Dostajemy już drgawek na myśl o maturze. Wkuwamy całe dnie i noce
jakieś stare i nowe wiadomości, coraz bliżej jest już ten moment,
kiedy usiądziemy w swojej ławce opatrzonej wizytówką, przyozdobionej
kwiatuszkiem i zaopatrzonej w dużą kanapkę. Aż strach sobie to wszystko
wyobrażać. Wszyscy wkoło wmawiają nam, że matura to jedynie takie
większe wypracowanie, ale założę się, że ci, co tak mówią, na parę
dni przed własną maturą wcale nie byli spokojniejsi od nas. Wczoraj
było losowanie miejsc w sali gimnastycznej. Na szczęście, siedzę
w środku. Najbardziej wkurzał się Wojtek. On nie jest najlepszy z
polskiego, a właśnie na polskim ma siedzieć w pierwszej ławce, oko
w oko z całą komisją egzaminacyjną. Zaraz po takim pechowym dla siebie
losowaniu Wojtek zaczął proponować nawet jakieś pieniądze za zamianę
miejsca, ale w takiej sytuacji nikt nie chce ryzykować. Po losowaniu
miejsc, na chwilę ostatniego oddechu wybraliśmy się z całą klasą
do kawiarni, aby omówić ostatnie sprawy organizacyjne przed maturą. "
Niech czasem nikt z was nie waży się iść do fryzjera! - przypominała
Magda. - Ponoć jak się obetnie włosy przed maturą, to już można być
pewnym oblania". "A moja mama zamówiła nawet dwóch kominiarzy na
poniedziałek - zwierzała się Ewka. - Mają podjechać przed nasz dom,
kiedy będziemy wychodzić do szkoły. Mama twierdzi, że to może mi
bardzo pomóc, zwłaszcza odblokować się psychicznie. Bardzo ważne
jest takie dobre, sugestywne nastawienie". To był początek długiej
listy pomysłów na to, aby jak najlepiej zdać maturę. Marcin przypominał,
że każdy musi mieć założone slipki na lewą stronę, że trzeba mieć
ze sobą pożyczone pióro, przynieść maskotkę, która była z nami przez
całe dzieciństwo, a także oberwany guzik, nawet w najnowszym garniturze,
i swój znak zodiaku zawieszony na szyi, aby mógł skierować nasze
myślenie zgodnie z konstelacją gwiazd odpowiednią dla danego znaku.
Tego wszystkiego nazbierało się tyle, że przez moment zastanawiałem
się, czy na maturę nie trzeba będzie przyjść z dużym plecakiem. "
Najwięcej kłopotów to mam zawsze ze wstawaniem - stwierdził Michał.
- W dniu matury za nic w świecie nie mogę wstać lewą nogą. Zawsze
jak wstaję lewą nogą, muszę coś zawalić". "Dla mnie największym problemem
jest wisiorek ze znakiem zodiaku - zwierzał się Maciek. - Nie ukrywam,
że jestem «Baranem», ale jakoś głupio mi będzie iść na maturę z baranem
na szyi". Jego wątpliwości zaczęła rozwiązywać Monika. "Maciek, przecież
każdy się dziś zna na horoskopach i nikt nie zrozumie tego inaczej
- pocieszała go jak mogła. - Popatrz, nawet nasz profesor od fizyki
nosi «Pannę» i nikt nie przeczy, że jest mężczyzną". Pomysły na zabezpieczenie
się przed maturalnym pechem zaczęły się kończyć. Tuż przed samym
rozejściem się Konrad rzucił myśl, abyśmy jeszcze do tego wszystkiego
dali na Mszę św. Pomysł wszyscy przyjęli jednogłośnie i nawet nie
było problemów ze składką na zapłatę dla księdza. Udaliśmy się więc
razem na plebanię do najbliższej parafii. Drzwi otworzył nam wysoki
ksiądz w starszym wieku. "Niech będzie pochwalony... - przywitał
go Konrad. - My jesteśmy tegorocznymi maturzystami i bardzo chcieliśmy
zamówić Mszę św. z prośbą o zdanie matury. Mamy nawet ofiarę dla
księdza i bardzo byśmy chcieli, żeby odprawić w wieczór przed samą
maturą". Ksiądz uśmiechnął się bardzo serdecznie. "Jak to dobrze,
że są jeszcze młodzi ludzie, którzy wierzą, że to wszystko, co się
wokół nas dzieje, zależy tylko od Pana Boga. Wprawdzie nie ma już
wolnych intencji prawie do końca roku, ale dla was zrobię wyjątek
i odprawię w tym dniu drugą Mszę św. Właśnie w Waszej intencji".
Wziął do ręki jakiś gruby kalendarz i zaczął sprawdzać terminy. Kiedy
ustalił już dokładną godzinę i wpisał do kalendarza, Konrad chciał
mu wręczyć pieniądze. "Co to, to nie - odpowiedział zdecydowanie
ksiądz. - Odprawię bez żadnych pieniędzy". "Ależ, proszę księdza,
przecież to będzie nieważne - zaczął bronić się Konrad. - Moja babcia
mówi, że Msza bez pieniędzy nie przynosi szczęścia. My chcemy zapłacić,
na wszelki wypadek, żeby nie zapeszyć!".
Ksiądz zmarszczył brwi i ze spokojem zaczął nam tłumaczyć: "
Nie, teraz tym bardziej nie przyjmę tych pieniędzy, żebyście uwierzyli,
że Pan Bóg sam wystarczy i nie trzeba Mu dawać żadnych dodatkowych
zaklinaczy. A ja już myślałem, że wy z tą Mszą św. to tak bardziej
z wiary niż ze strachu". Zamilkliśmy... Jak dobrze, że ten ksiądz
nie słyszał tego wszystkiego, o czym mówiliśmy wcześniej w kawiarni.
Pewnie zupełnie straciłby wiarę w nas.
Pomóż w rozwoju naszego portalu