech mi się tak
stanie", stało się za sprawą anioła.
Aniołem także posłużył się Bóg, żeby nakłonić Józefa
do nierozstawania się z Maryją.
To anioł powiedział Józefowi:"
Nie bój się przyjąć do siebie Maryi... to bowiem, co się w niej
poczęło, pochodzi od Ducha Świętego" (Mt 1, 21). Nie wiemy, co Józef
pomyślał sobie o
wspomnianych już wymogach prawa. Chyba ze wszystkim
zdał się na Boga. Opis Józefowego
dramatu kończy się stwierdzeniem:"
Obudziwszy się, Józef uczynił tak, jak mu nakazał anioł
Pański:
przyjął swoją małżonkę" (Mt 1, 24).
Nie ma tak wyraźnego happy endu opis dramatu Jana Chrzciciela.
Przez wysłanników
Jana Jezus doradzał rozejrzeć się dokoła. Przecież
tylu ślepych wzrok odzyskało, chromi
chodzą, trędowaci są oczyszczeni,
głusi słyszą, umarli zmartwychwstają, a ubogim opowiada
się Dobrą
Nowinę (Mt 10, 5). Jan powinien dostrzec i nie mieć żadnych wątpliwości,
komu to
wszystko należy zawdzięczać. Jan nie rozpoznał" czasu swego",
nie odczytał jak należało
znaków czasu. I co jeszcze ważniejsze:
Jan miał fałszywe wyobrażenie o całym
posłannictwie Jezusa. Jeśli
powiedzieliśmy przed chwilą, że opis dramatu Janowego nie ma
szczęśliwego
zakończenia, to dlatego, że nic nie wiemy o tym, jak zachował się
Chrzciciel, co
powiedział swoim uczniom, gdy wrócili z ich misji
do Jezusa.
Rozważania nad rozterkami ludzkimi związanymi ze sprowadzaniem
na świat Słowa
Wcielonego (verbum incarnatum) skłaniają do refleksji
nad analogicznymi doświadczeniami w
związku z przekazywaniem natchnionego
Słowa Bożego (verbum inspiratum). W tym ostatnim
przypadku nawet
najlepsza wola i wszelkie kompetencje nauczających jakże często
spotykają się z obojętnością albo czynnym oporem nauczanych. Przypominają
się w tym
miejscu ubolewania św. Pawła:" Prawdę mówię w Chrystusie,
nie kłamię, świadkiem mi jest w
sumieniu Duch Święty: odczuwam
ogromny smutek i ustawiczny ból w moim sercu. Gotów
byłbym dla
braci moich być wyłączony i pozostawać z dala od Chrystusa. Są to
przecież
rodacy moi według ciała. Izraelici, którzy się cieszą
przybranym synostwem i chwałą, i
przymierzem, i Prawem, i pełnieniem
służby Bożej, i obietnicami" (Rz 9, 1-4). I nieco dalej:"
Bracia,
naprawdę całym sercem pragnę ich zbawienia i modlę się za nich do
Boga. Muszę
bowiem przyznać im, że posiadają zapał Boży, ale nie
mają dość rozeznania. Oto odrzuciwszy
sprawiedliwość Bożą, próbują
na jej miejsce wprowadzić własną sprawiedliwość, nie
poddając się
sprawiedliwości Bożej. A przecież celem Prawa jest Chrystus dający
usprawiedliwienie każdemu, kto wierzy" (Rz 10, 1-4). Ale Paweł mimo
to stwierdza gdzie
indziej:" Właśnie dla owej Ewangelii znoszę
ucisk i jestem więziony jak złoczyńca. Ale słowo
Boże nie zostało
jednak mimo to skrępowane" (2 Tm 2, 9).
Happy end - jak w poprzednich trzech dramatach.