Kilka tygodni temu obserwowaliśmy w przestrzeni medialnej ożywioną,
lecz krótką dyskusję na temat satanizmu. Stało się to przy okazji
koncertu w naszym kraju Marylin Mansona, którego poseł Ryszard Nowak
nazywa następcą Antona Szandora LaVeya, przywódcy Kościoła Szatana.
Niestety, dyskusja szybko zamilkła...
Głównym powodem zamknięcia problemu okazał się brak determinacji
osób świadomych zagrożenia. Wspomniany Ryszard Nowak wycofał się
z pomysłu pikietowania warszawskiej sali koncertowej. Tłumaczył to
tym, by nie reklamować niepotrzebnie tego rodzaju muzyki i ideologii.
Lepiej więc o problemie zbytnio nie mówić. I rzeczywiście, po kilku
prasowych protestach paru znanych osób w medialnej przestrzeni zapadła
cisza. Zresztą nie można się temu dziwić; sensacja minęła, a życie
płynie dalej. Czas na publiczną dyskusję był wcześniej i okazał się
czasem zmarnowanym.
Protestujący ostatecznie ulegli argumentacji powtarzanej
już od lat i to przy różnych okazjach. Przypomnijmy sobie zarzuty
wobec pikietujących oszczerczy wobec Kościoła film Ksiądz lub sprzeciwiających
się bluźnierczej kampanii reklamowej filmu Skandalista Larry Flint.
I wtedy powszechnie dało się słyszeć "dobre rady", aby nie krzyczeć
zbyt głośno, a najlepiej w ogóle nic nie mówić, aby nie dawać darmowej
reklamy. Ale czy rzeczywiście chowanie głowy w piasek, niezauważanie
problemu i zamykanie oczu na jego istnienie to metoda najskuteczniejsza?
Bez wątpienia im więcej głosów sprzeciwu, to i gwar większy.
Być może jest to nawet brane pod uwagę w kampanii reklamowej. A jednak
pojawia się pytanie, czy tylko jedna ze stron ma prawo głosu? W dodatku
jest to strona szkodliwa społecznie, dla której "kasa" wydaje się
najistotniejszą wartością. Tylko dlatego jej racje są tolerowane,
że tego wymagają prawa demokracji, lub przynajmniej niektórym się
tak wydaje. I oto paradoks naszych czasów: społeczeństwa wiedzą (
chyba), co jest złe, ale mimo wszystko się na to godzą. Prawie wszyscy
zgadzają się, że pornografia i prostytucja są złe, a jednak rządy
rejestrują tę działalność, co ma umożliwić jej kontrolowanie. Eutanazja
i aborcja są czymś fatalnym, ale - w ramach prawa wolnego wyboru
- się je dopuszcza. Narkotyki to coś okropnego, a mimo to się je
legalizuje - powody, jak wyżej. A zatem, współcześni ludzie nie są
źli, a ponieważ są dobrzy, są... źli.
Także ci, którzy są świadomi zagrożenia, a jednak nie
podnoszą głosu, ulegają przewrotnej argumentacji i w podobny sposób
stają się dobrzy (albo źli, jak kto woli). Dlatego milczą, choć widzą,
co się dzieje. Być może doraźnie jest to taktyka słuszna. Rozgłos
i gwar wokół problemu są mniejsze, gdy nikt nie protestuje. Ale czy
wtedy jakikolwiek protest ma sens? W końcu każdy głos jakoś tam zwiększa
szum, a więc i reklamę wokół sprawy. Gdy więc cała już Polska mówiła
o Mansonie, czy i wtedy wyrażenie sprzeciwu reklamowało li tylko
muzyka? A może przeciwnie, rozpętanie szerokiej dyskusji społecznej
naświetliłoby problem, pokazało zagrożenia, jakie niesie? Bez takiej
publicznej debaty nic takiego się nie stanie, natomiast propagatorzy
zła nie będą zasypywać gruszek w popiele. Ich akcja będzie trwać,
tylko w sposób niewidoczny i podobnie będzie niewidoczny "postęp",
jaki poczyni. Jeszcze dwadzieścia lat temu muzycy wyśpiewywali hołdy
szatanowi metodą "backward masking", gdzie słowa stają się zrozumiałe
dopiero po puszczeniu taśmy od tyłu. Przeciętny słuchacz więc nie
wiedział, czego tak naprawdę słucha. Ale dzisiaj ta skomplikowana
metoda trąci myszką, o wiele większe zyski przynosi cześć śpiewana
szatanowi wprost, całkiem zwyczajnie.
Czy nie należałoby kiedyś powiedzieć "stop", zatrzymać
logikę diabelskiego "postępu"? I to powiedzieć całkiem głośno, ile
sił w płucach, by powstał rozgłos właśnie jak największy? "Tak mówi
Pan: ´Klaskaj w dłonie i tupaj nogą, i wołaj: Biada z powodu wszystkich
obrzydliwości domu Izraela (...)´" (Ez 6, 11).
Pomóż w rozwoju naszego portalu