Reklama

Spiker przy ołtarzu

Jan Suzin to bez wątpienia legenda polskiej telewizji. Przez blisko pół wieku, obok Krystyny Loski i Edyty Wojtczak, był spikerem, którego na ulicy rozpoznawało nawet każde dziecko. Dziś jest wprawdzie na emeryturze, ale nadal użycza swego głosu. Czyta fragmenty Pisma Świętego podczas niedzielnych Mszy w kościele Matki Bożej Nieustającej Pomocy na Saskiej Kępie.

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Inaczej sobie to wszystko wyobrażałem.
Spodziewałem się, że telewizja będzie łączyć świat,
że ludzie staną się dzięki niej lepsi, mądrzejsi.
Tymczasem jest zupełnie odwrotnie

Gdy w piątek po południu dzwonię do Suzina, by umówić się spotkanie, od razu się zgadza. W poniedziałek mam się stawić w herbaciarni przy ulicy Francuskiej.
Dochodzi jedenasta. Czekam przy stoliku, na zewnątrz lokalu. Z daleka dostrzegam wysokiego mężczyznę w białej, sportowej kurtce, w jasnych spodniach i adidasach. Z siatką w ręku powolutku zmierza w moją stronę. Na pierwszy rzut oka wcale nie przypomina spikera, którego pamiętam z telewizji. Kiedy podchodzi bliżej, moje wątpliwości znikają. - Zaraz do pani przyjdę, tylko kupię kurę na obiad - mówi z uśmiechem. Po chwili dodaje: - Tu robią znakomitą kurę z rożna.
Zamawia filiżankę małej czarnej i siada przy stoliku. - Lubię ten lokal - mówi.

Byliśmy zapaleńcami

Do telewizji trafił właściwie przypadkowo. Gdy ukończył Wydział Architektury na Politechnice Warszawskiej, po prostu zajrzał kiedyś na Woronicza. Z ciekawości. Bo słyszał, że ma się tam odbyć konkurs na spikerów. - Telewizja to było magiczne słowo. W Warszawie mało kto w ogóle miał wtedy telewizor.
Suzin przeszedł kolejne stopnie eliminacji i ostatecznie ten konkurs wygrał. Postanowił sprawdzić się w pracy spikera. Był rok 1955.
Początkowo program był nadawany dwa razy w tygodniu po dwie godziny, pracował zatem stosunkowo niewiele. - Pamiętam, jak wchodziłem na wizję i mówiłem: "Do widzenia państwu, kończymy program, zobaczymy się ponownie za trzy dni"- wspomina. - Wejście na wizję zawsze wiązało się ze stresem. Choć pomniejszonym o świadomość niewielkiej liczby odbiorców. Wiedziałem, że mało kto mnie ogląda, nie było też mowy o tym, by ludzie rozpoznawali mnie na ulicy.
Ale telewizja stopniowo się rozwijała. A wraz z upływem lat coraz więcej ludzi zaczynało kupować telewizory. Zwłaszcza w latach sześćdziesiątych, kiedy program były nadawany trzy razy w tygodniu, a w końcu prawie codziennie, oprócz piątków.
- Praca w telewizji całkowicie zmieniała mój tryb życia, wychodziłem z domu koło południa a wracałem o północy - mówi Jan Suzin. Ale mu to nie przeszkadzało. Lubił swój zawód. - Byliśmy zapaleńcami, wierzyliśmy, że tworzymy nową, wspaniałą rzeczywistość.
Urozmaicały ją rozmaite "wpadki". Na przykład w czasie programu przepaliła się kiedyś żarówka i dalszą część trzeba było nadawać przez chwilę po ciemku. Innym razem Edytka usiadła przed kamerą, i nagle zaczął jej się ruszać nos. Widać było, że chciała kichnąć. W końcu kichnęła, ale prosto w kamerę. Po czym powiedziała: "Przepraszam państwa bardzo" i mówiła dalej. A był i taki przypadek, że lektor, który czytał film, zamiast "żółtodziób", powiedział: "Zółciodup". I poszło to w eter.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Reklama

Nie oglądam telewizji

Praca w TVP zupełnie inaczej wyglądała w stanie wojennym. Cała telewizja była opanowana przez wojsko. - Spikerów na początku w ogóle nie wpuszczano na wizję, my zresztą wcale o to nie zabiegaliśmy - mówi Suzin. Toteż spokojnie czekał w domu na to, co się zdarzy. W końcu, któregoś dnia do drzwi jego mieszkania zapukał ośnieżony żołnierz. - Kiwnął palcem, dając znak, że jedziemy. Wsadzili mnie do samochodu, zawieźli na Woronicza i dali nam do czytania jakieś komunikaty - wspomina spiker. - Siadałem więc przed kamerą i czytałem. Pamiętam, że chcieli nas ubrać w mundury, ale ktoś powiedział: wyobraźcie sobie Loskę albo Edytę w mundurze. I wszyscy mało nie pękli ze śmiechu. Zrezygnowano więc z tego pomysłu.
Dopiero po zniesieniu stanu wojennego atmosfera nieco zelżała.
Choć Suzin ma ogromny sentyment do początkowego okresu pracy, dzisiaj telewizję wspomina z niesmakiem. - Inaczej sobie to wszystko wyobrażałem. Spodziewałem się, że telewizja będzie łączyć świat, że ludzie staną się dzięki niej lepsi, mądrzejsi. Tymczasem jest zupełnie odwrotnie. Codzienne programy dają doskonały instruktaż dla bandziorów, nie mają końca walki, strzelaniny, drastyczne obrazy. Dlatego już od kilku lat nie oglądam telewizji.
A sentyment? - pytam Suzina.
- Po prostu się wypalił - odpowiada stanowczo. - Zostało rozczarowanie. I żal, że kawał życia włożyliśmy w fajną sprawę, a wyszło zupełnie co innego.
Mimo to Suzin nie żałuje czasu spędzonego w telewizji. - Człowiek zawsze ma w życiu do wyboru kilka dróg. Ta, na którą ja się wtedy zdecydowałem musiała być dla mnie najwłaściwsza, bo na niej wytrwałem - zapewnia.
Znamienne, że Suzin nie chodzi do kina, nawet na najbardziej okrzyczane filmy. - Jako lektor przeczytałem ich w życiu parę tysięcy, niektóre nawet po dwa razy. Jak tylko zobaczę początek jakiegoś filmu, to średnio po 15 minutach przysypiam, bo wiem, co się dalej wydarzy. To takie skażenie zawodowe.

Reklama

Po prostu dobry człowiek

Od roku 1996 Suzin już nie pracuje. - Szkoda, że jest już na emeryturze - mówił o nim jeden z reżyserów: - Nigdy nie zapomnę tych wszystkich westernów, które przeczytał w TV, po prostu nadawał im drugie tło. Suzin jest świetny w każdym gatunku, ale według mnie najlepiej wypadał w kryminałach i westernach. Kiedy oglądało się tamte filmy z jego głosem, to czuło się jakiś niepowtarzalny klimat. Z tym trzeba się urodzić.
Suzin: - Myślałem, że jak przejdę na emeryturę, to się zanudzę na śmierć. Tymczasem się okazuje, że mam więcej zajęć, niż wtedy gdy pracowałem: choćby wbicie haczyka w ścianę czy pomalowanie stołu. Albo zakupy, np. kura na obiad, którą pani polecam.
Nie bierze już on dzisiaj udziału w żadnych programach. Co najwyżej użycza głosu do reklam. I przynosi to skutek. Bo na przykład lek na gardło: Neo- Angin stał się popularny po reklamie, w której wystąpił Suzin.
Od kilku lat, na niedzielnych Mszach czyta czasem fragmenty Pisma Świętego w kościele przy Nobla. Kiedyś poprosił go o to ks. prał. Stanisław Rawski. - Cudowny człowiek, samo serce - mówi o nim Suzin.
Jak twierdzą księża, którzy pracują w parafii na Saskiej Kępie, ludzie rozpoznają Suzina, chętnie go słuchają. - Gdy ktoś widzi, że znana osoba nie wstydzi się wiary, że identyfikuje się z Kościołem, jest to budujące, to z pewnością rodzaj świadectwa - mówi jeden z kapłanów. Dodaje, że Suzin chętnie angażuje się w akcje charytatywne, gdy trzeba wspiera materialnie dzieła parafialne. - To po prostu dobry człowiek, bardzo uczynny i pokorny.

W klubie "Jolkowiczów"

Na Saskiej Kępie mieszka od blisko czterdziestu lat. Z żoną i... żółtym kanarkiem, Guciem. Kocha zwierzęta, zwłaszcza psy. Ale przestał je trzymać w domu, bo pies żyje krócej niż człowiek i wtedy trzeba przejść przez rozstanie. Z kanarkiem wprawdzie też trzeba się rozstać, ale to mniej boli.
Suzin jest urodzonym warszawiakiem, rocznik 1930.
Lubi Starówkę. Zwłaszcza tę dawną. - Tuż po odbudowie, kiedy pachniała jeszcze farbą - mówi. Sentymentem darzy też kościół garnizonowy przy ulicy Długiej, który po wojnie odbudowywał z ojcem.
W czasie wolnym chętnie czyta. I rozwiązuje krzyżówki. - Wśród naszych znajomych zawiązał się klub "Jolkowiczów", czyli tych, którzy rozwiązują najtrudniejszą z krzyżówek: Jolkę. Gdy w czwartki pojawia się w kioskach, bez reszty oddaje się pasji wpisywania haseł w nienumerowane kratki. Teraz zajmuje mu to dwie godziny. Gdy nie miał jeszcze takiej wprawy, potrafił rozwiązywać ją nawet przez cały dzień.
Komórki i komputera Suzin nie ma i mieć nie zamierza. Z wyboru. Zamiast surfować po Internecie, woli chodzić z plecakiem po górach.
- Kasprowy Wierch zaliczyłem setki razy, także na nartach. Góry mają niepowtarzalny urok, sprawiają, że człowiek naprawdę może zachwycić się światem.

2003-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Łódź: Gdy kardynał bramki strzela...

2024-04-15 14:11

[ TEMATY ]

sport

Kard. Grzegorz Ryś

kardynał Ryś

Archidiecezja Łódzka

W niedzielny wieczór - 14 kwietnia br. - w hali sportowej Wyższego Seminarium Duchownego w Łodzi odbył się towarzyski mecz piłki halowej księża – klerycy.

W drużynie duchownych – których kapitanem był kardynał Grzegorz Ryś znaleźli się dwaj rektorzy – diecezjalnego WSD oraz Seminarium Redemptoris Mater, a także proboszczowie i wikariusze łódzkich parafii. W drużynie kleryckiej znaleźli się alumnie seminarium diecezjalnego oraz seminarium 35+.

CZYTAJ DALEJ

Były lekarz i arcybiskup Paryża: dla biologii zygota to już człowiek

2024-04-15 13:58

[ TEMATY ]

życie

Adobe.Stock

Nauka stale dostarcza nam nowych informacji o początku człowieka i o jego płynnym rozwoju. Powinno nas to wprawiać w zdumienie, my tymczasem kurczowo trzymamy się bezpodstawnych z biologicznego punktu widzenia wyobrażeń o pierwszych dniach naszego życia. Zwrócił na to uwagę były arcybiskup Paryża, który zanim został kapłanem przez 11 lat wykonywał zawód lekarza. Na zaproszenie organizacji Réseau Vie wygłosił wykład na temat ludzkiego embrionu.

Podkreślił, że badania naukowe ciągle poszerzają naszą wiedzę o życiu prenatalnym. Przykład tego stanowi choćby odkrycie komunikacji między matką i zarodkiem zanim jeszcze zagnieździ się w macicy. Zarodek wysyła biochemiczne sygnały, a matka potrafi je odebrać i rozpoznać, że jest w ciąży – mówił abp Aupetit. Podkreślił on, że dla nauki to oczywiste, że od połączenia dwóch gamet, żeńskiej i męskiej, powstaje zarodek i rozpoczyna się nieodwracalny proces. W kategoriach biologicznych zarodek jest istotą ludzką, z własną informacją genetyczną. Nie jest ani ojcem, ani matką, ale oryginalną istotą, produktem ich obojga.

CZYTAJ DALEJ

Bp Przybylski: troska o powołania w Kościele nie jest rekrutacją kandydatów

2024-04-16 14:17

[ TEMATY ]

bp Andrzej Przybylski

Episkopat News

Troska o powołania w Kościele katolickim nie jest próbą rekrutacji kandydatów do pustoszejących seminariów i nowicjatów, ale pomocą człowiekowi w odkryciu jego miejsca w świecie – powiedział delegat KEP ds. powołań bp Andrzej Przybylski.

W IV niedzielę wielkanocną, nazywaną niedzielą Dobrego Pasterza, 21 kwietnia w Kościele katolickim obchodzony będzie 61. Światowy Dzień Modlitw o Powołania. W Polsce rozpoczyna on tydzień modlitw o powołania do szczególnej służby w Kościele. W tym roku pod hasłem "Zróbcie wszystko, cokolwiek wam powie mój Syn".

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję